Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
g'Vowas
Dołączył: 29 Lip 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wielkopolska
|
Wysłany: Czw 13:28, 29 Lip 2010 Temat postu: Prolog mojej książki |
|
|
Fragment prologu właściwie, tak na początek
Słońce zaszło już nad Iriodem, a świat zaczął powoli pogrążać się w ciepłym półmroku wieczoru kończącego się lata. Po czystym lazurowym niebie zaczęły krążyć niewielkie nietoperze polujące na owady, a w oddali pod bujnym lasem południowych ziem dało się dostrzec błyszczące na różne kolory chmary świetlików. Głęboką, spokojną ciszę nadchodzącej nocy zakłócały jedynie szczekania saren w gąszczu i ciche szmery myszy i dzikich kotów w wysokiej trawie. Wieśniacy poschodzili już do domów, gdzieś daleko w okolicznych osadach paliły się światła pochodni, a gdzieniegdzie nad strumykami lub w głębi pól migały z daleka ogniska włóczęgów, którzy porozsiadali się wokół nich i oddawali grze na fletach i paleniu tutejszych ziół. Ciche, senne dźwięki fatagockich melodii mieszały się z cykaniem świerszczy, a usypiającej atmosferze uległ nawet wiatr, który ustał zupełnie i podobnie jak cały świat pogrążył się w spokojnym beztroskim śnie.
Wtem gdzieś na polnej drodze dał się słyszeć stłumiony odgłos tętentu kopyt kilku koni. Dźwięk ten nasilał się z każdą chwilą, aż w mroku mignęła pojedyncza pochodnia jakiegoś jeźdźca. Jej światło ukazało wkrótce skrzyżowanie dwóch krętych dróżek, na które nadjechały cztery postaci na wysokich, silnych koniach. Byli to białoskórzy dungoidzi o wysokich posturach, bladych twarzach i ciemnych włosach spiętych w krótkie kitki. Nosili długie, solidne płaszcze z kapturami, za pasami zatknięte mieli niewielkie ale ostre i poręczne sztylety, a na plecach zawieszone wielkie łuki. Jechali powoli, w zamyśleniu zwieszając głowy i śledząc kroki swoich koni. Każde ze zwierząt zawieszone miało na grzbiecie pakunki w wielkich workach, które niosło z trudem. Podróżnicy dojechali do rozwidlenia polnych dróg i zatrzymali się, rozglądając dookoła, jednak wokół panowała tylko ciemność i zdawało się być pusto.
Vigayowie, bo to do nich należeli owi jeźdźcy z pewnością pochodzili z bardzo daleka i na Iriodzkich polach nie należeli do najczęściej spotykanych. W pobliżu nie było jednak nikogo, kto mógłby ich zauważyć, a wojownicy z pewnością nie chcieli być zauważeni. Z ich zachowania i niespokojnych ruchów łatwo było wywnioskować, że przygotowywali się do jakiegoś przedsięwzięcia, może transakcji, przy której nie chcieli mieć świadków. Stanęli teraz plecami do siebie i wpatrywali w mrok jakby oczekując na kogoś, kto ma się z nimi w tym miejscu spotkać. Trwało to dłuższy czas zanim jeden z nich odezwał się cicho do towarzyszy używając języka nortońskiego, którego te spokojne południowe pola pewnie nigdy jeszcze nie słyszały.
- Spóźniają się.
- Nie bądź taki niecierpliwy- odparł mu drugi- przyjadą. Zbyt cenna jest dla nich nasza zdobycz, by sobie odpuścili.
- Wiem o tym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany: Czw 14:19, 29 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
jakby ktos miał się z nimi tutaj spotkać xD dzizus ja kto brzmi....
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ghoul
Dołączył: 04 Cze 2010
Posty: 6
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:12, 04 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Zaczyna się fajnie, ładne opisy. czekam na więcej;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
g'Vowas
Dołączył: 29 Lip 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Wielkopolska
|
Wysłany: Pią 10:07, 06 Sie 2010 Temat postu: pozostała część prologu |
|
|
I znów zapadła głęboka cisza, ale Vigayowie choć wyglądali na zmęczonych podróżą nie ustawali w obserwowaniu czterech ścieżek w oczekiwaniu na przybyszy. Przez długi czas nie widzieli jednak nikogo poza kilkoma sarnami, które przestąpiły dróżkę i znikły w ciemnościach zalegających na polu. Czterej obcokrajowcy nie zwrócili na nie najmniejszej uwagi, ale trwali w bezruchu, co jakiś czas oglądając się przez ramię i omiatając wzrokiem okolicę. Gdzieś z dalekiego obozowiska dobiegały śmiechy podchmielonych już narkotycznym dymem Iriodczyków, ale tu na drodze było cicho. W końcu cała czwórka podróżnych jeden po drugim pozwieszała głowy na piersiach i zdawało się że pogrążyła we śnie.
