Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Malleus
Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: po co ja się produkuje...
|
Wysłany: Wto 20:43, 18 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Fajne! A co do pytania. Mnie też wydaje się to dziwne. Pisanie u mnie wygląda jak rytuał. Puszczam Jazz, palę kadzidła a moja podświadomość robi takie dziwne rzeczy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Śro 13:01, 19 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Co do rytuałów to ja się wole nie wypowiadać. Wszystko musi być dopracowane i na swoim miejscu. Zbyt wiele dziwnych rzeczy musi być wokół mnie abym mógł zabrać się do pracy. Ale jak już usiąde to palce same płyną.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Śro 14:22, 19 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Jak na paranoika przystało świerza dawka jeszcze bardziej paranoicznego Alojzego i jego teoria spisku ;] Tak mnie jakoś naszło.
„Ignorancja to błogosławieństwo.
Jak co roku grupa, najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Głów państw jak i właścicieli wielkich koncernów przemysłowych, spotkała się w ostatnich dwóch tygodniach lipca, w lesie. Nie byle jakim lesie. Jest to prastary bór sekwojowy, na północy Kalifornii, niedaleko okręgu Sonoma.
I nie jest to oczywiście zwykłe spotkanie. Okultystyczny obrządek, modlitwa do wielkiego siedmiometrowego posągu, przedstawiającego sowę. Składanie ofiar pod postacią ludzkiej „kukły”, która jak to na manekin przystało krzyczy i stara się wyrwać ze szponów obślinionych bestii. Najpierw podpalona, a potem by nie „męczyła” się zbyt długo, podcinają jej gardło. XXI wiek. Wracając do sedna sprawy, tym razem nie były to tylko zwykłe rytuały. Do wielkiego cylindra wszyscy odziani w czarno-czerwone szaty, wrzucili swoje propozycje. Jedna z postaci wylosowała kartkę, wyciągnęła ją i przeczytała na głos.
Grecja!
Tak, tak. Wypadło na Grecję. Wielki spisek (jeden z wielu), mający na celu wzbudzeniu strachu w malućkich. Ograbiony doszczętnie kraj, który prawdopodobnie niedługo zniknie z map, dał im jasno do zrozumienia. Ktoś w końcu musi przejąć kontrolę nad tym wszystkim. Tym kimś, a raczej czymś będzie grupa Illuminati. Nowy Porządek bowiem musi zapanować. WTC i domniemana walka z terroryzmem to dopiero początek. Panika i strach musi ogarnąć cały świat. Aż w końcu sami wyciągniemy do nich ręce, a zapewniam was, że oni tylko na to czekają.
Tysiące teorii. Miliony knutych intryg przez bezduszne monstra. Pieniądze już mają, została już tylko władza absolutna. Jestem ciekaw kto został pochowany na Wawelu? I komu przeszkadzali pasażerowie Tupolewa-TU154. I dlaczego ta banda idiotów zawsze musi popełnić jakiś mały, ale zawsze, błąd w tych całych przedstawieniach. Księżyc - wiejąca flaga, WTC - kontrolowane wyburzenie, które dokładnie widać na każdym nagranym materiale, Pentagon – wyparowały wszystkie części samolotu, który w niego uderzył (hyle czoła, nawet Copperfield by lepiej tego nie wymyślił), Smoleńsk – każdy rządowy samolot ma namalowaną flagę, ten który startował z Okęcia miał, ten rozbity już nie.
Media mamią nam oczy dezinformacjami, które spadają na nas jak wodospad. Dlaczego nikt nie mówi o potężnej katastrofie ekologicznej? Żeby było śmieszniej ona nadal trwa, z tej pieprzonej platformy wiertniczej cały czas wylewają się hektolitry ropy do morza. Dlaczego o tym się nie słyszy? Zapomniałem... Zbliża się Eurowizja. Jak wiadomo są rzeczy ważne i mniej ważne.
