Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Bastet
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Czw 21:49, 05 Mar 2009 Temat postu: Matka Północy |
|
|
Umieszczam od razu dwa rozdziały i mam nadzieję, że ktoś w najbliższej przyszłości się wypowie
1. Fiordy
Zaspane, pomarańczowe słońce leniwie wynurzyło się z zza horyzontu, po kolei oświetlając brzeg morza, skaliste wzniesienia i lasy. Rosa z traw zaczęła błyszczeć dając znak ptakom, by zaczęły swe poranne świergotanie. Pomiędzy drzewami przemknęła młoda sarenka podążając za swoją matką, uciekającą jak najdalej od pobliskiej, małej osady ludzi.
Osada ta składała się z dwudziestu sześciu domów, w których mieszkała społeczność wsi. Niektóre budynki były małe, skromne i bardziej przypominały lepianki, w przeciwieństwie do innych miejsc zamieszkania – solidnych i drewnianych konstrukcji z grubych bali na kamiennych fundamentach, pokrytych deskami i strzechą. Mniej więcej po środku wsi znajdowała się niewielka, piaszczysta, okrągła i pusta przestrzeń, która poniekąd służyła za prowizoryczny rynek, ale jej głównym przeznaczeniem było umożliwianie zbierania się tam lokalnych wieców.
W podłużnym domu rodziny jednego z bogatszych rolników we wsi powoli wszystko ożywało. Ase, pulchna kobieta dobrze po czterdziestce, już zaczynała się krzątać po halli – głównym i największym pomieszczeniu, w którym to zazwyczaj działo się najwięcej. Po lewej stronie znajdowała się jeszcze malutka spiżarnia. W osobnych budynkach była łaźnia, obora, kurnik i jeszcze jeden budynek gospodarczy, w którym przechowywano narzędzia do pracy w polu.
Ase wyszła szybkim krokiem do pobliskiej rzeki skąd nabrała wodę w duże wiadro i ruszyła z powrotem do domu, przy okazji domykając kurnik, aby zwierzęta nie wybiegały za daleko. Stary Bebe, mieszkający niedaleko nich razem z młodym synem, strasznie awanturował się, gdy ktoś obcy, niezależnie czy był to człowiek czy nierozumna kura, wchodził na jego pole.
Kobieta weszła do halli, postawiła wiadro i zauważyła, że gospodarz domu, pięćdziesięcioletni, niski, ale dobrze zbudowany, już siwy, Ari także był gotowy. A jego najstarsze dziecko – Eirikr – młody i silny mężczyzna z długimi brązowymi włosami, właśnie wstawał. Trzeba było tylko jeszcze obudzić dwie, młodsze córki Ariego i jednego chłopca, którego mężczyzna przygarnął, gdy jego rodzice zniknęli w tajemniczych okolicznościach w pobliskim lesie. To samo stało się z żoną i matką dzieci Ariego oraz jednym mężczyzną.
Tamtego poranka Anja – żona Ariego, małżeństwo – Aimo i Karin, oraz Gunnar wybrali się wspólnie do lasu. Słońce ledwo co świtało, co sprawiało, że w lesie było jeszcze ciemno. Kobiety udały się z koszykami, by nazbierać trochę grzybów, a mężczyźni poszli coś upolować na wieczerzę, aby gospodynie miały czas, żeby to przyrządzić.
Nie wrócili do wieczora. W nocy rozpoczęły się poszukiwania i trwały cały kolejny dzień. Niestety, nigdzie nie odnaleziono zaginionych. Nie było żadnych śladów. Nie wiadomo, czy przeżyli, czy też ktoś ich porwał. Ari był wtedy zrozpaczony. Mimo, że zakończyły się poszukiwania, on w przypływie desperacji szukał swojej żony jeszcze przez kolejny miesiąc. Niestety, na daremnie. Nie odnalazł jej. Ktoś mówił, że widział duży statek odpływający od fiordów, co mogło jasno wskazywać na porwanie, ale nikt nie mógł tego potwierdzić czymś wiarygodnym, więc wkrótce zapomniano o całym zdarzeniu. Złośliwe plotkary często głosiły, że Aimo i Karin uciekli gdzieś do odległej, bogatej rodziny, gdzie mogli żyć o wiele dostatniej. Anja z kolei miała zakochać się do szaleństwa w Gunnarze i nie chcąc robić z siebie pośmiewiska oraz ladacznicy, uciekła gdzieś razem z nim oraz Aimo i Karin. Niektórzy mówili, że Anja była z Gunnarem w ciąży. Jednak mało kto, a tym bardziej Ari, w to wierzył.
Od tamtego czasu, teraz już nastoletni, syn zaginionego małżeństwa – Per - mieszkał wraz z rodziną Ariego. Natomiast Ase zastąpiła Anję i stała się gospodynią domu. Od tamtego wydarzenia minęło już dwanaście lat, ale w pamięci Ariego wciąż tkwiła Anja. Pamiętał ją tak doskonale… Miała długie, czarne włosy, była smukła i wysoka. Uchodziła za największą piękność we wsi. Miała bardzo jasną cerę, wąskie, ale bardzo barwne usta oraz często rumieńce na bladych policzkach, które sprawiały, że jej twarz wyglądała jak świeże jabłko. I posiadała również te duże, ogromne i granatowe oczy, które w dziedzictwie pozostawiła wszystkim swoim dzieciom.
Kiedyś, gdy Ari był jeszcze sprawny fizycznie, planował wsiąść na statek i popłynąć w morze, aby odszukać swoją żonę. Jednak wtedy pojawiła się Ase i wybiła mu ten pomysł z głowy, przypominając mu o odpowiedzialności za dzieci.
„- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz, głupi chłopie?! Te dzieci i tak już straciły matkę. Chcesz, by straciły także ojca?” – powiedziała mu wtedy, odwiedzając go w domu. Wcześniej Ase była ich dobrą sąsiadką, a widząc w jakiej sytuacji znalazł się Ari, postanowiła, że pomoże mu w gospodarstwie. Sprzedała swój mały dom i zamieszkała razem z nim i z dziećmi.
„- Jak pomyślałam, że moim sąsiadem ma być samotny wdowiec z czwórką bachorów, to tak się skapnęłam: Nie! Nie pozwolę na to. Bądź, co bądź, ale chłop to nieporadne stworzenie jest…” – często powtarzała.
Eirikr powoli zwlekł się z łóżka, które było długą ławą, wbudowaną w ścianę po obu stronach, pokrytą futrem i wełnianym kocem. Wszyscy spali w jednym pomieszczeniu.
Mężczyzna uśmiechnął się do Ase i zaczął wkładać na siebie koszulę i lniane spodnie do kostek, a następnie skórzane buty.
- Co się szczerzysz, ty młody baranie? – spytała ostro Ase, rozpalając ognisko, które znajdowało się w centrum halli.
- Mam dobry humor. Dobrze spałem – odparł Eirikr, zakładając zieloną bluzę na koszulę i przewiązując ją skórzanym paskiem.
- Ba! Po tylu kuflach piwa trudno nie spać dobrze – burknęła, wyjmując garnek i wrzucając do niego warzywa.
- Chodź, synu – wtrącił się nagle Ari. – Wyprowadzimy zwierzęta. Niech Per dzisiaj pośpi trochę dłużej, skoro obaj już jesteśmy gotowi.
Eirikr skinął głową, związał niedbale jakimś rzemykiem, swoje długie włosy i wyszedł za ojcem.
- Hej! Dziewki! Wstawać mi tu szybko i pomoc przy śniadaniu – krzyknęła Ase, gdy mężczyźni wyszli – Nie obijać się! Dziś jest dużo roboty!
Ase przerwała pracę, podeszła szybko, do śpiącego na ziemi Pera i kopnęła go w tyłek, krzycząc – Wstawaj, smarkaczu! Wyszli już bez ciebie!
- Co? – spytał, nieprzytomnie Per, zrywając się na nogi.
Ase tylko pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko pod nosem…
2. Poranek
Gdy tylko z domu wyszedł Per, córki Ariego - Eydis i Sigrun wstały i zaczęły się ubierać. Eydis, najmłodsza ze wszystkich, bo czternastoletnia, miała długie brązowe włosy, jasną cerę i mnóstwo piegów na małym, lekko zadartym nosie. Mimo, że wkraczała już wiek dojrzewania do kobiecości, nadal zachowywała się jak małe dziecko – wesoła, wszędzie jej było pełno.
- Eydis, wypuść kury z kurnika. Zdaje się, że ten osioł, Per, tego nie zrobił, tylko od razu poleciał na pastwisko – powiedziała Ase, wyglądając przez małe drewniane okienko.
- A mogę wyjść z Renem? – spytała dziewczynka, mając na myśli ich dużego psa, który w nocy pilnował domu i zwierząt, a w dzień albo chodził na pastwisko za krowami i kozami, albo wygrzewał się na słońcu.
- Możesz, ale na krótko – odparła Ase. – Za niedługo posiłek! – krzyknęłą za nią, gdy ta szybko wybiegła.
- Zajmij się tym ogniskiem, Sigrun – zwróciła się po chwili do starszej, bo dwudziestoletniej, córki Ariego, która właśnie rozczesywała długie, blond włosy.
Sigrun skinęła głową, na znak ze usłyszała i zaraz zabrała się za poprawianie ognia.
- Powieś kociołek – odezwała się nagle Ase, podając go młodej kobiecie, która dźwigając go, powiesiła na szpikulcu, nad ogniem. W tym czasie gospodyni wytarła ręce o fartuch i zaczęła, razem z Sigrun rozstawiać drewniane miski i łyżki na masywnych, ciemnych stołach ustawionych przed ławami.
- Znalazłabyś sobie wreszcie jakiego chłopa – powiedziała nagle Ase, na co Sigrun przewróciła tylko niecierpliwie oczyma. – Wyprowadziłabyś się, urodziła no jakiego dzieciucha. Byłoby weselej.
- Ase, powtarzasz już to od kilku tygodni. Co ci się rzuciło? – spytała kobieta.
- Bo zobaczysz, słuchaj starej Ase, jak będziesz tak zwlekać, to się w końcu zestarzejesz i zostaniesz sama. A samemu to nudnawo, wiesz. Nie ma do kogo zagadać, ani na kogo pokrzyczeć, nie? – rzekła z figlarnym uśmiechem.
- Ale tu we wsi nie ma nikogo godnego…
- No nie mów, że nie ma tutaj dobrych…
Nagle do halli wpadła Eydis razem z psem i zaczęła się z nim przewalać po podłodze.
