Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Uciekinier - rozdział 2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
MaW




Dołączył: 16 Lip 2010
Posty: 11
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:47, 22 Sie 2010    Temat postu: Uciekinier - rozdział 2

Oddaje kolejny fragment "Uciekiniera" pod Waszą ocenę. Proszę o krytykę i wytknięcie błędów.

2.
~Wspomnienie~
Wiatr zawodził w ciemnościach niosąc ze sobą zapach zbliżającego się deszczu. Adam leżał bezwładnie na łóżku oddychając głęboko, aby jak najdłużej rozkoszować się tą wonią, jednak nawet ona nie potrafiła zaleczyć jego krwawiącego serca.
Na brzuchu Adama leżał otwarty album ze zdjęciami rodzinnymi. Jego kartki smagane wiatrem, wpadającym przez otwarte na oścież okno, przewracały się ze strony na stronę. Delikatny powiew otworzył album na siedemdziesiątej stronie. Na górze widniała mała kartka z wyblakłym napisem „Urodziny Daniela – 14 czerwca 2002r.” W każde wolne miejsce wetknięte było zdjęcie. Jedno z nich przedstawiało siedzących przy stole gości z kieliszkami szampana w dłoniach. Wśród nich Adam rozpoznał swojego świętej pamięci dziadka Bena, jego nadal żyjącą żonę Elizabeth, siostrę cioteczną, której nie widział od trzech lat, wujka Jamesa i ciotkę Claire. Solenizant z nadętymi policzkami nachylał się nad tortem z wbitymi trzydziestoma siedmioma świeczkami.
Na następnym zdjęciu widać było unoszące się znad tortu strużki dymu, gości bijących brawa i Daniela uśmiechniętego od ucha do ucha z ręką zaciśniętą w pięść i uniesioną w górę. Jedna fotografia, podpisana: „Joseph, Daniel i Jason przed domem” leżała wyjęta przed albumem. Adam wpatrywał się w nie od kilkunastu minut posmutniałym wzrokiem pełnym tęsknoty i żalu. Jeszcze dzień wcześniej nie miało ono żadnej szczególnej wartości. Ot, zwykłe zdjęcie, takie jak każde inne. Ale teraz, po wypadku, nabrało nowego znaczenia. Przedstawiało ojca, takiego, jakiego zawsze chciał zapamiętać. Uśmiechniętego, rozmawiającego z przyjaciółmi i pełnego życia.
Położył zdjęcie na podłogę postanawiając, że w najbliższym czasie oprawi je w ramkę. Głowę położył na ciepłej poduszce pozwalając emocjom całkowicie nim zawładnąć. Natychmiast jego głowa wypełniła się wspomnieniami. Starał się wyodrębnić tylko te przyjemne. Przypomniał sobie dzień, w którym tata zdobył pracę jako kierowca ciężarówki. Postanowił wyprawić na tą okazję imprezę. Adam zagrał wtedy dla niego utwór, który sam skomponował, a ciotka Claire powiedziała, że to najpiękniejsza melodia, jaką kiedykolwiek słyszała. Kłamała jak z nut – pomyślał Adam. – Tata zasługiwał na coś lepszego.