Każdy kto chce nas oświecić zostaje szybko kneblowany. Tego brakowało, żeby ocenzurować internet. Tysiące stron o Grupie Bildenberga po prostu przestała istnieć. Dlaczego? Bo plebs nie ma prawa wiedzieć o wielu rzeczach. My mamy być tylko szczurami eksperymentalnymi. Wesoło piszczeć w klatkach i dreptać łapkami w labiryncie, które oni nam budują. Prosić się o kawałek serka, i siedzieć w kącie. Nic więcej.
1984 Orwella zbliża się co raz szybciej. Książka, która była fikcją i przestrogą niedługo będzie prawdą. Oceania zawsze prowadziła wojnę z Euroazją! „...gdy nagle na trybunę wbiegł posłaniec i wręczył mówcy kartkę. Ten rozwinął ją i przeczytał, nie przerywając potoku słów. Nie zmieniło się jego zachowanie, ani ton głosu, ani też treść tego, co mówił, lecz nagle zaczął wymieniać nazwę innego mocarstwa. Nie padło ani jedno słowo wyjaśnienia, ale tłum i tak w mig pojął wszystko.” Oceania zawsze prowadziła wojnę ze Wchódazją! Czy również jesteśmy bandą takich bezmózgich marionetek? Jeszcze dziesięć lat temu każdy zaprzeczał jakiejkolwiek organizacji o nazwie Illuminati. Nikt w niej nie brał udziału. Dekadę później, czyli teraz. Bush jak i reszta ferajny z uśmiechem na twarzy przyznaje się, że są Nowym Porządkiem Świata. Się pytam. Co jest cholera? Dlaczego nikt o tym nie mówi?
Kpina. Jeden wielki żart, nic więcej. Widzieć, podążać wśród ślepych głupców to przekleństwo. Udręka, z którą nie ma jak walczyć. Najgorsze jest to, że jesteśmy bezsilni. Dopuściliśmy ten cały burdel do potężnego rozkwitu. Przycinanie chwastów już na nic się nie zda. Jeśli oni są w stanie sprawić, że kraj zniknie z map, jak to Ferdynand Lipski śmiał powiadać „Dżast lajk det”, to my co najwyżej możemy wstać i zacząć bić brawo. Owacje na stojąco i czapki z głów panowie. Toż to majstersztyk konspiracji. Omamić miliardy ludzi.
Zostało już tylko czekać. Zacieram rękawy i czekam na kolejne widowisko, ludzkiej próżności. Uśmiech pojawia się na mej twarzy bowiem mam przeczucie. Że koniec nastąpi jeszcze za mojego życia. Ja już wybrałem sobie siedzenie w pierwszym rzędzie. Popcorn po prawej, dietetyczna cola po lewej. Reklamy, zwiastuny i film. Dzieło sztuki przewyższający każdą hollywoodzką produkcję”
Oparłem się na krześle. Cholera, podoba mi się. Krótkie. Trochę za, ale całkiem trzymające się kupy. Na razie odłożyć i poczekać. Przespać się i wrócić za kilka dni. Dopracować, bo z tego może wyjść dzieło. Chyba mój najlepszy artykuł.
- Zdecydowanie – odparła Alma.
- Wiesz, że też tak uważam. I dlatego nigdzie tego nie wyśle.
- Dlaczego? - zapytała zszokowana.
- Bo to jest temat tabu. Jedyny jaki istnieje. Seks i narkotyki wylewają się z telewizorni. Ale nadal nikt nie mówi o spiskach. Tylko w necie, na różnego rodzaju forach, które są skrupulatnie zamykane. Nie mam jaj, żeby zajrzeć w paszcze lwa. Jeszcze nie teraz. Dopiero co zaczęło sprawiać mi radość moje bytowanie.
- Możesz otworzyć ludziom oczy?
- Oni nie chcą ich otworzyć. Alex Jones próbował. I widzisz co zrobili?