- Hej! – ryknęła Ase, podchodząc do psa. – Wynoś go stąd, natychmiast! Psa tu jeszcze brakuje! Wyłaź… - wygoniła szybko za drzwi dużego psa, podobnego do wilka – Zapchlony kundel…
Eydis, wytrzepała z włosów trawę i podeszła do kociołka, zaglądając do niego, aby sprawdzić co się gotuje.
- Nie mów, że nie ma tutaj dobrych materiałów na męża – Ase powróciła do tematu. - A ten… Ten stajenny od Ragyvenów?
- Strasznie chudy… I za niski – odparła Sigrun, marszcząc jasne brwi.
- A syn Hjörtura, ten… Jak on miał…
- Fridrik – wtrąciła kobieta. – Strasznie ordynarny.
- A Snorri?
- Nie da się z nim zamienić żadnego słowa – odparła, siadając na ławie.
- A Jón? – zadała kolejne pytanie z nadzieją w głosie.
Sigrun pokręciła głową. – Za stary…
- I śmierdzi – wtrąciła Eydis, siedząc po turecku przed ogniskiem.
- A idźcie że… - żachnęła gospodyni i wróciła do roboty przy kuchni.
Sigrun tylko rzuciła swojej siostrze porozumiewawcze spojrzenie i zaczęła mieszać gulasz, który znajdował się w kociołku. Po paru minutach spędzonych na wsłuchiwaniu się w nucenie Ase, Eydis wstała, żeby pomóc kobiecie przy nakładaniu jedzenia.
- Sigrun, zawołaj ich na posiłek – powiedziała Ase, próbując czy gulasz jest dobry.
Kobieta wstała z ławy i wyszła z budynku. Zaraz po wyjściu blask słońca uderzył ją prosto w oczy, tak że musiała je sobie przysłonić ręką, żeby cokolwiek widzieć. Ruszyła w stronę obory, żeby sprawdzić czy może akurat z niej nie wychodzili, lecz zanim tam doszła zauważyła, że cała trójka znajdowała się daleko w polu, prawie przy lesie.
- Hej!!! – krzyknęła na nich, jak najgłośniej mogła. Żaden się nie odwrócił. – Hej!!! – krzyknęła jeszcze donośniej, ale nikt nic nie słyszał. Z wyjątkiem ich psa – Rena, który przyleciał do niej już na pierwsze zawołanie. Nie widząc innego wyjścia, jak tylko ruszyć w ich stronę i na miejscu powiadomić ich o posiłku, podciągnęła sukienkę i zaczęła się przedzierać przez uprawy. Słońce pięknie oświetlało całe pole zboża, a lekki wiatr poruszał co chwilę jego kłosy. Sigrun cieszyła się, że tutaj żyła. Dawniej tego nie dostrzegała, później uważała, że lepiej byłoby mieszkać w większym miasteczku, jednak z czasem przyzwyczaiła się do życia w tej okolicy i zaczęła doceniać jej walory. Miała tutaj wszystko. Pola, lasy, rzekę, morze, małą plażę i fiordy. Nigdy nie głodowała, miała rodzinę, w której często bywało wesoło. Czasami tylko jej ojciec chodził smutny, a jego oczy wyrażały, że jest gdzieś daleko stąd. Wtedy zawsze pytała się go o to, co się stało. On tylko uśmiechał się nieznacznie, ale nie nigdy nie odpowiadał. Nie musiał. Wiedziała, że tęskni za mamą. Ona i jej starszy brat, Eirikr, pamiętali ją bardzo dobrze. Eirikr pewnie jeszcze lepiej. Gdy zaginęła ich matka, ona miał wtedy czternaście lat, a ona osiem. Eydis zaledwie dwa – ona w ogóle jej nie pamiętała. Sigrun czasem także było smutno, że jej matki z nimi nie ma, że nie wiadomo co się z nią stało. Ale nigdy nie płakała. Już nie.
Czasami marzyła o odległych krajach miejscach, o których opowiadał pewien stary podróżnik, który zatrzymał się kiedyś u nich na kilka dni. Opowiadał wtedy o mroźnej i niebezpiecznej północy oraz o jej okrutnych wojownikach, którzy od lat siali strach wśród ludzi całej Europy. Opowiadał także o Frankach, Anglikach, królewskich dworach w całej Europie, o kapłanach w długich szatach, niosących symbol krzyża. To wszystko jednocześnie przerażało i intrygowała Sigrun, której celem od tamtej pory były podróże. Chciała udać się daleko na południe, gdzie podobno słońce nigdy nie zachodziło, wszędzie znajdował się tylko piasek, który boleśnie parzył w stopy, i gdzie nie było w ogóle wody.
Dlatego nie chciała wychodzić za mąż. Co ona by wtedy zrobiła z mężem i dziećmi? Nie udałaby się przecież w dalekie podróże. Nie zostawiłaby ich wtedy. Wiedziała co to znaczy, wychowywać się bez matki, i nie chciała dla swoich dzieci tego samego.
W jej marzeniach istniał obraz kobiety niezależnej, podróżującej po odległych zakątkach ziemi, a która gdy już jest zmęczona, wraca w swoje dawne strony, do rodziny i tam dalej żyje, opowiada o swoich przygodach, a później umiera.
Jednak Sigrun obawiała się, że są to tylko marzenia. Czuła, że nigdy nie pojawi się na horyzoncie statek, który zabierze ją daleko stąd. Dlatego coraz częściej myślała o małżeństwie, jednak nie widziała tutaj nikogo godnego uwagi. Wszystkich znała od urodzenia, od małej dziewczynki, znała ich wady i zalety. Kogo mogła wybrać?
Jej ojciec na razie nic nie mówił na ten temat, ale w końcu może przyjść taka pora, że będzie chciał ją za kogoś wydać. I co wtedy ona będzie miała do powiedzenia? Woli ojca nikt się nie sprzeciwiał. Tylko głupcy.
Sigrun tak się zamyśliła, że przez przypadek wpadła na swojego brata i wywróciła się.
- Co tak łazisz jak pokraka? – zaśmiał się Eirikr i pomógł jej wstać.
- Zamyśliłam się – mruknęła, otrzepując się. – Posiłek już jest gotowy. – oznajmiła, wychwytując spojrzenie swojego ojca.
- Już idziemy – odparł, uśmiechając się do niej.
Cała czwórka z Perem na przedzie, ruszyła w stronę domu. Przez długi czas szli w milczeniu, jednak potem jej brat wymyślił zabawę, która polegała na tym, że pokazywał miny, gesty lub ruchy jakiejś osoby ze wsi, a Sigrun odgadywała o kogo chodziło. Udało jej się poznać większość z prezentowanych osób, i gdy dochodzili już domu, zagadnęła do ojca. – Ojcze, gdzie w końcu dziś będzie kolacja? U nas?
- Nie – zaprzeczył, otwierając drzwi i przepuszczając przez nie córkę pierwszą. – U Ragyvenów.
Sigrun w myślach odetchnęła z ulgą. Oznaczało to, że nie będą musiały pracować cały dzień bez wytchnienia. Ragyven to rodzina prawodawcy wsi. Miał on już dwóch dorosłych synów i piętnastoletnią córkę – Diyar, która była także najlepszą przyjaciółką Eydis. Dzisiaj Diyar kończyła szesnaście lat, tym samym wkraczając w wiek dorosłości i z tej okazji prawodawca urządzał biesiadę. Kolacja przez długi czas miała się odbyć w domu Ariego i Ase, ze względu na to, że gospodyni, jak i również żona prawodawcy, nie domagała zdrowotnie, nie było więc pewne czy poradzi sobie ze wszystkim. W końcu jednak jej stan się polepszył i trwały przygotowania do kolacji w domu prawodawcy. Obrządek wkroczenia w dorosłość miał się odbyć w ścisłym rodzinnym gronie, natomiast na posiłek zaproszenie byli wszyscy ze wsi. Ze względu na to, że dom prawodawcy nie pomieściłby tylu ludzi, biesiada miała odbywać się na zewnątrz. Dlatego zaraz po pierwszym porannym posiłku wszyscy mężczyźni mieli pójść pomóc ustawić i umocować stoły oraz ławy, natomiast kobiety miały przygotować po kilka dań i uwarzyć dużo piwa.
W czasie porannego posiłku wszyscy rozmawiali tylko o nadchodzącej biesiadzie, o tym co włożyć na siebie, co przygotować i, o której się tam stawić.
Zaraz po tym, gdy skończyli jedzenie, ktoś zapukał do drzwi. Per otworzył je i prawie natychmiast zawołał:
- Sigrun! Tora przyszła!
- Wychodzę – rzuciła tylko za siebie i wybiegła razem z przyjaciółką z domu…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
adrian_00
Dołączył: 24 Gru 2008
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 23:35, 06 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Dobra nie mam czasu czytać całości w najbliższym czasie odpowiem na całość. Ogólnie jest Ołkej. Tylko brakuje przecinka i kropki wg mnie. Liczba domów tu nie potrzebnie mówisz 27 czy ile tam było. Możesz powiedzieć że kilkanaście tak jest lepiej. No tyle godzina 23 wiec ide z pieskiem Kiedyindziej odpowiem
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Śro 16:10, 18 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
3. Statek
Tora była jej najlepszą przyjaciółką od wczesnego dzieciństwa. Zawsze razem bawiły się, rozmawiały, plotkowały i powierzały sobie największe sekrety. Razem też dorastały, zakochiwały się, czasem również kłóciły, a później przepraszały siebie nawzajem i płakały. Tora była o dwa lata starsza od Sigrun, ale ta różnica nigdy nie stanowiła dla nich problemu. Zawsze świetnie się dogadywały. Czasem nie musiały nawet używać słów, żeby jedna wiedziała co myśli i czuje ta druga. Były nierozłączne od kilkunastu lat.
- Co u ciebie? Ase coś przygotowuje? – spytała Tora, poprawiając niedbale swoje ciemne włosy, związane w kok. Tylko niezamężne kobiety nosiły rozpuszczone włosy. Mężatki albo je związywały, ale ukrywały pod chustami. Tora od niedawna miała męża i trudno jej było się przyzwyczaić do codziennego upinania włosów. Jak często dało się zauważyć, miała też z tym duży problem.
- Tak. Zdaje się, że jakieś mięsiwo. Wiesz, mój ojciec i prawodawca są od dawna dobrymi przyjaciółmi. Wypada przynieść coś specjalnego – odparła Sigrun wbijając wzrok w ziemię i kopiąc kamyka, który nawinął się jej pod stopę.
- A twoja… - zaczęła kobieta, ale przerwała. – A ty?
Tora zaśmiała się, a Sigrun dodała zmieszana. – Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do tego, że mieszkasz już samodzielnie.
