Sleepwalking
Dołączył: 15 Cze 2010
Posty: 337
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:52, 23 Lip 2013 Temat postu: Gdzieś, kiedyś |
|
|
Znad drogi zwisały suche badyle, po ścieżce płynął wezbrany strumyk deszczówki. Wiatr hulał po polach i wyprawiał tam dzikie harce. A Ptysia i Wieszcz gonili się po łące. Nie patrzyli na świat wokół siebie, nie zwracali uwagi na to, że dookoła kręcą się wiry wody i powietrza. Wieszcz gonił Ptysię, próbował złapać ja za rękaw, ale zawsze mijał ją o centymetry. Ścigali się już tak od południa. Udało im się uciec po obiedzie przed Starym Prykiem, ale nie na długo, jak się miało okazać. Teraz doszedł ich stłumiony przez wiatr ryk. To był Stary Pryk. Stał w drzwiach drewnianej obory, a z ramienia zwisało mu luźno niedopięte ramie obszarpanych dżinsowych ogrodniczek. Tupnął nogą tak, ze świat zdał się zamierać, a kury pochowały głowy w skrzydełka.
- Na kolaaaaaaaaacjęęę!!! – rozdarł się. Chłopak i dziewczyna tańcujący na polu zadrżeli. Wichura wzmagała się, wiedzieli to, ledwo potrafili się dojrzeć na przestrzeni łąki, ale mimo to nie chcieli wracać do domu. Powrót oznaczał lepką papkę serwowaną na kolację. I postrzyżyny Wieszcza przy lampce naftowej w sieni. Dziś nadszedł ten dzień. Ponadto bali się grzmotów gniewu, jakimi miotał Pryk.W czasie posiłku potrafił zmieść ręką talerze, które spadały wtedy ze stołu z głośnym łoskotem i roztrzaskiwały się na podłodze. Lepiej było niczym go nie rozsierdzać.
Dziś z kolei walnął pięścią w stół i oświadczył, ze jutro wszyscy maja jechać na jarmark. Ptysia i Wieszcz nie lubili jarmarków. Ludzie zawsze gapili się na nich jak na dziwolągów. Poza tym trwogą napawały ich tysiące bibelotów, kolorów, dźwięków. Po każdym dniu spędzonym na jarmarku wieczorem w głowie mieli obrazy sztucznych diabełków wysuwających języki, stert świńskiego sadła sprzedawanego przez pyzata babę na straganie pod kasztanem, okolicznej dzieciarni wystrojonej w pstrokaciznę i wrzeszczącej o następną watę cukrową.
Ale nie było rady. Wybrali się na jarmark całą trójką.
W pewnym momencie Pryk zostawił ich samych pośrodku placu jarmarcznego. Musiał iść podkuć konia i kupić trochę ziaren rzeżuchy. Ptysia i Wieszcz stali wśród straganów, obgryzając paznokcie i za bardzo nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zdawali sobie sprawę z tego, ze odstają od reszty, i to mocno. Mieli na sobie stare chodaki, w których grzęzły im stopy, oraz pocerowane zgrzebne bure kaftany. Wtem zobaczyli, ze ktoś kiwa na nich zagiętym chudym paluchem. Był to kościsty człowiek w potarganych ubraniach. Patrzył na nich chytrze, choć oni tego nie dostrzegali. Zbliżył się do nich kilkoma potężnymi susami, przypominał w tym wyrośniętego pająka.
- Witam panienkę i kawalera.
- Dzień dobry.
- Mogę wam cos pokazać, jeśli chcecie.
- A co takiego?
- Sami zobaczycie.
Ptysia i Wieszcz popatrzyli po sobie niepewnie, ale ruszyli za dziwnym osobnikiem. Ledwie mogli go dogonić. Sadził przed nimi ogromne kroki, a pocerowana czarna peleryna podążała za nim, poruszana przez wiatr. Dotarli do strumienia, który mienił się w słońcu tysiącami srebrnych iskier. Widać było na nich niewielkie fale.