Potem spróbował przypomnieć sobie wspólny wypad do Nowego Jorku, ale niewiele z niego pamiętał, bo miał wtedy siedem lat. Obwinił w duchu Boga za to, że stworzył człowieka obdarzonego tak kruchą pamięcią. Myślami ogarnął ostatnie pięć lat i jego uwagi nie przykuło żadne szczególne wydarzenie, które przypominałoby mu o tacie. Odkąd tylko ojciec znalazł nową pracę, w domu przebywał bardzo krótko, a jak już był to odsypiał podróż. Wspomnień z okresu, kiedy Daniel pracował jeszcze w sklepie z meblami, a ich życie rodzinne było w miarę interesujące, nie pamiętał. Uświadomił sobie jak mało mu teraz zostało; nawet wspomnień nie ma. Na tę myśl, zapłakał. Wetknął twarz w poduszkę.
– Czemu mi to robisz? – zapytał retorycznie. – Dlaczego na to pozwoliłeś? Skoro jesteś taki dobry i wszechmogący? No? Dlaczego?
Samotna łza spłynęła po policzku, wsiąkając w poduszkę. Kolejne roniły się z oczu coraz szybciej.
Nagle z dołu dało się słyszeć ciche lamentowanie mamy. Ten dźwięk jeszcze bardziej rozerwał serce Adama. Z jednej strony chciał zejść do matki, ale gdy tylko się do tego zabierał myślał nad tym, co jej powie, gdy już znajdzie się w sypialni i zobaczy ją leżącą samą na wspólnym łóżku rodziców. Może wystarczałaby tylko to, że będę przy niej? – pomyślał Adam, jednak stwierdził, że jego obecność nie ulży mamie w cierpieniu. Wbił załzawione oczy w sufit, myśląc chaotycznie o tym, co go dzisiaj spotkało.
Tymczasem zegar wiszący na ścianie zaczął wybijać północ. Adam bardzo pragnął zasnąć, aby choć na chwile oderwać się od tego świata, ale w jego głowie kłębiło się zbyt wiele myśli, nie pozwalających mu zmrużyć oczu. Marzył o tym, żeby rankiem wszystko to okazało się tylko snem. Żeby z tego koszmaru wyrwał go tata mówiąc: „ Wstawaj, już ósma”, jak to miał w zwyczaju. Żeby wszystko było takie jak przedtem…
W myślach stanął mu obraz mamy siedzącej na kanapie i wypowiadającej słowa: „Dzwonili z policji…” „tata nie żyję…” Poczuł, że głęboko się w nim zakotwiczyły. Wiedział, że będzie je pamiętał do końca życia. Nie zapomni ich, podobnie jak całego tego dnia. Zorientował się, że jeszcze kilka godzin temu był wesołym nastolatkiem, wiodący zwykłe życie. Jak bardzo się ono zmieniło przez te kilka godzin… Czasami całe miesiące nie mają żadnego wpływu na nasza egzystencję, a czasami sekundy wywracają ją do góry nogami. Pomyślał, że tamte chwile, choć tak bliskie, szybko nie wrócą. Nic już nie będzie takie jak przedtem.
Z gęstych, smolistych chmur zaczął padać deszcz. Z ciemności nocy wyłoniła się granatowa ciężarówka. Kierowca jechał wolno, rozglądając się po tabliczkach z numerami domów. Zatrzymał się pod domem Beckettów. Znajomy warkot samochodu zerwał Adama na równe nogi. Przeszyła go nadzieja, że to wszystko, co mówiła mama to bzdury, że policja się pomyliła. Podbiegł do okna. Ciemność nocy i rzęsisty deszcz sprawiły, że dostrzeżenie zaparkowanej ciężarówki stawało się naprawdę ciężkie. Gdy w końcu udało się to Adamowi spuścił głowę ze smutkiem i jęknął. Nie rozpoznał bowiem pojazdu swojego ojca. Spostrzegł tylko napis „ASAC” na masce i postać mężczyzny siedzącego za kierownicą.. Z trudem zgasił nadzieję na przyjazd ojca i z powrotem udał się do łóżka…