Jej przyjaciółka znów się zaśmiała. Bardzo często to robiła i Sigrun była pewna, że to właśnie tym śmiechem tak bardzo przyciągała wzrok mężczyzn. Tora miała bardzo ładną, pełną twarz i z pewnością nie należała do najszczuplejszych osób. Ale dla Sigrun była idealna. Zawsze jej się tak wydawało. Wszystko co robiła Tora, było dla niej czymś wyjątkowym i miała wrażenie, że wszystkiego czego by się nie dotknęła, zamieniało się w złoto, a jej śmiech brzmiał jak radosny chichot wróżki. Zawsze była bardzo pewna siebie, podczas gdy Sigrun raczej unikała ludzi, szczególnie obcych.
- Z Palem ustaliliśmy, że przyniesiemy beczułkę piwa. Tyle wystarczy – odparła Tora i po chwili dodała. – Idziemy na wzgórza?
Sigrun skinęła głową i obie szybszym krokiem ruszyły w stronę fiordów.
- Wiesz co gadała ta mała od prawodawcy? – spytała nagle Tora z lekkim oburzeniem w głosie.
- Diyar? – upewniła się Sigrun. Tora skinęła głową.
- Mówiła coś o tym, że jak tylko będzie już dorosła, czyli dziś wieczorem, to spakuje się i ucieknie gdzieś z tym ich stajennym – opowiedziała bardzo przejętym tonem. Tora kochała plotki i bardzo często była skłonna w nie uwierzyć.
- A po co? – zdziwiła się Sigrun.
Tora wzruszyła ramionami. – Podobno jest z nim w ciąży.
- Plotki! – parsknęła jasnowłosa.
- Ale bardzo prawdopodobne – brnęła dalej Tora, nadal nie dając za wygraną, mimo niedowierzania przyjaciółki. – Sama widziałam ich razem.
Sigrun westchnęła, ale nic nie odpowiedziała. Jakoś nie bardzo obchodziły ją wyczyny córki prawodawcy.
- Wiem, że ciebie to nie interesuje. Nie przejmujesz się plotkami – Tora znów wyczytała, dokładnie to, co chodziło po głowie Sigrun. – Ale to może mieć zgubny wpływ na twoją siostrę.
- Na Eydis? – zdziwiła się jasnowłosa. – Nigdy. To zbyt rozsądna dziewczyna, żeby wycinać takie głupstwa, nawet jeśli jest to prawda.
- Kto tam wie? – wzruszyła ramionami Tora i nagle uśmiechnęła się figlarnie. – Nas też mieli za rozsądne dziewczyny. A nie pamiętasz jak polazłyśmy do tej jaskini pod fiordami na drugiej plaży?
Sigrun roześmiała się na wspomnienie o ich wycieczce na, tak zwaną, Jasną Plażę, gdzie przybijały wszystkie rybackie łodzie oraz stateczki, i gdzie również znajdowała się jaskinia, w której podobno straszył duch zmarłego podróżnika. Wyruszyły do jaskini, aby przekonać się czy te opowiadania to prawda. Oczywiście, żadnego ducha nie spotkały, chociaż Tora twierdziła, że zobaczyła coś białego obok siebie przez ułamek sekundy. Bądź co bądź, wróciły stamtąd późno w nocy, ponieważ nie mogły znaleźć odpowiedniej drogi i, gdy tylko obie pojawiły się w domach, dostały takie lanie od swoich ojców, że na długi czas wybito im z głowy jakiekolwiek wycieczki.
- Pamiętam, pamiętam… - odparła jasnowłosa i usiadła na trawie, gdy tylko dotarły na wzgórze. Na fiordach wiatr zawsze mocno wiał, więc włosy Sigrun latały we wszystkie strony, wpadając jej do oczu i buzi. Zawsze także, rozciągał się stamtąd niesamowity widok. Pod nimi znajdowało się skaliste wybrzeże, a dalej morze i za nim wyraźny horyzont. Fale uderzały mocno z szumem i grzmotem w skaliste fiordy, a w powietrzu czuć było zapach morskiej, chłodnej wody. Sigrun i Tora często tam przychodziły. Potrafiły siedzieć godzinami i albo rozmawiać o niczym, albo po prostu wpatrywać się w horyzont. Ptaki latały i krakały im nad głowami, a odgłosy i zapach był tak uspokajający i tak usypiający, że…
- Sigrun! – usłyszała gdzieś w oddali.
- Sigrun! – usłyszała drugi raz, ale nie podniosła się na wołanie przyjaciółki. Tak dobrze jej się leżało. Nie chciała otwierać oczu. Nie chciała wracać do rzeczywistości. Dobrze jej tu było. Bezproblemowo. Beztrosko. I tak dobrze…
- Sigrun!!! Wstawaj, do cholery jasnej! – usłyszała skrzek Tory, tuż nas swoim uchem. Podniosła się szybko i rozejrzała nieprzytomnie dookoła. Słońce zachodziło. Ale jak to było możliwe? Przed chwilą świeciło jeszcze wysoko na niebie.
- Wstawaj, ty odfruwańcu jeden! – krzyknęła Tora, podnosząc ją gwałtownie z ziemi.
- Ale… - zaczęła, lecz przyjaciółka jej przerwała. – Spałaś przez cały czas. Ja także trochę zmrużyłam oczy. Niby to trwało tak krótko, a już się ściemnia. Musimy szybko wracać, aby się przygotować.
Sigrun przetarła oczy i przeciągnęła się lekko, czując jak wszystkie mięśnie i kości przyjemnie się rozprostowują, po czym ruszyła za przyjaciółką w dół zbocza. Rzuciła tylko ostatnie, tęskne spojrzenie na morze i już miała ruszyć za oddalającą się powoli Torą, gdy nagle coś daleko na horyzoncie przykuło jej wzrok. Wydawało jej się, że widzi jakiś statek z dużym białym żaglem. Obracał się dookoła, jakby nie mógł znaleźć odpowiedniej drogi. Powoli zaczęła się wracać, uważnie obserwując to coś, co tak bardzo przypominało jej okręt…
- Ha! – Tora krzyknęła za nią, łapiąc ją za plecy, tak że jasnowłosa aż podskoczyła ze strachu.
- Wystraszyłam cię? – roześmiała się jej przyjaciółka.
- I to jak… - odetchnęła Sigrun, łapiąc się odruchowo za serce.
Tora znowu roześmiała się. – Chodź już. Kiedy indziej pomarzysz sobie o swoich podróżach.
- Ale ja… - już zaczęła protestować, chcąc jej pokazać okręt, lecz gdy odwróciła się, przerwała.
- Co? – spytała kobieta.
Sigrun patrzyła się na horyzont, dokładnie tam, gdzie wcześniej stał statek. Jednak teraz nic nie widziała. Zmrużyła oczy i podeszła kilka kroków bliżej, jednak i to nic nie dało. Okręt zniknął, jak zaczarowany, w ciągu chwili.
- Sigrun, co ci jest? – spytała troskliwie Tora.
- Nie… Nic – pokręciła głową – Tylko…
- Tylko co? – wnikała przyjaciółka.
- Tylko… Aaa… - machnęła niedbale ręką i ruszyła w stronę Tory. – Coś mi się przewidziało.
Tora uśmiechnęła się lekko i pokręciła rozbawiona głową – Oj, ty moja marzycielko… Oj, ty marzycielko…
Sigrun rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na horyzont, żywiąc nadzieję, że okręt znów się pojawi, gdzieś mignie jego dziób albo maszt, jednak nic takiego się nie stało. To było tylko złudzenie. Złożyła ręce za siebie, wbijając wzrok w ziemię i powolnym krokiem zaczęła iść za Torą w stronę wioski…
4. Walka
- Eydis, uczesz włosy! – krzyknęła Ase, zawiązując sobie elegancki pas wokół talii. – Per, głupi chłopcze! Ta koszula jest brudna. Czystą masz położoną przecież na półce!
Chłopak szybko ściągnął z siebie ubranie i popatrzył na nie takim wzrokiem, jakby niedowierzał, że może być czymś ubrudzone.
- Eydis! Ile razy mam powtarzać?! Uczesz te kłaki! – zaczęła wrzeszczeć gospodyni, próbując zawiązać sobie na szyi wisiorek.
- Eydis, słuchaj co mówi do ciebie Ase – powiedział spokojnie Ari, który już był ubrany w odświętny strój. – Czekam na was na zewnątrz – oświadczył po chwili i wyszedł przed dom, zapalając fajkę.
Per szukał koszuli.
Gdzieś niedaleko paleniska przebiegł pies.
- Eydis, uczesałaś te włosy?! – spytała Ase, nadal próbując zawiązać naszyjnik.
- Tak – odparła dziewczynka, pochodząc do kobiety.
- Doskonale. A teraz pomóż mi zawiązać ten przeklęty wisior – odparła, podając jej rzemyk, na którym wisiał jakiś ciemno-brązowy, wypolerowany i gładki kamień.
- Wiesz gdzie jest Sigrun? – spytała po chwili Ase.
Per nadal szukał koszuli.
- Zdaje się, że ledwo co wróciła z Torą, to poszła gdzieś z Eirikrem – odpowiedziała Eydis, kończąc wiązanie naszyjnika.
- Jak to? – spytała się Ase, odwracając się gwałtownie w stronę dziewczynki.
Per wciąż szukał koszuli.
- No… Oni chyba poszli gdzieś na pole z bronią. Wydaje mi się, że poszli ćwiczyć… - odparła cicho i nieśmiało Eydis, widząc groźno minę Ase.
- O tej porze?! – gospodyni zaczęła natychmiast wrzeszczeć, zgodnie z przewidywaniami dziewczynki.
- Chyba… - zaczęła mówić Eydis, ale Ase już była przy wyjściu drąc się. – Niech ja ich tylko dorwę! Nogi im z dupy powyrywam!! Durne małolaty!
Trzasnęły drzwi i w domu zapanowała całkowita cisza. Dziewczynka usiadła ciężko na ławie, stojącej obok i głęboko westchnęła.
- Per, pomóc ci? – spytała Eydis widząc, że chłopak chodził po domu zmieszany oraz półnagi, nie mogąc znaleźć koszuli.
Per pokiwał głową i popatrzył się z nadzieją na dziewczynkę. Eydis podeszła do najbliżej wiszącej, prowizorycznie zrobionej półki, sięgnęła i wyciągnęła białą, elegancką i czystą koszulę, po czym wręczyła ja chłopcu z uśmiechem, mówiąc. – Proszę.
***
- Obrót! Obrót mówię! Dobrze… Unik! No i co robisz? Chcesz sobie skręcić kark?
- To było za szybkie!