- Nic.
- To było pytanie retoryczne moja droga – uśmiechnąłem się.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malleus
Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: po co ja się produkuje...
|
Wysłany: Śro 20:20, 19 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
humph. Wydaje mi się że podobną wypowiedź już kiedyś czytałem. Ale i tak nie była nawet w jednej dziesiątej taka... Swojska.(czyt. szalona.)
Pisz, pisz, pisz !
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 11:13, 20 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Gdzie? Co? Jak? Kiedy? Chyba nie powtarzam czyichś słów? O plagacie nie ma mowy... Chyba Ci się coś wydaje... ALBO! Wiem... Ty łajdaku. Jesteś jednym z nich, infiltrujesz to forum. Uważaj na siebie. Będę Cię miał na oku.
X]
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 18:24, 20 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Chyba mogę napisać Część druga. To co było wcześniej to sam Alojzy, teraz pojawia się w końcu jego kompan od narkotykowych escesów, wypraw ku zrozumieniu i poszukiwaniu sensu własnego JA. Postaram się aby było jeszcze dziwniej. Miłej lektury ogóreczki ;]
Szedłem ulicą, ciągnąc nogami po chodniku. Zdegustowany i przerzuty podążałem przed siebie. Jak ja u diabła znalazłem się w tym parku? Pobudka o szóstej rano, na jednej z ławek w Parku 3 Maja, nie jest czymś normalnym. Nawet po najbardziej zwierzęcej imprezie, człowiek po prostu nie spodziewa się takiego przebudzenia. W dodatku, ja nie imprezowałem. Albo może? Sam nie wiem. Ostatnią rzeczą jaką pamiętam z wczoraj, to spotkanie bandy drumbo. Jak wiadomo natrafienie, na któregokolwiek z Tomków kończyło się totalnym odlotem, ale dobrze by było pamiętać co go spowodowało. Teraz nie byłem tego pewien. Wydaje mi się, że piłem, bo żołądek nie działa tak jak powinien. Głowa też lekko przytłacza, intensywnością odbierania bodźców z zewnątrz.
Nerwowe przeszukanie kieszeni. Telefon jest, portfel również. W kieszeni koszuli jak zwykle, bibułkowe zawiniątka. Na kaca najlepsza trawa, a już na pewno na kaca moralnego. Czym ja się musiałem znów na szprycować, że zupełnie nic nie kojarzę? Na szczęście już niedługo w domu. Jeszcze kawałeczek.
Szedłem więc, dalej rozmyślając. W pełnej zadumie, pociągając kolejne buchy kompletnie nie zauważyłem zajeżdżającego drogę mi samochodu.
Co jest?!?
Z auta wysiadł nie za wysoki, łysy mężczyzna. Ubrany był w czarny dres z białą koszulą polo. Wpatrywał się we mnie ostro. Przeskoczył przez maskę i złapał mnie za rubaszkę. Cisną mną z całych sił o maskę. Dopiero wtedy oprzytomniałem. Dlaczego nie rzuciłem się do szaleńczej ucieczki? Zwała była zbyt wielka, by ogarnąć całą akcje, a teraz było zdecydowanie za późno na cokolwiek.
- Kurwa? Jarać się chciało! - krzyknął mi do ucha. Myślałem, że mi bębenki eksplodują, koleś kompletnie nie czaił, że byłem skacowany.
- Co jest? Ja nic nie zrobiłem – głos mi zadrżał. Panika przeszyła całe moje ciało.
- Policja miasta Łódź leszczu! - zaczął przetrzepywać mi kieszenie, wyjął telefon i portfel – Masz coś jeszcze przy sobie?!?
Policja? Jezus kurwa Chrystus. Już po mnie. Pójdę siedzieć. Pięknie. Tego było mi właśnie trzeba.