* * *


Piaszczysta, szeroka droga wiła się przez las. Jej zdradliwą, podziurawioną powierzchnię oświetlało srebrzyste światło księżyca. W cieniu sędziwego świerku stał w bezruchu Adam. Wpatrywał się w zadumie w leżący przed nim stos suchych gałęzi, jakby były eksponatem na wystawie sztuki. Po kilku chwilach podniósł głowę. Smutnym wzrokiem ogarnął otoczenie. Jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Nagle zaczął iść. Nie miał pojęcia gdzie jest ani co tu robi, a mimo to szedł pewnie. Coś pchało go do przodu, nie wiedział co, ale nie zwracał na to uwagi.
Wtedy usłyszał za sobą trzask pękających gałązek. Odwrócił się szybko, ale nie dostrzegł nic poza chyboczącymi się na wietrze gałązkami świerków. Rozejrzał się po wokół siebie. Za jednym z drzew ujrzał mignięcie czarnej smugi. Patrzył jeszcze chwile w to miejsce oczekując, że jeszcze coś zobaczy, ale nic już się nie stało. Uznał to za przewidzenie i poszedł dalej. Po kilkunastu minutach marszu doszedł do końca drogi. Urywała się on nagle pochłonięta przez czarną otchłań. Jakby ktoś postawił ścianę w środku lasu. Ciemność pochłaniała wszystko: drzewa, krzaki czy też wysokie trawy. Chłopak zaczął rozglądać się po okolicy. Dostrzegł małą polanę przy drodze. Nie wiedział czemu, ale poszedł w jej kierunku. W połowie drogi zatrzymał się. Ciszę nocy przerwał głos, wydobywający się z ciemności:„ Chodź tutaj”. Na twarzy Adama pojawił się grymas. Odwrócił głowę w kierunku czerni. Tajemniczy głos znów przemówił: „Adamie, to ja. Twój tata”.
– Tata? – mruknął Adam, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zmienił kierunek i małymi krokami zbliżał się do ciemności
– Adam! – krzyknął inny głos zza pleców. Tym razem był przerażająco realistyczny. Chłopak instynktownie odwrócił się dysząc ciężko. Przy krawędzi lasu stała znajoma postać. Wysoki mężczyzna z krótkimi, brązowymi włosami i delikatnym zarostem na twarzy. Stał nieruchomo wpatrując się ciepłym wzrokiem w Adama
– Tata?
– Tak – odparł Daniel.
Adam rzucił się biegiem do ojca. Nie wiedział skąd znalazł w sobie tyle energii, aby biec tak szybko.
–Zatrzymaj się – polecił Daniel.
Adam nie chciał przerwać biegu, ale zrobił to. Jakby jakieś niewidzialne sidła nagle splątały mu nogi. Spojrzał podejrzanie na ojca.
–Nie możesz podejść – wyjaśnił.
Adam próbował zrobić te kilka kroków do przodu i wtulić się w ramiona ojca, ale nie zdołał wyrwać się z uścisku.
–Puść mnie! – wrzasnął Adam.
–Do kogo krzyczysz? Tu nikogo nie ma.
–Ty jesteś! Tato! Podejdź tu!
– Nie Adamie. Mnie tu nie ma…
Nagle postać ojca rozpłynęła się w powietrzu nie pozostawiając po sobie nawet najmniejszego śladu.
–Tato? Tato! Nie zostawiaj mnie tu! – krzyknął Adam rwąc się we wszystkie strony próbując uwolnić swoje nogi.
– Tu jestem – powiedział Daniel.
Adam zadarł głowę do tyłu i dostrzegł ojca stojącego ledwie metr od niego.
– Uwolnij mnie stąd!
– To nie ja cię więźnie – wyjaśnił spokojnym głosem Daniel.
– A kto?
– On – odpowiedział wskazując palcem na miejsce łączenia się ściany lasu z ciemną otchłanią. Stała tam postać zakryta czarną płachtą z białą maską na twarzy.
– Tato? Tato! Kto to jest!
– Nie wiem synu. Śledził cię. To jego głos słyszałeś przedtem.
– Dość tych żartów! Uwolnij mnie i idźmy stąd wreszcie! – rozkazał Adam.
– Nie pójdziemy stąd. Przyszedłem tu, żeby cię ostrzec.
Adam stanął jak wryty. Daniel przeszedł przed niego patrząc mu prosto w oczy.
–Ktoś po ciebie przyjdzie. Ktoś będzie chciał cię zabić. Musisz uciekać! – krzyknął po czym jak przedtem rozpłynął się w powietrzu
– Tato! Tato!!! Nie zostawiaj mnie tu! – wrzasnął desperacko Adam. Próbował się uspokoić, dyszał ciężko. Poczuł, że jego nogi stają się wolne. Ruszył powoli i niepewnie jak dziecko uczące się chodzić. W rogu cały czas stała tajemnicza postać. Wyglądała jak posąg. Poruszyła głową, i choć oczy miała zakryte maską, Adam poczuł na sobie jej przeszywający wzrok
–Kim jesteś?! – wrzasnął podchodząc bliżej.
Postać podniosła rękę i dłonią, skrytą za skórzaną rękawiczką zsunęła maskę, jednak twarz nadal pozostawała niewidoczna, bo przykrywał ją kaptur. Nagle Adamem rzuciło do tyłu. Upadł na trawę całkowicie pozbawiony czucia w całym ciele. Oczy zachowywał szeroko otwarte, ale mimo to nie widział niczego innego oprócz rozgwieżdżonego nieba. Usłyszał trzaski suchych gałązek i równomierny odgłos kroków. Nad jego ciałem stanęła ów postać. W ręku trzymała czarny przedmiot o nierównych kształtach.
–Nie poznajesz mnie? To ja… - powiedziała niskim głosem, który Adamowi wydał się znajomy.
Adam próbował dojrzeć twarz stojącego nad nim człowieka, ale bezskutecznie. Postać podniosła w górę rękę i z impetem cisnęła czarnym przedmiotem w Adama. Poczuł jak w brzuch wgniata mu się coś niemiłosiernie twardego, a oczy same mu się zamknęły…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Pisarskie podziemie Strona Główna -> Książki Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1