- Twój przeciwnik nie będzie dobierał swojej prędkości do twojej. Wykorzysta ją. Wstawaj! Szybko. Jeszcze raz… Dobrze! Dobrze. Uważaj z tej strony! Dobrze… Obrót! Doskonale.
- Już nie mogę… Odpocznijmy… Hej! To było nie w porządku!
- W walce nie obowiązują zasady. Wszystkie chwyty są dozwolone.
Sigrun po raz kolejny tego dnia leżała na ziemi z powodu swojego brata. Nie drażniło jej to. To ona poprosiła go kiedyś, żeby nauczył ją posługiwać się mieczem, a on chętnie się zgodził. Od tamtej pory, każdą wolną chwilę spędzali razem na walce. Kobieta trochę już się nauczyła. Nabrała siły w ramionach, bez trudu mogła utrzymywać miecz. Pamiętała jeszcze chwile, gdy nie potrafiła prosto utrzymać broni, a po kilku machnięciach bolały ją całe ramiona. Teraz nie stanowiło już to dla niej problemu, jednak podejrzewała, że gdyby spędzała więcej czasu na takich ćwiczeniach, ręce i tak mogłyby ją boleć. Jej brat nauczył jej już także podstawowych kroków, cięć i uników. Jednak wciąż brakowało jej refleksu. I właśnie to ćwiczyli przez ostatnie dni, także dzisiaj.
Eirikr usiadł obok Sigrun, otarł pot z czoła i spytał. - Chcesz trochę odpocząć?
Sigrun pokiwała głową i położyła się na ziemi.
- Chciałabym już umieć walczyć tak jak ty – powiedziała po chwili ciszy.
Eirikr uśmiechnął się. – W takim razie musisz jeszcze trochę poczekać. Łatwiej by nam było, gdybyśmy nie musieli ukrywać tego przed ojcem.
Sigrun i Eirikrowi nagle posmutniały miny. Gdyby jej ojciec dowiedział się o tym, że jej brat uczył ją walczyć, najprawdopodobniej zakazałby im tego. Uważał, że kobieta nie powinna się zajmować fachem, który należał do mężczyzny. Uważał, że miejsce kobiety znajdowało się w domu, przy dzieciach, w kuchni oraz na roli. Sigrun miała nieco odmienne zdanie. Owszem, spełniała swoje obowiązki w pracach domowych, ale sądziła, że kobieta także powinna umieć posługiwać się bronią. W razie niebezpieczeństwa, gdyby żadnego mężczyzny nie było w pobliżu, kto mógłby obronić cały dorobek oraz dzieci? Jeśli kobieta posiadała sprawność oraz chęci, nikt nie powinien jej zabronić takiej nauki. Tak uważała Sigrun. Jednak w jej wiosce większość ludzi była tego samego zdania, co jej ojciec – kobietom wara od broni. Dlatego ona i jej brat musieli ukrywać się przed swoim ojcem oraz przed innymi mieszkańcami wsi, aby nikt ich nie zobaczył i nie rozgłosił tego wszystkim dookoła. Wiedzieli o tym tylko oni, Ase, Eydis oraz Per. Ari jak na razie niczego się nie domyślał. Gdy znikała broń, myślał, że to Eirikr szedł z nią poćwiczyć. Nigdy nie zastanawiał się, czemu znikały dwa miecze, a nie jeden. Gdy natomiast ginęła jeszcze Sigrun, wszyscy tłumaczyli, że poszła do lasu, na wrzosowiska, nad morze z Torą lub wymyślali inne wytłumaczenia. Ari niczego się nie domyślał. Na razie.
Dookoła nich rozciągał się niewielki zagajnik, głównie z drzewami iglastymi. Słońce już zaszło, jednak nadal było dosyć widno, co tylko pomagało im w walce. Zazwyczaj przychodzili właśnie tutaj. Byli niemal całkowicie pewni, że nikt oprócz nich nie wiedział o tym miejscu, które stanowiło idealny sposób na wypoczynek. W zimę drzewa zatrzymywały chłodny wiatr z nad morza, a w lecie rzucały przyjemny cień, który orzeźwiał i dawał wytchnienie. Temu wszystkiemu towarzyszył niesamowity spokój. Nawet odgłosy przyrody i lasu wydawały się bardzo odległe. Ase martwiła się, gdy tam przychodzili. Uważała, że ten zagajnik jest dziwny, jakby zaczarowany. Mówiła, że dawniej, gdy ona jeszcze była dzieckiem, mieszkała tutaj jakaś starsza, tajemnicza kapłanka, która podobno przybyła z odległego południa. Miała mieć całą czarną skórę, równie czarne włosy, duże białe oczy oraz kolorowe ubranie z mnóstwem złotej biżuterii. Podobno wioskę odwiedziła tylko raz, szybko i niespodziewanie się pojawiła, jak i również potem zniknęła.
Dawniej Sigrun wierzyła w każde słowo, jakie wypowiedziała Ase. Jedna z wiekiem, coraz częściej zastanawiała się nad wiarygodnością niektórych baśni i opowieści. Szybko doszła do wniosku, że czarni ludzie nie istnieją. Nigdy takich nie wiedziała na własne oczy, więc jak mogli gdziekolwiek mieszkać? Zresztą, czarny człowiek? To było dla niej nie do wyobrażenia. Eirikr też w to nie wierzył. Mówił, że te wszystkie baśnie, opowieści, bogowie, magiczne siły, to jeden wielki kant.
Eirikr przewrócił się na bok w stronę Sigrun i wlepił w nią wzrok.
- Mów – odparła natychmiast kobieta, widząc jego spojrzenie. Spędzali ze sobą tak dużo czasu, że rozumieli wszystkie swoje gesty, miny oraz ruchy. Sigrun wiedziała, że gdy jej brat patrzył się na nią bez przerwy tego rodzaju wzrokiem, chciał jej coś powiedzieć.
- Zamierzam oświadczyć się Seville – powiedział cicho, jakby bał się, że ktokolwiek, nawet, jego siostra, może coś usłyszeć.
- No nie! – wykrzyknęła, zrywając się z ziemi. – Nie żartuj! Nieprawdę?!
Eirikr pokiwał głową z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Kiedy? – spytała jasnowłosa, nadal nie wierząc w to, co usłyszała.
- Dziś w czasie kolacji – odparł. – Kiedy wszyscy będą ucztować i praktycznie nikt się nie będzie kręcił po wiosce, zamierzam ją poprowadzić w jakieś miejsce… Tylko jeszcze nie wiem jakie. Liczyłem na to, że ty mi pomożesz coś wybrać. Przecież łazisz gdzieś w kółko z Torą. Znasz na pewno jakieś ustronne, ciche miejsca.
- A nie możesz tego zrobić publicznie? Tak jak wszyscy? – spytała, z powrotem siadając na ziemi.
Mężczyzna pokręcił głową – Nie. Pamiętam, jak kiedyś mówiła mi, że nigdy nie chciałby, aby ktoś poprosił ją o zamążpójście przy wszystkich ludziach. Stwierdziła, że byłoby to zbyt peszące.
- No, to chyba, że tak… - potwierdziła tok myślenia Seville i westchnęła. – Jej, nadal nie mogę uwierzyć, w to, co właśnie powiedziałeś. Ty? Mężem? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić ciebie z gromadką dzieci. Nie przepadasz za dziećmi.
Sigrun roześmiała się.
- No co? – odpowiedział, nieco zmieszany. – Kiedyś trzeba dojrzeć.
Kobieta po chwili przestała się śmiać i powiedziała smutniejszym głosem. – A na pewno nie mogę sobie wyobrazić, jak mogłabym żyć bez ciebie w domu.
Tym razem jej brat się roześmiał. – Przecież, to że będę się żenić, wcale nie wyklucza tego, że możemy się widywać. Zresztą, zanim wybudujemy sobie własne domostwo, prawdopodobnie będziemy jeszcze mieszkać w swoich domach.
- Ale to i tak nie to samo… - westchnęła ciężko, bawiąc się kawałkiem trawy.
Pomiędzy nimi zapanowała długa cisza. Każdy z nich zatopił się w swoich myślach. Eirikr zastanawiał się, czy aby przypadkiem nie popełnia błędu i nie żeni się z nieodpowiednią kobietą. Widział także, że jego siostra bardzo się ucieszyła na tą nowinę, ale wiedział również, że w głębi serca była smutna, że on ją zostawi. Zrobiło mu się jej żal i zaczął się wahać ze swoją decyzją.
Sigrun rzeczywiście było smutno, lecz starała się nie okazywać tego swojemu bratu, aby nie martwił się o nią. Jednak szczerość, jaką zawsze obdarzali siebie nawzajem, znacznie utrudniała kobiecie ukrycie tego strapienia.
- Co powiesz na wrzosowiska? Cicho tam jak makiem zasiał – Sigrun nagle przerwała ciszę.
- Za daleko – odparł po chwili zastanowienia Eirikr.
- W takim razie las także odpada – powiedziała w zamyśleniu.
Jej brat pokiwał głową.
- A wzgórza? Plaża? – spytała po chwili.
- Właśnie, myślałem o tym, ale to też jest daleko.
Sigrun roześmiała się. – To zrób to przy stole. Będziesz miał najbliżej.
Mężczyzna uśmiechnął. – Może poprowadzę ją za jakiś dom w wiosce. Będzie w miarę cicho oraz spokojnie. I nikt nam raczej nie przeszkodzi.
- O! Bardzo romantyczne – odparła znów się śmiejąc.
- Może i nie romantycznie – powiedział w zamyśleniu oglądając miecz. – Ale na pewno się nie nachodzę! – Zadał cios bronią tuż obok ramienia swojej siostry.
Kobieta zerwała się na równe nogi, chwytając swój miecz. Eirikr zadał jej cięcie w bok, co zręcznie i szybko sparowało, po czym sama przeskoczyła w bok od stykającej się ze sobą broni. Mężczyzna obrócił broń dookoła i zaatakował nią od dołu, co wprawiło Sigrun w kompletne zaskoczenie. Myślała, że jej brat będzie chciał jej zadać cios tuż nad głową, i dlatego właśnie, odskoczyła na bok, aby ustawić się wygodnie i stabilnie, co później pomogłoby jej zablokować silny atak od góry.
Kobieta zatem zatrzymała się i zaczęła zastanawiać się, w którą stronę odskoczyć, tak aby później zadać cios od tyłu. Jednak jej myślenie trwało za długo i Eirikr znowu pchnął ja na ziemię.
- Ałaa! – krzyknęła, podpierając się na jednej ręce, a drugą rozcierając sobie bolący pośladek.
- Chyba jeszcze długo poćwiczymy sobie refleks – zaśmiał się mężczyzna, podnosząc ją z ziemi.