- Pytam się kurwa! Masz coś jeszcze? - Znów wrzask. Skuł mi ręce. Poluźnił w końcu trochę uścisk, przestał cisnąć mnie o samochód.
- Nie. Nic nie mam – odpowiedziałem skruszony.
Wolałem nie wspominać o jeszcze trzech skrętach w kieszeni koszuli. Może uda mi się je jakoś utylizować.
Wrzucił mnie na tylne siedzenie. Obszedł samochód, podniósł z ziemi żarzącego się jeszcze jointa i wsiadł na miejsce kierowcy. Pociągnął i wypuścił dym w moją stronę przez okratowane odgrodzenie.
Kraty. Będę się musiał do nich przyzwyczaić. To już drugi raz z tego samego paragrafu. Za pierwszym razem przynajmniej miałem sto gramów. Teraz z tymi ochłapami może wyjdzie z gram lub dwa. Pięknie. Pójść siedzieć za blanta. Wejdę do celi pełnej morderców, psychopatów, złodziei i innej maści nie resocjalizowanych zboczeńców, o których teraz wolałem nie myśleć. I z czym? Ze skrętem. Będę nikim, zerem w pudle.
Kolejna chmura poleciała w moją stronę. Pieprzeni hipokryci u władzy. Chędożony tyran. Pieprzony Ivan Groźny, który najpierw zgwałci mój młodzieńczy urok, a później nabije na pal, wystawiając na ucztę sępom.
- Uuuu... Dobry materiał macie – uśmiechnął się do mnie.
Pieprzony kretyn. Zerknąłem przez okno, jeszcze bardziej zmarnowany niż wcześniej. Cóż, będę miał dużo czasu na pisanie. Napisze dzieło „Zza krat człowieczeństwa”. Dobry tytuł. Nie!
Nie! Musi być jakieś wyjście. Może uda mi się do niego przemówić, do jego sumienia. To jedyne wyjście. Jeszcze nie jest za późno. Ale co? Co ja mogę powiedzieć do takiego łysego gbura? Wiem.
- Jak ty możesz spać po nocach – warknąłem.
Cholera. Źle. Za bardzo oklepany tekst. Od razu skapnie się co knuje.
- Co? - zapytał się rozmaślonym wzrokiem.
Gość się totalnie zjarał. To moja szansa, będę jednak kontynuował tą drogą, może uda mi się ruszyć jego sumienie..
- Jak możesz spać spokojnie się pytam? Wsadzając za kraty młodych i ambitnych ludzi. Jak się z tym czujesz?
Dobrze mi idzie. Te słowa na pewno wryją mu się głęboko w psychikę. Słaby umysł skapituluje.
- Co ty pierdolisz? - parsknął śmiechem – Ty mnie tu chcesz na jakąś, kurwa sentymentalną gadkę wziąć? - zaczął rechotać jeszcze bardziej.
Albo i nie. Nie. Nie poddawaj się.
- Nic nie zrobiłem. Nikogo nie zabiłem, ani nie okradłem. To moja sprawa, czy pije, czy pale. Powtarzam, nikomu krzywdy nie robię. Nie chodzę i nie wszczynam burd. Nie rozwalam śmietników. Dobry człowiek ze mnie. Co z tego, że przypale od czasu do czasu? Za browara dostanę mandat, za skręta, rok minimum mnie czeka. Więc się pytam? Jak się czujesz wsadzając do więzienia niewinnego człowieka?
Zatrzymał samochód. Odwrócił się w moim kierunku, z cały czas tym samym rozbrajającym uśmiechem. Widać, że to twardziel z krwi i kości. Ciężkie życie ma wyryte na twarzy, ale mimo to sympatyczny z niego skurwiel. Pociągnął ostatni raz, po czym wyrzucił kiepa przez niedomknięte okno.
- Widzę, że mi próbujesz jakieś ideologie wcisnąć. Tylko ty kurwa, chyba nie wiesz z kim mówisz – Pokazał odznakę wiszącą na szyi, na srebrnym łańcuchu.