- Sprzedaję na jarmarku ryby. To mój basen.
Na początku dzieci nie wiedziały, o co chodzi, ale zaraz zauważyły, ze niewielki fragment jeziora, tuż przy brzegu, odgrodzony jest po linii kwadratu czymś na kształt płotu. Pod powierzchnią wody dostrzegły pływające ryby. Tajemniczy nieznajomy zapytał ich:
- Chcecie je zobaczyć i dotknąć?
- Tak, tak, chcemy – zawołali zgodnie.
Nieznajomy złożył dłoń w kielich i włożył do wody, tuż pod jedną z pływających ryb. Gdy miał już pewność, że ryba znajduje się w zagłębieniu kielicha, wyciągnął ją z wody. Ryba była szara i dość duża. Machała szaleńczo ogonem, chcąc wrócić do jeziora. Mężczyzna podał ją Ptysi, która spojrzała na rybę niepewnie. Zdawało jej się, ze patrzy ona na nią smutnym wzrokiem, a nawet usta ma wygięte w podkuwkę. Wtem ryba odsłoniła potężne, ostre jak sztylety zęby i zanim dziewczynka zdążyła zareagować, wbiła je w jej dłoń.
Wieszcz i Ptysia wracali z jarmarku przygnębieni. Oprócz przygody z rybą słońce świeciło zbyt mocno, był istny upał, a oni wszędzie musieli chodzić za Starym Prykiem, który nie spuszczał ich z oczu. Głośno komentowały ich wygląd kumy Starego Pryka, które z fałszywym uśmiechem na twarzach przymilały się do nich, po czym stwierdzały, że chyba jeszcze bardziej schudli.
Za to Pryk wrócił zadowolony. Kupił wszystko, co zamierzał i spotkał ludzi, których chciał spotkać. W domu cały czas rubasznie rechotał, zacierając ręce z uciechy. Kazał nawet Wieszczowi zagrać swoją ulubioną melodię na skrzypcach. Tak, istniała pewna melodia, która mu się podobała, choć generalnie w tym domu muzyka była zakazana, co bardzo smuciło dzieci.
Wieczorem czytali Biblię na wyrywki pod czujnym okiem Pryka, po czym poszli spać. W nocy śniły im się koszmary. Widzieli tajemniczego nieznajomego w potarganej pelerynie i szarą rybę z ogromnymi zębami.
Pryk zbudził ich jak zwykle o 6 rano. Mieli wydoić krowy, dać jeść kurom i świniom, a także wypielić grządkę obok domu. Potem czekało ich sprzątanie domu i spacer po sprawunki do wsi. Kiedy wrócili, z radością udali się na łąkę. Zabrali ze sobą swoją małą tajemnicę. Bajki Andersena. To był prawdziwy cud, że je mieli. W domu Pryka czytanie było zakazane. Dzieci podejrzewały, że Pryk sam nie potrafił czytać i dlatego nie zezwalał na to pod swoim dachem. One same nauczyły się czytać pod okiem matki, zanim jeszcze zostały porwane i zamieszkały w Smętnym Lesie. Książkę Andersena znalazły kiedyś na strychu, gdy sprzątały tam z polecenia Pryka. Zastanawiały się, skąd w tym domu wzięła się książka i doszły do wniosku, że przed nimi ktoś tu musiał mieszkać. Szybko wymyśliły wokół tego zabawę. Wyobrażały sobie, że znają tę osobę. Za każdym razem zmieniały jej płeć, dodawały inny kolor włosów, imię, itd. W swoich zabawach rozmawiali z tą dziewczynką albo chłopcem o bajkach Andersena, a ona lub on zawsze mieli w zanadrzu więcej opowieści. Dzieci zastanawiały się, kim był ten Andersen i skąd brał swoje pomysły.
Post został pochwalony 0 razy
|
|