- Wy, dziady! Smarkacze jedne, cholerne! Ja wam dam!! Kiedyś zabiorę wam te miecze i poprzetrącam wam główki we śnie! Cholera jasna, żebym musiała łazić za wami i was wołać, woły jedne!! – rozległ się mocny oraz doniosły wrzask i zza drzew wyskoczyła Ase, idąc ku nim szybkim i agresywnym krokiem.
- Chyba czas kończyć – powiedział Eirikr pospiesznie pakując miecze do pochew.
- Chyba tak – pokiwała głową kobieta, patrząc uważnie, jak w ich stronę zbliżała się potężna gospodyni.
- Stare, a głupie! – znowu zaczęła krzyczeć. – Wszystko powiem waszemu ojcu! Wszystko!! Żebym ja się musiała denerwować i zastanawiać, gdzie jesteście, podczas, gdy zara macie być gotowi i wyszykowani na posiłek! Ja wam zara pokażę walkę na miecze…
Rodzeństwo popatrzyło się tylko po sobie i dosłownie kilka sekund później pędzili przed siebie, wybiegając z lasu i zmierzając w stronę domu.
- Widziałam statek – wydyszała nagle Sigrun, dochodząc do wniosku, że ktoś powinien się o tym dowiedzieć, a najodpowiedniejszą osobą był jej brat. Eirikr zwolnił trochę.
- Jaki statek?
- No… Nie wiem. Był bardzo daleko. I widziałam go dosłownie chwilę. Potem znikł – powiedziała, także zwalniając tempo.
Mężczyzna uśmiechnął się. – Pewnie ci się przewidziało. Albo był to jakiś kupiecki statek, który bardzo szybko zakręcił.
- Pewnie tak… - odparła, chociaż nie całkowicie przekonana.
- Ty się lepiej zastanów, co zrobić, aby Per się w tobie odkochał. Bo jak na razie, to usycha z miłości – roześmiał się Eirikr i rzucił jej figlarne spojrzenie.
- No wiesz co! – uderzyła go w ramię i odparła. – Już mi jest wszystko jedno. Stwierdziłam, że poczekam, aż mu samo przejdzie.
Mężczyzna zachichotał i wbiegł do domu, rzucając broń na ławę i szukając swojego stroju. Sigrun zatrzymała się przed wejściem i spojrzała w kierunku fiordów, nad którymi zbierała się już ciemność.
„Wydawało mi się…”, pomyślała na pocieszenie i po chwili odwróciła się, wchodząc do domu, także z zamiarem przygotowania się do kolacji…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OSA
Administrator
Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Europy
|
Wysłany: Czw 23:57, 19 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Przeczytałam całość Dużo. Wszystko ok, tylko mam takie pytanie: W jakie czasy się wpasowujesz? Bo po paru cytatach i wzmiankach o fiordach wychodzą mi okolice przed XI wiekiem- chrystianizacja Skandynawii. I w tym wypadku pojawiają się pewne nieścisłości, zwłaszcza jeśli brać pod uwagę wiek ożenku u dziewcząt(o ile się nie mylę to na taką niezależność, żeby dobić do dwudziestki bez ślubu mogły pozwolić sobie tylko "wielkie panie") i posiadanie broni w chłopskich rodzinach. Niby w sumie w Braveheart, postać grana przez Mela Gibsona, miała miecz, ale jeśli się nie mylę to on miał tam jakieś korzenie ponad chłopstwem... chociażby ten jego wuj czy stryj(czort wie)... No sama nie wiem. Poleciłabym Ci żebyś pogrzebała trochę obszerniej jeśli chodzi o obyczaje na tych terenach i zajrzała do Sagi o Ludziach Lodu jeśli jeszcze nie zaglądałaś, wprawdzie wypowiadam się na podstawie tylko pierwszego tomu jaki miałam w ręce. Mimo wszystko może to i późniejsze czasy, ale podobne tereny i kultura, z pewnością.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OSA dnia Pią 0:18, 20 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Pią 19:50, 20 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
VIII wiek. A konkretnie 793 rok. Co do ożenku, to rzeczywiście niewiele o tym czytałam. Może przesadziłam Ale broń... Hmm... Tam już mieli miecze ^^ Jak wikingowie mogli napadać bez mieczy? Poza tym, w VIII wieku z tego co pamiętam Norwegia nie była jeszcze zjednoczona, nie miała króla, ani nic w tym rodzaju. Ludzie żyli bardziej w plemionach, wioskach, itp. Nie było jeszcze jako takiego podziału na klasy. Owszem, byli bogatsi i biedniejsi. Ale typowej klasy chłopskiej tam jeszcze nie było.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
OSA
Administrator
Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Europy
|
Wysłany: Sob 0:36, 21 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
VIII wiek... Mhm... Właśnie nie bardzo mogłam się zorientować poza tym, że przed XI;) Nie chodzi mi o samo posiadanie mieczy. Z dawien dawna miecze były. Chodziło mi o konkretny temat- miecze wśród chłopstwa. Tak sobie usiłuję przypomnieć Starą Baśń i ilość mieczy i średnio mi wychodzi, a to by było to samo chyba... Pal licho. Chcesz miecz masz miecz;) Tylko sprawdź sobie jeszcze te obyczaje dokładniej. Bo wiek przeciętnego zamążpójścia w tych czasach wychodziłby na okolice czternastu. 16/17 w górnej granicy;)
A No i zapomniałam- pomijając Ase to stylizacja językowa na te czasy jest zbyt mała-na mój gust, ale to kwestia doszlifowania także ok;) Lepsze to niż szukanie znaczenia archaizmów co cztery słowa.
No i, rzecz jasna, czekam na dalszą część.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez OSA dnia Sob 0:44, 21 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Bastet
Dołączył: 05 Mar 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Kielce
|
Wysłany: Sob 20:17, 21 Mar 2009 Temat postu: |
|
|
Z dalszą częścią nie ma problemu, bo jestem b. do przodu ^^ Cieszę się, że się podoba.
Co do stylizacji: no właśnie nie wiem, co z tym począć. Bo część sób mi mówi, żebym stylizowała, ale większość uważa, że tak jest ok. Jeśli będę stylizować, to na pewno wtedy, gdy będę się brała za jakieś wielkie poprawy
5. Niespodzianka
Po środku znajdowało się ogromne palenisko, w którym palił się wysoki ogień. Nad nim znajdował się ruszt, gdzie umocowany był upolowany wcześniej dzik. Dookoła poustawiane zostały stoły, a przy nich ławy, czasem krzesła. Przy jednym z rogów stołu stała prowizoryczna, mała orkiestra, złożona z harfisty, śpiewaka i dwóch mężczyzn z lutniami, którzy przygrywali ludziom do posiłku oraz do tańca. Stoły były bogato zastawione: pełne beczułki piwa, wody oraz miodu pitnego, miski z zupami, gulaszami, tace z chlebem oraz mięsiwem. Dookoła stołów siedzieli już goście. Tylko nieliczne miejsca były jeszcze wolne. Na razie jeszcze nikt nie tańczył, ani nie śpiewał wraz z instrumentalistami, ale to wymagało czasu i dużej ilości miodu. Praktycznie cała wieś zebrała się na biesiadzie, tuż przy domu prawodawcy. W swoich posesjach została tylko żona rzemieślnika wraz z dzieckiem, które rozchorowało się, oraz starsze, biedne małżeństwo, które nie było już w stanie spędzać czasu w tak huczny sposób.
Sigrun włożyła na siebie swoją najlepszą, jedwabną, białą, koszulkę z krótkimi rękawkami, białą spódnicę i na to jeszcze bordową sukienkę, którą składała się w górnej części z kamizelki, lekko wyciętej z przodu oraz wiązanej z tyłu rzemykami, w dolnej zaś ze zwykłej sukienki, tyle że krótszej od tej białej pod spodem, oraz ze złotymi wyszywankami na dole. Do tego wszystkiego założyła srebrne bransolety na ręce oraz amulet z szarym kamieniem. Upięła jeszcze część swoich włosów w luźny warkocz, tak że wpadał on pomiędzy te rozpięte.
Jej brat także ubrał się odświętnie. Miał na sobie tak samo jedwabną, białą koszulę, na to zieloną kamizelkę, także ze złotymi wyszywankami. Do tego luźne, brązowe spodnie, które podtrzymywały wysokie, skórzane buty.
Jasnowłosa, gdy dotarła razem z bratem i paroma innymi osobami na miejsce, rozejrzała się dookoła, rozglądając się za jakąś dobrze znaną twarzą. Nawet nie zdążyła się dobrze wpatrzeć, gdy podbiegła do niej Tora. – Chodź, już zajęłam nam miejsce. Eirikr? Siadasz z nami?
- Nie, dziękuję za pamięć, ale mam już upatrzone miejsce – odparł grzecznie i skierował swój wzrok na miejsce obok Seville – młodej, ciemnowłosej kobiety z pokaźnym biustem, którego nie bała się zademonstrować. Jedyne co Sigrun się w niej nie podobało, to jej niezwykle zadarty nos, który zawsze był czerwony. Poza tym, kobieta uważała, że Seville jest najpiękniejszą dziewczyną w wiosce. „Będą mieli wspólnie śliczne dzieci”, pomyślała Sigrun patrząc jak jej brat siada przy czarnowłosej piękności.
- Czyżby święciło się coś o czym nie wiem? – wyszeptała podejrzliwie Tora.
- Obiecaj, że nikomu nie powiesz – odparła natychmiast kobieta.
Tora przewróciła niecierpliwie oczyma. – Czy kiedykolwiek, gdy poprosiłaś mnie o zachowanie milczenia, rozgadałam to wszystkim dookoła?
- Tak – odpowiedziała szybko. – Jedenaście lat temu powiedziałaś wszystkim, że zjadłam cały słoik konfitur u rzemieślnika. A siedem lat temu, rozgadałaś wszystkim, że miałam już pierwsze krwawienie. A pięć lat temu…
- Oj, przestań już – syknęła. – Przecież cię przeprosiłam. To było niewiele sytuacji, gdy coś rozgadałam…
- No dobra – jasnowłosa westchnęła ciężko i zaczęła szeptać na ucho Torze to, co powiedział jej Eirikr.
Zaraz po tym jej przyjaciółka krzyknęła cicho i zasłoniła dłonią usta, aby zdusić śmiech.
- Naprawdę? Nie żartujesz sobie? – spytała się jej zaraz przejęta z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Tak mi dziś powiedział. Całkiem na poważnie – rzekła jasnowłosa, rozglądając się dookoła, czy przypadkiem ktoś czegoś nie podsłuchał. Eirikr nic nie widział – był zbyt zajęty Seville, aby zwrócić uwagę na cokolwiek innego.