- I co z tego? - wzdrygnąłem ramionami – Wszyscy jesteśmy równi. Bez względu, czy masz świecącą gwiazdkę, czy nie. Miłość bracie i tolerancja może nas tylko uratować.
Tak. Gadka o miłości na pewno go ruszy.
- Nie wierzę kurwa, w tego gościa – rzekł. Pokiwał głową, po czym wysiadł z samochodu. Otworzył mi drzwi – Wysiadka pajacu.
Wysiadłem. Nie byłem przed komisariatem. Staliśmy przed jakąś rozpadającą się kamienicą, która prawdopodobnie już niejedno widziała. Zaraz. Czekaj, ja tu mieszkam. Co jest grane?
Obrucił mnie w stronę auta i zaczął rozkuwać.
- Nidy w życiu nie zapuszkowałem nikogo za ganje i nie mam zamiaru zmieniać postanowień – Położył mi rękę na ramieniu, przyjacielsko ściskając – A już na pewno nie takich rasta pajaców.
Stałem jak zahipnotyzowany. Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. To na pewno jakaś podpucha. Dał kilka kroków w kierunku wejścia do kamienicy. Spojrzał na mnie.
- Co jest? Na herbatkę mnie kurwa nawet nie zaprosisz.
Tego było już za wiele. Jakaś pieprzona infiltracja. Wiedziałem, że mnie obserwują. Czułem to po prostu w trzewiach. Zerknąłem na czarne bmw z przyciemnianymi szybami, stojące po drugiej stronie ulicy. To na pewno ich wtyczka. Stoi już tutaj od kilku dni. Wiedziałem, że coś jest nie tak z tym samochodem.
- Gościnny to ty kurwa Alojzy nie jesteś jak widzę.
Nogi jak z waty, ugięły się pode mną. Oparłem się o radiowóz. Wiedzą o mnie wszystko. To pewnie jakaś gierka. Będzie udawał mojego kumpla, by schwytać dilerów na osi. Już po mnie.
Patrzył tak na mnie chwilę i rzekł.
- Weź człowieku nie jaraj więcej, bo ty kurwa nie ogarniasz świata jak widzę – Wyjął z kieszeni mój portfel i telefon. Rzucił je w moim kierunku – Myślałeś, że skąd ja kurwa wiem gdzie mieszkasz? Z satelity pajacu? - Pokiwał głową z niedowierzaniem i ruszył w stronę wejścia do kamienicy.
Uspokoiłem się, ale tylko trochę. Cała ta sytuacja i tak śmierdziała na kilometr. Mimo wszystko znajomość z „wrogiem” jakoś dziwnie mnie przyciągała. Miała w sobie jakiś piekielny urok. Poczłapałem w kierunku nowo poznanego kompana.
Weszliśmy do mieszkania, w którym jak zwykle panował artystyczny burdel. Wynajmowałem tą klitkę od pół roku – jeden pokój, kuchnia i łazienka z ubikacją. Nic specjalnego, ale najważniejsze, że tanio mnie to wynosiło. Większość pieniędzy wydawałem na radykalne ćpanie, więc jakimś potężnym umeblowaniem również nie mogłem się pochwalić. Ot co, jedna szafka na ciuchy, dwuosobowe łóżko, sofa, mała szafka pod telewizor, biurko i krzesło. Wszystko w utrzymane w jasnych barwach. Ściany poplamione, bo trudno to nazwać pomalowaniem, w zielone, ciemniejsze odcienie. Na pierwszy rzut oka, rudera, aczkolwiek własna. Azyl, w którym mogłem znaleźć spokój. Funkcjonariusz rozejrzał się po całym pokoju.
- Projektantem wnętrz to ty kurwa na pewno nie jesteś – parsknął od niechcenia – Reszty wole nie widzieć – zaśmiał się – No i co z tą herbatą.