Po dłuższym czasie Vigay który trzymał pochodnię i jako ostatni zachował czujność podniósł głowę i otworzył oczy, nasłuchując. Rozejrzał się wokół, aż zatrzymał wzrok na jednej z dróg i po kilku chwilach powiedział głośno do towarzyszy, a ci natychmiast ocknęli się:
- Obudźcie się, bracia. Ktoś nadchodzi, słyszę kroki koni i myślę, że to nasi zleceniodawcy.
Rzeczywiście, gdzieś z dali płynął dźwięk zbliżającej się gromady koni. Wojownicy zaczęli wpatrywać się w ciemność w kierunku z którego dochodził, aż ukazała im się spora grupka jeźdźców, z których jeden na czele również trzymał pochodnię i podniósłszy ją wysoko, oświetlał towarzyszom drogę i wskazywał kierunek. Kiedy przybysze zatrzymali się, Vigayowie zsiedli z koni i podeszli do owego przywódcy, który również zszedł na ziemię. Był to mężczyzna jakiejś nieznanej rasy, niewysokiego wzrostu i miał ciemnobrązową, chropowatą skórę a oczy jasnozielone, błyszczące w słabym świetle. Ubrany był w ciemny strój, na plecach miał płaszcz, a kiedy zbliżył się, odrzucił głęboki kaptur odsłaniając szpetne raczej oblicze, na którym malował się zdradliwy jakby uśmieszek.
- Witajcie!- rzekł ochrypłym, nieprzyjemnym głosem, a mówił w dość złowrogo brzmiącym języku erotheńskim, którego nikt w tym kraju na pewno nie używał i nie znał- wypada mi zapytać jak minęła wam podróż, a przede wszystkim czy macie ze sobą towary, na jakie się umawialiśmy?
- Podróż odbyła się bez najmniejszych przeszkód, a przebyliśmy drogę w ukryciu i nikt niepożądany nas nie widział- odpowiedział mu jeden z Vigayów używając tego samego języka a władał nim nie gorzej niż jego rozmówca- zatem jeśli chodzi o ładunek który mieliśmy wykraść ze świątyni: jest z nami w całości i w nienaruszonym stanie, a również zgodnie z planem są to cztery skrzynie.
- To właśnie chciałem usłyszeć- ucieszył się człowieczek o brązowej twarzy- czas zatem byśmy dokonali wymiany na złoto. Pokażcie mi owe skrzynki, bo chętnie je obejrzę.
Vigayowie nie zwlekali więc i z bagaży uczepionych na ich koniach pospiesznie wyciągnęli cztery skrzynie, które z ostrożnością postawili na piaszczystej ziemi ścieżki. Nie były to specjalnie wielkie skrzynie, takie w których zazwyczaj przewozi się towary. W jednej z nich zmieścić można by co najwyżej dwie przepastne księgi albo kilka garści monet. Ostatecznie większe trzeba by transportować na wozie, a te nadawały się do spakowania na konia. Ważne, że miały zamki i metalowe obkucia. Zdecydowanie wyglądały na solidne.
Nieznajomy uklęknął i trzymając pochodnię w lewej ręce z nieukrywanym entuzjazmem obejrzał swój towar. Z zainteresowaniem obmacując drewniane ścianki pojemników mruczał coś cicho pod nosem. Oświetlając sobie widok płomieniem sprawdzał wszystkie skrzynie, a Vigayowie przyglądali się mu w milczeniu z rękami założonymi na piersiach.
- Chyba wszystko jest w porządku- rzekł w końcu.
- Oczywiście, wieźliśmy je z najwyższą uwagą.
- Czy nikt ich nie otwierał?
- Nie, zresztą są zamknięte na klucz.