- I jak chce to zrobić? – dopytywała się Tora.
- Na pewno nie przy wszystkich.
Jej przyjaciółka zrobiła skwaszona minę. Nic dziwnego, lubiła wszelkiego rodzaju widowiska.
- Chodź, siądziemy – przerwała nagle Sigrun. – Mam ochotę napić się piwa.
Tora roześmiała się, objęła ja ramieniem i zaprowadziła na zajęte przez nią miejsca…
***
Cała wioska wyglądała na wymarłą. Tylko w dwóch domach widniały świece. W oddali palił się ogień, który dawał potężną poświatę. To było widać. Z brzegu morza. A później wyraźniej, z fiordów. Szepty. Głośniejsze rozmowy. Cichy szczęk żelaznej broni. Gwiazdy to słyszały. Szelest liści. Szum morza, który obijał się o ogromny statek z wielkim żaglem. Księżyc go widział. Hałas. Żagiel zwinięty. Parę cieni na pokładzie, które układały ogromne i ciężkie wiosła, wystające ze statku.
Księżyc to widział. I gwiazdy to słyszały. Ale ani księżyc, ani gwiazdy nie miały głosu, aby podnieść alarm. Mogły tylko patrzeć. Patrzeć. I czekać.
***
- Chodź, bracie! – ryknął potężny mężczyzna, obejmując ramieniem swojego sąsiada przy stole. – Zatańcz ze mną!!
- Jem – mruknął naburmuszony, jedząc tuż nad stołem kawałek mięsa z dzika.
- Będziesz miał czas na jedzenie! – krzyknął mu do ucha, mimo, że siedział blisko. – A teraz… - Mężczyzna okropnie beknął. – Teraz… Chodź. Zatańcz ze mną!
- Dajże mu spokój, przebrzydły bydlaku! – krzyknęła do niego Ase, przechodząca obok i niosące kufle z piwem. – Tak się nachlałeś, że nawet nie wiesz, co gadulisz!
- Ase… - wykrztusił mężczyzna. – Daj mi piwo…
- Nie. Już ci wystarczy – odmówiła opryskliwie. – Pijesz za pięciu, bydlaku!
- Kobieto! Daj mi… – krzyknął, zrywając się z miejsca i chcąc podejść do Ase. Nie zdążył. Zamiast tego przewalił się z hukiem na ziemię.
Gospodyni prychnęła pogardliwie, odwróciła się napięcie i ruszyła dalej wzdłuż stołu.
- Ase… - bełkotał mężczyzna, próbując się podnieść. – Pomóż… Znaczy… Daj mi piwo… Daj mi piwo, a wstanę. Znaczy… Daj mi… To zna… Miałem na myśli. Wyjdź za mnie. Wyjdź za mnie, a wstanę i dasz mi piwo. Nie… Na odwrót. Dasz mi piwo, wstanę i się pobierzemy. I piwo… I wsta…
Ktoś potknął się o wielkiego mężczyznę, a ten całkowicie już stracił przytomność.
- Co za nieznośny chłop… - westchnęła Ase, podchodząc do Tory i Sigrun. – Jeszcze trochę piwa, dziewczynki?
- Ja dziękuję. Już mam dosyć – odparła jasnowłosa.
- Co?! – wykrzyknęła jej przyjaciółka. – Przecież wypiłaś tylko dwa! Ja jeszcze jedno, proszę…
- A proszę cię bardzo. Tylko wróć później sama do domu. Nie wypada, aby chłop niósł pijaną gospodynię do chałupy – pouczyła Ase i zaraz ruszyła dalej, proponując po kolei piwo.
Tora roześmiała się, a Sigrun przypomniała jej. – To już czwarty kufel, Tora. Ase ma rację, wyhamuj trochę.
Jej przyjaciółka znów roześmiała się, a następnie pociągnęła duży łyk piwa. – Nie wiadomo, kiedy taka okazja się znów powtórzy. Trzeba wypić za kilka następnych.
- No, pewnie niedługo, zważając na to, co planuje mój brat – przypomniała jasnowłosa, od razu przy tym zerkając w stronę miejsc Eirikra i Seville. Były puste. Sigrun westchnęła. „Pewnie poszedł się jej oświadczyć”, pomyślała natychmiast i nie wiedziała co lepsze: czy aby jej brat się żenił, czy może nie?
Dookoła ogniska tańczyli już ludzie. Widać piwo i miód zrobiły swoje. Jednak zabawa wcale nie wyglądała na kończącą się, a wręcz dopiero zaczynającą, mimo kilku mężczyzn już leżących opitych pod stołem i co jakiś czas mamroczących coś do siebie.
Biesiada najprawdopodobniej będzie trwała jeszcze do późnego ranka. Jednak Sigrun zamierzała stąd uciec na fiordy tuż przed wschodem słońca, aby tam, widzieć jak zza morza budzi się ogromna, świecąca kula. Chciała pójść tam z kimś. Jednak Tora chyba nie zamierzała dotrwać do, aż tak „późnej” godziny, a jej brat będzie pewnie zbyt zajęty swoją narzeczoną, aby pójść z nią. „Gdyby nie Seville, Eirikr by ze mną poszedł”, przyszło jej na myśl z wyrzutem.
Rozejrzała się dookoła, zastanawiając się kto jeszcze mógłby z nią wejść na wzgórza. Ase? Nie. Ona nie przepadała za takimi wypadami. Jej ojciec? Pewnie będzie zbyt zajęty. Eydis? Jeśli do tej pory nie zaśnie, to i tak nie usiedzi na miejscu, tylko będzie krzyczeć i ganiać za wiewiórkami. Zanim zdążyła zastanowić się nad innymi potencjalnymi towarzyszami, obok niej, jakby wyrósł spod ziemi, Per i spytał. – Zatańczysz?
Sigrun zatkało. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Z jednej strony nie wypadało jej odmówić. Gdy mężczyzna proponował taniec, kobiecie raczej nie zdarzało się zaprzeczać prośbie. Gdyby tak zrobiła, mogłaby by ujść za niewychowaną, bądź zarozumiała pannę.
Jednak z drugiej strony, wiedziała jakimi uczuciami obdarzał ją młody chłopak, i nie chciała mu dawać na cokolwiek nadziei. Kobieta zawahała się, jednak Tora zepchnęła ją z ławki, szeptając – Idź. To tylko taniec.
„Tylko taniec”, pomyślała z drwiną. „Dla niego to może być AŻ taniec”.
Nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji, Sigrun ruszyła wraz z Perem w stronę paleniska, dookoła, którego tańczyli ludzie. Kobieta czuła na sobie złośliwy uśmiech przyjaciółki i w takich chwilach miała ochotę rzucić się na nią z nożem.
Zanim jednak doszła do paleniska, rozległ się dzwonek i prawodawca wstał z miejsca, najwyraźniej, aby coś powiedzieć. Sigrun odetchnęła z ulgą i szybkim krokiem, nie patrząc nawet na Pera, wróciła na swoje miejsce.
- To ci się udało – wyszeptała jej do ducha Tora, a jasnowłosa uśmiechnęła się nieznacznie z ulgą.
Prawodawca jeszcze raz zadzwonił małym dzwonkiem, dając znak, aby wszyscy zajęli swoje miejsca, a sam odchrząknął i zaczął mówić donośnym, mimo podeszłego wieku, głosem. – Na początek, chciałbym podziękować, że przybyliście tutaj praktycznie wszyscy. To miło widzieć was tutaj razem i spędzać wspólnie czas, bez kłótni i waśni. – Przerwał na chwilę, chrząkając po raz kolejny. – Mamy dziś okazję świętowania z powodu trzech okazji! Pierwszą, jak wszyscy wiedzą, jest wkroczenie w wiek dojrzałości mojej córki – Diyar.
Diyar wstała i ukłoniła się lekko z uśmiechem na twarzy, którą zaraz przysłoniła burza gęstych i jasnych loków.
Prawodawca znów odchrząknął i zadzwonił dzwonkiem, gdy zapanowały oklaski dla jego córki oraz, gdy zrobił się szum i hałas. – Drugą okazją, są… Uwaga, to jest niespodzianka! Eirikr syn Ariego, oświadczył się Seville, córce Haralda. A Seville… - zamilknął na chwilę, nawiązując kontakt wzrokowy z Eirikrem, który pokiwał nerwowo głową. – A Seville, przyjęła oświadczyny!
Rozległy się oklaski i za chwilę wszyscy wstali z kuflami piw w rękach, rozlewając dookoła napoje i krzycząc chórem. – Zdrowie! Za młodą parę!!
Po czym pociągnęli zdrowo z kubków. Tora krzyczała i gwizdała, popijając przy tym piwo i o mało się nie wywracając, gdyby nie asekuracja stojącej obok Sigrun. Eydis, siedząca niedaleko Diyar cały czas klaskała szybko i z przejęciem, wbijając wzrok w swojego brata. Podobnie zachowywała się reszta. Tylko Ari wydawał się jakiś przygaszony, nawet nie nawiązujący kontaktu wzrokowego z Eirikrem. Nie podszedł też złożyć mu gratulacji, co w przypadku jednego z rodziców młodej pary, było co najmniej dziwne i pozbawione jakiegokolwiek szacunku. Sigrun zauważyła to. Tak samo jej brat. Może jej ojciec nie pochwalał tego małżeństwa? Może był zawiedziony, że Eirikr nie powiedział mu o tym wcześniej?
Prawodawca znowu zadzwonił dzwonkiem, aby uciszyć ludzi i kontynuował swoje przemówienie. – Trzecią okazją do świętowania, która… Także jest niespodzianką, są zaręczyny Gunvara wraz z Sigrun, córką Ariego! Serdeczne gratulacje! Tak… Za dwie, nowe, młode pary!!
Po raz kolejny rozległy się donośne okrzyki i gwizdy. Wszyscy goście podnieśli swoje kufle oraz kielichy, popijając z nich duże ilości alkoholu i idąc bawić się dalej oraz tańczyć. Jedynymi osobami, które nawet nie ruszyły się z miejsca na tą wiadomość, był Ari, który siedział ze wzrokiem wbitym w ziemię, Eirikr, który patrzył się z otwartą buzią, to na Sigrun, to na swojego ojca, Eydis, która z kolei zrobiła taką minę, jakby się miała zaraz popłakać, Ase, która z wrażenia rozlała piwo oraz Per, który tak zbladł, jakby miał zaraz zemdleć. Sigrun siedziała ze wzrokiem utkwionym w stół i nie była do końca pewna, czy to, co usłyszała, było skierowane do niej i o niej oraz, że czy w ogóle takie słowa zostały wypowiedziane. Nie docierało do niej nic. Żadne okrzyki, gratulacje, śpiewy i radosne gwizdania Tory, która była tak pijana, że chyba nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, co zaszło. A w głowie Sigrun odbijała się echem tylko cisza oraz coraz głośniejsze i bardziej paniczne myśli. Ona? Miała wyjść za Gunvara? Ona? Żoną Gunvara? Czemu nic o tym nie wiedziała? Jak to się stało? A może to pomyłka? Może prawodawca pomylił sobie imiona? To bardzo możliwe, przecież jest stary i mało pamięta. Ale jej ojciec? Czemu nie zaprotestował, gdy to słyszał? A Gunvar? On nawet nie podszedł do Sigrun, aby to wszystko wyjaśnić.
W kobiecie zaczęło się kotłować coraz więcej pytań, na które nie mogła znaleźć żadnej odpowiedzi. Czuła w sobie wymieszaną złość z przerażeniem. Nie wiedziała, gdzie się podziać. Najchętniej zapadłaby się pod ziemię i nigdy stamtąd już nie wróciła.
- Moje gratulacje…
- Wasze zdrowie, Sigrun!
- Niech wam się żyje długo i dostatnie!
- Czemu nic nie powiedziałaś?...
- Gratulacje dla młodej pary!
- Gratulacje!
- Za młodą parę! Hej!
Ktoś nagle chwycił Sigrun za ramiona i wyprowadził od gości. Kobieta nawet nie popatrzyła kto to. Było jej wszystko jedno. Dookoła widziała tylko ciemną wioskę, słyszała w oddali przytłumione okrzyki, a na ramionach czuła ciężkie, ale delikatnie dłonie.
- Sigrun… - ktoś zaczął do niej mówić. – Sigrun… Sigrun, słyszysz?
Nie, nie słyszała. Nie chciała słyszeć już nic więcej.
- Sigrun, do jasnej cholery, odpowiadaj jak mówię! – rozległ się nad nią wrzask i dopiero wtedy ocknęła się z zamyślenia. Przed nią stała Ase i wpatrywała się w jej twarz uważnym wzrokiem.
Gospodyni westchnęła ciężko i przytuliła jasnowłosą mocno do siebie. Sigrun nie wytrzymała napięcia oraz wszystkich emocji. Zaczęła szlochać, czując, że strasznie drżą jej dłonie, a po policzkach spływają łzy.
- Nie martw się. Wszystko się wyjaśni. Nie płacz, mała – pocieszała ja Ase, głaszcząc ją po głowie.
Nagle podbiegł do nich Eirikr i popatrzył się na nie, oczekując wyjaśnienia.
- Co się stało? Co to miało znaczyć? Sigrun, co się stało? – zaczął pytać, podchodząc do wtulającej się w gospodynię siostry. – Sigrun?
Kobieta nic nie odparła na zadawane pytania. Nie wiedziała i nie miała co odpowiedzieć. Sama chciała usłyszeć wyjaśnienia.
- Sigrun! Czy to znaczy, że ty też się wyprowadzisz?! Proszę, tylko nie mów, że tak! – krzyczała Eydis, która dołączyła szybko do nich. – Nie chcę zostawać sama!
Sigrun wpadła w jeszcze większy płacz, spazmatycznie trzęsąc plecami.
Eirikr uciszył Eydis i odwrócił się, słysząc za sobą czyjeś kroki. Z cienia wyszedł Ari z bladą twarzą, która wyglądała jeszcze starzej niż zazwyczaj. Za nim pojawił się Per. Ari popatrzył się smutno na Sigrun wtulającą się w Ase, jednak nic nie powiedział.
- Ojcze, co się stało? – spytał Eirikr, wpatrując się gorączkowo w Ariego. Wszyscy zgromadzeni przeczuwali, że to właśnie on im wszystko wyjaśni.
Ari nadal nie odpowiadał, tylko patrzył się jak zahipnotyzowany na swoją córkę.
- Syn zadał ci pytanie – ponagliła go lodowatym tonem Ase, cały czas pocieszając młodą kobietę.
- On bardzo nalegał Sigrun – powiedział w końcu Ari. – Nalegał już od czterech lat. Nie mogłem wciąż mu odmawiać, tym bardziej, że winien mu byłem przysługę. Zwlekałem jak najdłużej, licząc na to, że znajdziesz sobie kogoś wcześniej… Ale najwyraźniej łudziłem się na darmo…
- Jak mogłeś? – wtrąciła się agresywnie Ase, nie słuchając jego dalszych wyjaśnień. – Wydałeś swoją córkę, za jakiegoś starego… Za jakiegoś starucha?! Tylko za to, że byłeś mu dłużny przysługę? Potraktowałeś ją jak towar!!
- Nie byłoby takiej sytuacji, gdyby znalazła sobie kogoś wcześniej – odwarknął Ari.
- To nie ma nic do rzeczy! – wrzasnęła gospodyni. – Córki się nie sprzedaje!!
- Nie sprzedałem jej – odparł ostrym tonem. – Wydałem ją za odpowiedniego mężczyznę, który nie będzie jej krzywdził i który zapewni jej dostatnie życie.
- Tak – roześmiała się sztucznie Ase. – I pewnie zdechnie wraz z chwilą, gdy będzie płodził swoich potomków. A później dziecko będzie się wychowywało bez ojca, bo dziadziuś nie potrafił wybrać dla swojej córki odpowiedniego męża – dodała złośliwe.
- Zamilcz, Ase! – uniósł się Ari i spojrzał się groźnie na kobietę. Jednak ona wcale nie wyglądała na przestraszoną i zaraz odparła. – Nie mam zamiaru milczeć, gdy widzę, jak dzieje się komuś krzywda. Wychowałam te dzieci jak swoje. Nie pozwolę, by ktoś je ranił.
- Ale to nie są twoje dzieci i nigdy nie będą. Są moje. Ja jestem gospodarzem. I ja mogę decydować co robię ze wszystkim i wszystkimi – powiedział, prostując się dumnie i złowrogo. – Gdzie jest Sigrun?
Per rozejrzał się dookoła wystraszonym wzrokiem i powiedział ledwo słyszalnie. – Nie ma jej.
Eirikr patrzył się ze zmieszaniem na ojca, otwierając buzię, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie. Eydis stała i płakała.
- Dziwisz się? – prychnęła obrażona Ase. – Po tym, co powiedziałeś, nic dziwnego, że uciekła.
Gospodyni ruszyła zamaszystym krokiem przed siebie, a mijając Ariego, warknęła. – I nawet nie próbuj jej szukać. Dość już bólu jej dziś zadałeś. Najpierw czynami, a później słowami.
Ari zacisnął zęby ze złości oraz bólu i nawet nie patrząc na pozostałych, wrócił się do gości…
6. Ogień
Gwiazdy i księżyc odbijały się świetliście od tafli szumiącego i poruszającego się morza, dając lekką poświatę, która ułatwiała widzenie w całkowitych ciemnościach nocy. Fale obijały się agresywnie o fiordowe wybrzeże. Nieopodal znajdowała się niewielka kamienista plaża, przysłonięta gęstymi drzewami. Zimny, zachodni wiatr poruszał wszystko dookoła, sprawiając, że noc stawała się chłodna. Niedaleko palił się duży ogień, który oświetlał małą wioskę. Z wioski wydobywały się głosy radosnej i hucznej zabawy. Głosy niczego nie spodziewających się ludzi…
***
Złowrogi szczęk broni. Szelest krzaków. Cienie. Potężne cienie. Mnóstwo cieni. Za domami. Tupot stóp. Zgrzytanie zbroi. Uciszające szepty. Przemykające cienie. Za domami. W stronę paleniska. Palący się dach…
***
Sigrun siedziała samotnie na brzegu fiordu i obserwowała odbijające się w morzu gwiazdy. Wydawały się takie jasne i tak bliskie, jakby na wyciągnięcie ręki. A znajdowały się tak daleko i tak wysoko, że wydawało się, iż im bardziej ktoś starał się je schwytać, tym bardziej one się oddalały. Natomiast niebo było tak niesamowicie ciemne, jakby spowiła je jakaś czarna płachta narzucona przez kapryśną noc. Księżyc oświetlał tak odległy, a jednak tak dobrze widoczny horyzont, który wyznaczał wyraźną granicę pomiędzy tym światem, a jakimś zupełnie innym. Jakże bardzo chciała znaleźć za tym horyzontem. Właśnie w tej chwili. W tym momencie, kiedy całe jej życie stawało się tak niezrozumiałe dla niej. Kiedy wszystkie fundamenty podłożone pod jej marzenia zdawały się burzyć. Tak bardzo chciała znaleźć się tam, daleko. Z dala od tego świata i tych okropnych ludzi, którzy ją otaczali. Z każdą chwilą wszystko przybierało coraz ciemniejsze barwy i coraz okropniejszy wyraz. Uczucie bezradności i beznadziei powiększało się z każdą sekundą, która trwała jak godzina. Cała przeszłość zdawała się zlewać z teraźniejszością i przyszłością. Takiego chaosu Sigrun nie czuła w sobie jeszcze nigdy przedtem. I nie wiedziała co z tym zrobić, ani jak postępować dalej. W głowie roiły się jej różne pomysły i przemyślenia, kłębiły się co chwilę inne emocje. Myślała, zastanawiała się nad różnymi efektami jej działań oraz nad przyczynami. Nie było to łatwe, gdy umysł podpowiadał rozsądne rozwiązania, a serce krzyczało zupełnie co innego. Zostaw to, poczekaj, wszystko się wyjaśni, a nawet jeśli nie, to nie możesz się sprzeciwiać ojcu – słyszała w swojej głowie. Jednak za chwilę od środka wydobywał się inny głos - a może powinnaś uciec? Właśnie teraz, kiedy jeszcze nie było za późno. Tylko gdzie? Na morzu nie miałaby szans na przeżycie. A w lesie? Tak, las był dobrym rozwiązaniem. Tylko musiała iść po jakieś rzeczy. Wzięłaby torbę, spakowałaby wodę, chleb, broń oraz parę ciepłych ubrań, może nawet ukradłaby konia. Przecież nie miała zamiaru wracać. Na pewno nie w najbliższej przyszłości. I na pewno nie po tym co ją spotkało i co powiedział jej ojciec. To ją bardzo zabolało. Potraktował ją jak rzecz. A przecież, co ona takiego zrobiła? Nie chciała, nigdy nie sądziła, że jest przedmiotem o tak małej wartości, że można go oddać komuś, w zasadzie za darmo. Nie potrafiła tego zrozumieć. Żadne usprawiedliwienie Ariego nic nie dawało. Wszystko zdawało się takie pogmatwane, nie do zrozumienia i nie do pojęcia ludzkim umysłem.