Człowieczek wyjął wtedy z jakiejś kieszeni niewielki szary kluczyk. Otworzył wszystkie skrzynki po kolei i zaczął oglądać ich zawartość w skupieniu. Wojownicy stojący naprzeciw niego nie mogli zobaczyć co znajduje się w środku, bo trzymał nisko górną klapę. Sam pewnie też niewiele widział w mroku, ale zdawał się być czymś bardzo zajęty. Jego oględziny trwały już dość długo i w końcu jeden z Vigayów odważył się powiedzieć zniecierpliwionym tonem:
- Czas rozsądzić kwestię zapłaty.
- Spokojnie, zaraz się rozliczymy.
Człowieczek wkrótce potem skończył, pozamykał dokładnie skrzynie na klucz, a na ziemię zsiadło dwóch jego towarzyszy i włożyło je na swoje konie.
Wówczas stało się coś dziwnego. Bo zaraz za dwoma zsiadła z koni cała reszta i podeszła do Vigayów jakby torując im drogę do swego przywódcy, który stanął za nimi i uśmiechał się szyderczo. Osobnicy mieli na głowach kaptury które zakrywały im twarze i mierzyli pewnie dobre dwa metry, a przy tym wyglądali na bardzo umięśnionych. Vigayowie jakby wyczuli zagrożenie, bo cofnęli się trochę i w postawie gotowej do walki patrzeli nic nie rozumiejąc to na wielkoludów to na ich dowódcę.
- Coś wam miny zrzedły- powiedział człowieczek z wyraźnym rozbawieniem.
- Mniejsza z tym. Płać za dostarczenie towaru albo oddawaj skrzynie- odparł jeden z Vigayów poważnie.
- Tak się składa, że nie chcę by ktokolwiek wiedział o tym, że odbierałem tu jakieś przedmioty. I nikt nie może wiedzieć, że byłem w Iriodzie i coś z niego wywoziłem.
I po krótkiej pauzie dodał spokojnie:
- Zabijcie ich.
Na tą komendę olbrzymy dobyły wielkich toporów i rzuciły się na Vigayów. Ci byli tak zaskoczeni, że po prostu rozbiegli się po polu, ale chwile potem dobyli łuków i zaczęli szyć w przeciwników. Niestety ich reakcja była zbyt późna i wrogowie zdążyli dobiec do jednego z nich, a wystarczył jeden potężny cios, by powalić go na ziemię. Rozpoczęło się prawdziwe starcie, bowiem Vigayowie obdarzeni świetnym wzrokiem i doskonale obeznani z łukiem pouciekali w głąb pól i stamtąd strzelali w napastników. Ale mimo błyskawicznych ruchów nie mogli poradzić sobie z nacierającymi wielkoludami, którzy nawet z powbijanymi strzałami parli do przodu i uderzali toporami. Tylko strzał w głowę powalał przeciwników i choć łucznicy zabili już kilku, jeden po drugim dostawali krytyczny cios. Wróg miał niemal trzykrotną przewagę liczebną i chociaż Vigayowie robili co mogli, wkrótce zostali pokonani. Jeden z olbrzymów rzucił toporem który trafił ostatniego Vigaya w tułów tak, że ten aż się przewrócił i natychmiast został zabity.
- Dobijcie rannych- powiedział mały człowieczek, po czym narzucił kaptur i wsiadł na konia.
Dwóch pozostałych wielkoludów zaczęło chodzić po polu od ciała do ciała i jednemu po drugim jęczącemu towarzyszowi rozłupywać czaszki. Gdy upewnili się, że nikt więcej nie przeżył schowali broń i wrócili do przywódcy, który kazał im wsiąść na konie. Przedtem rozejrzeli się uważnie wokół, ale w pobliżu było pusto.
- Ruszamy- rzucił człowieczek i popędził konia.
I odjechali pędem, zostawiając w ciemnościach trupy. Cztery skrzynie wzięli ze sobą.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mime
Dołączył: 10 Lip 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:02, 06 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Ładnie ale od momentu " Zabijcie ICH " kicha....
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
patka1054
Dołączył: 15 Kwi 2010
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 14:26, 09 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
Zgodzie się z Mime
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez patka1054 dnia Śro 20:54, 11 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Mime
Dołączył: 10 Lip 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:30, 10 Sie 2010 Temat postu: |
|
|
co ty kwasisz?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
agnieszka3201
Dołączył: 19 Wrz 2012
Posty: 8
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 11:17, 19 Wrz 2012 Temat postu: |
|
|
Polecam ją wydać - ja wydawałam swoją na razie w formie ebooka ale wiem że książkową formę też zrobią - polecam wydawnictwo Psychoskok
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|