Musiała uciec. Dla niej istniało tylko to rozwiązanie.
Wstała i szybkim, zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę wioski. Po drodze zaczęła płakać. Ze wstydu, bólu, upokorzenia i strachu. Jak mogła dać się tak potraktować? Jak mogła pozwolić na samowolny przebieg tak dramatycznych zdarzeń? Dlaczego nie powiedziała „nie”? Dlaczego uciekła? Teraz szła do domu, roztrzęsiona, głównie ze strachu. Bała się, że kogoś spotka, ktoś ją zauważy i się do niej odezwie. Wydawało jej się, że wszyscy wiedzieli o jej planie i już byli gotowi, czekali w jej domu, by powstrzymać ją od ucieczki. Jednak najbardziej bała się, że spotka swojego ojca. Jak ona mu spojrzy w oczy? Jak będzie mogła się do niego odezwać? Jak będzie mogła przejść obok niego obojętnie? A jeśli on chciał rzeczywiście dla niej dobrze, a nikt tego nie zrozumiał? Jeśli to małżeństwo rzeczywiście miało wyjść na dobre? Co wtedy by zrobiła, gdyby po latach okazało się, że to wszystko skończyłoby się pomyślnie, a ona zaprzepaściła to, podążając za swoją głupotą?
Kobieta zbliżając się powoli do wioski, zatrzymała się ocierając łzy z twarzy i z oczu. Obejrzała się za siebie, patrząc w stronę fiordów i pobliskiego lasu. Zawahała się. Bała się, że sobie nie poradzi. W lesie czekały duże niebezpieczeństwa: dzikie i groźne zwierzęta, obcy ludzie z innych wiosek, brak wody pitnej oraz jedzenia. Poza tym, jak by to wyglądało? Ona, pakuje wszystkie rzeczy i tak po prostu opuszcza swój dom, w którym spędziła tyle lat? I zostawia go być może na zawsze? Ona – kobieta? Nie wiedziała, co ją czeka, gdy opuści te wszystkie, tak dobrze znane przez nią miejsca. Przysiadła na chwilę, na niewielkim głazie, nerwowo wycierając twarz z łez, których już nie było. Popatrzyła jeszcze raz w stronę lasu. To nie był dobry pomysł. Jak ona, samotna i młoda, miała sobie poradzić sama w lesie? Co mogła jeść, skoro nigdy w życiu nawet nic nie upolowała? Spojrzała się w stronę wioski i już miała po raz kolejny skierować swoje oczy na ciemny las, gdy coś w środku wsi przykuło jej uwagę. To był ogień. Lecz to na pewno nie był ogień z paleniska. Przecież nie mógł znajdować się tak wysoko. Z tej odległości Sigrun skojarzyła, że w tamtym miejscu znajdował się dom Tory i jej męża. Nie zastanawiając się, ani chwili dłużej, ruszyła szybkim krokiem w tamtą stronę, mając nadzieję, że jednak nie był to dom jej przyjaciółki. Po drodze rozmyślała, jak mogło dojść do tego pożaru, całkowicie zapominając o swoich planach ucieczki. Pomyślała, że pewnie jakiś dzieciak bawił się ogniem, podczas gdy jego rodzice nic nie zauważyli, zbyt zajęci biesiadą, i mały w końcu coś podpalił przez przypadek. Tak, tak na pewno było. Bo co innego mogłoby się zdarzyć?
Sigrun przeszła już obok kilku domów z wioski i coś ją zaniepokoiło. Od paleniska dało się słyszeć jakieś dziwne odgłosy i nie były to z pewnością odgłosy hucznej zabawy. Spojrzała się w stronę domu Tory. Tak, to tam palił się ogień. Nagle kobieta zauważyła drugi pożar, w sąsiednim domu. Najwyraźniej ogień przemieścił się.
Najbliżej znajdował się dom rzemieślnika. Jego żona na pewno była w domu wraz z chorym dzieckiem. Sigrun zdecydowała, że pobiegnie do niej, aby później razem z nią zaalarmować innych. Kobieta podbiegła do domu rzemieślnika, w którym paliło się światło, co dało jasnowłosej całkowitą pewność, że mieszkanka jeszcze nie spała. Pchnęła drzwi, które strasznie skrzypiąc, prawie odpadły przy otwieraniu. Sigrun przestraszyła się nieco widząc jak bardzo były zniszczone, jednak nie mając czasu na rozmyślania, weszła szybkim krokiem dalej, do halli i już miała zacząć wołać na alarm, gdy co ujrzała sprawiło, że zamarło jej serce, a czoło pokryło się mrożącym potem. Krzyknęła. Na ziemi leżała żona rzemieślnika. Martwa i cała we krwi. Z odciętą głową. Kołyska była przewrócona. Zakrwawiona. Kobieta nie chciała tam patrzeć. Czuła, że zbiera jej się na wymioty. Szybko wybiegła z domu, krztusząc się, i tuż przy wejściu coś niesamowicie silnie uderzyło ją w twarz. Kobieta padła na ziemię, czując najpierw niesamowity chłód na policzku, a później ciepło. Ktoś pociągnął ją za włosy do góry i warknął do ucha. – Gdzie uciekasz, mała dziwko?
Sigrun zaczęła panicznie krzyczeć, gdy ten ktoś zaczął ciągnąć ją za sobą za włosy. Za chwilę, znów coś uderzyło ją w twarz. W drugi policzek. Znowu upadła na ziemię. I znów, jakaś potężna siła, pociągnęła ją do góry za włosy, wlekąc za sobą. Sigrun kuśtykała koślawo, starając się dogonić kogoś, kto ją ciągnął. Czuła ból na twarzy, pulsujący gorącem tuż przy szczęce oraz lewym oku i zdawało jej się, jakby zaraz cała skóra głowy miała się oderwać razem z włosami.
- Nie, zostawcie go! Tylko nie mój syn! Nie!! Weźcie mnie! Nie za... – krzyk jakiejś kobiety nagle zamarł, zamieniając się w bulgotanie. Dało się słyszeć płacz dziecka, wśród strzelania iskier z ognia, wrzasków i szczęku broni, który także zaraz umilkł.
- Sigrun! Sigrun! – ktoś krzyczał do niej z oddali i kobieta natychmiast rozpoznała głos Tory. – Sigrun uciekaj! Uciekaj stąd!
Usłyszała krzyk swojej przyjaciółki i próbowała się odwrócić w stronę, z której dobiegał wrzask, ale mężczyzna tak silnie trzymał jej włosy, że nie była w stanie, odwrócić głowy w żadną stronę. Nagle ktoś pchnął ją na ziemię. Sigrun czekała na jakiś cios. Schowała twarz w ziemię i nasłuchiwała, aż usłyszy szczęk broni i poczuje chłodny metal w płucach. Już teraz wiedziała skąd wziął się pożar.
Usłyszała donośne śmiechy grupy mężczyzn i krzyk kobiety. Bała się odwrócić głowę. Co mogła zobaczyć? Kolejny wrzask kobiety. Gdzieś w oddali szczęk broni. Sigrun zakrztusiła się. Poczuła popiół w ustach. Krzyk kobiety. Jasnowłosa nie wytrzymała i odwróciła twarz w stronę dobiegających do niej odgłosów.
Niedaleko niej stała niewielka grupa, złożona z potężnych mężczyzn z długimi włosami i gęstymi brodami. Mieli na sobie błyszczące kolczugi i skórzane kaftany, broń oraz zwierzęce futra narzucone na plecy. Na głowach nosili hełmy z odstającymi po bokach jasnymi rogami. Wyglądali jak demony. Ogromne i siejące strach istoty nie z tego świata. Okrutni wojownicy z północy, o których kiedyś opowiadał im stary podróżnik.
Mężczyźni stali w niewielkim kole i popychali pomiędzy sobą Torę, która co chwilę upadała na ziemię pod wpływem mocnych pchnięć ludzi. Krzyczała, starając się utrzymać równowagę i obłędnym wzrokiem rozglądając się po napastnikach. Krzyczała. Wołała o pomoc.
Nagle któryś z mężczyzn uderzył ją mocno w twarz, a ona zwaliła się bezwładnie na ziemię. Mężczyźni roześmiali się. Za chwilę ten, co wcześniej zadał jej cios, podszedł do niej szczerząc się i zerwał z ziemi ledwo przytomną kobietę z zakrwawioną twarzą. Zaczął coś do niej krzyczeć, jednak trzaski ognia, piski, okrzyki i szczęk broni nie dały Sigrun usłyszeć tego, co się działo z Torą. Mogła tylko patrzeć. A i to niedługo się skończyło, gdy przed nią pojawiła się ogromna sylwetka pewnego mężczyzny, który swoimi stopami zasłonił jej całą widoczność. Sigrun tym razem usłyszała bardzo wyraźnie paniczny i przepełniony bólem krzyk Tory. Kobieta zamknęła oczy, chyba licząc na to, że gdy tak zrobi nic więcej nie będzie słyszała. Bała się jakkolwiek poruszyć, żeby nie przyciągać na siebie uwagi. Bała się o Torę. Co oni jej robili? Przecież nie mogą jej zabić? Sigrun zacisnęła powieki jeszcze bardziej, starając się o tym wszystkim nie myśleć. Chciała zasnąć. Chciała się obudzić z tego okropnego snu. Chciała zostać obudzona przez lekkie promienie słońca, poczuć woń płynącą z kuchni, gdzie Ase przyrządzała swój posiłek. To był tylko sen. To musiał być tylko jakiś koszmar. Przypomniała sobie widok zamordowanej żony rzemieślnika. W oddali usłyszała słaby krzyk Tory. Nie wytrzymała. Otworzyła oczy. Nikt jej już nie zasłaniał widoku. Wręcz przeciwnie – widziała wszystko doskonale. Zbyt doskonale. Po raz kolejny nie wytrzymała. Zerwała się z ziemi i zaczęła biec w stronę Tory. – Nie! Zostawcie ją!! Zostawcie! Po…
Ktoś szarpnął ją za rękę i usłyszała przy uchu cichy i groźny głos, który przeszył ją na wylot. – Siedź cicho, bo inaczej będziesz następna.
Po czym ktoś znów popchnął ją na ziemię. Uderzyła się w coś twardego. Zobaczyła ciemne plamy przed oczyma. Nie czuła już nawet żadnego bólu. Bo za chwilę już wszystko pokryła ciemność…
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
majka@girl
Dołączył: 14 Lip 2011
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 12:36, 14 Lip 2011 Temat postu: |
|
|
....
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez majka@girl dnia Czw 14:33, 09 Gru 2021, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|