Ruszyłem w kierunku kuchni, jednak w połowie drogi zatrzymałem się.
- Nie posiadam.
- No to kawę.
Chwila konsternacji.
- Również nie posiadam – wydawało mi się, że sytuacja stawała się co raz bardziej napięta.
- To co ty kurwa pijasz człowieku?
- Rum, wódę, szkocką – Uśmiechnąłem się lekko.
- Swój człowiek. Dajesz i tak jestem po służbie.
Wygrzebałem z lodówki butle Morgana. Na szczęście zostało ponad pół flaszki.
- Kto to?
Obróciłem się wystraszony, o mały włos nie tłukąc butelki.
- Jezuu... Nie tak znienacka. Ile razy mam powtarzać – szeptem odpowiedziałem.
Zachichotała tylko pod nosem.
- Kto to?
- Eee... Długa historia – przeszyłem ją wzrokiem – Przecież wiesz.
Znów się zaśmiała. Pobiegła do pokoju.
Zapowiada się ciekawy dzień. Nalałem do szklanek trunek i wróciłem do dopiero co poznanego towarzysza.
- Trzymaj – wręczyłem mu szklankę.
Powąchał, po czym wziął duży łyk. Westchnął.
- Masz coś do jarania jeszcze?
Wyjąłem z kieszeni koszuli dwa zawiniątka. Jeden dałem jemu, drugi włożyłem sobie do ust. Spojrzał się na mnie z bananem.
- Podobno już nic nie miałeś – zaśmiał się, szturchnął mnie w ramie – Cwaniaczek widzę.
Podpalił swojego blanta, podał mi zapalniczkę. Wypuścił wielką chmurę dymu, zakasłał.
- Wyluzuj kurwa, bo spięty jesteś jak morda Cherilyn LaPierre – Wyciągnął do mnie dłoń - Tak w ogóle to Tomek jestem. Tomek Dzikowski.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malleus
Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: po co ja się produkuje...
|
Wysłany: Czw 21:01, 20 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Z-A-J-E-B-I-O-Z-A.
A zresztą Policjanci tego typu istnieją. Sam jednego poznałem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 19:42, 21 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Miło słyszeć, że się podoba, bo teraz będzie jego towarzyszem. Mimo wszystko narracja dalej w stylu Alojzego. Dialogów postaram się dużo wciskać. Pożyjemy zobaczymy co z tego będzie.
Malleus jak widzę, naciągasz mnie na bro, bo kolejne Ci już postawie. To bodajże będzie już z piąta kolejka. Poprawiasz mi samopoczucie takimi komentarzami Fajnie być próżnym...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malleus
Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: po co ja się produkuje...
|
Wysłany: Pią 20:35, 21 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Nasze Ego I my. Znam to. Ty też masz u mnie kilka kolejek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Śro 18:13, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Dupa! Nie dam rady. Nic nie przychodzi mi do głowy. Urwane w połowie. Chciałem coś dodać, ale nie mogę. Mimo to wrzucam marny strzępek, tego co miało być. Ehhh... Swoją drogą fantastycznie pisze mi się kwestie Tomka. Bawią mnie te wulgaryzmy. Aczkolwiek z czasem będzie ich mniej. Chcąc nie chcąc czytają to niepełnoletni >D
Malleus darujmy sobie. Tych kolejek jest już tyle, że nie starczy na to funduszy. Polecimy z grubej rury. Pociśniemy wodę ognistą i wybędziemy w plener. Mam nadzieje, że nie wybierasz się nigdzie w lipcu?
Siedziałem tak jak zwykle przed monitorem. Poddenerwowany jednak już nie tak jak zawsze. Może on mnie infiltruje? Jakie jest prawdopodobieństwo spotkania rozećpanego policjanta z wydziału narkotykowego? Który, żeby było śmieszniej ciągle przynosi ci materiał do testowania. Czy oni mogą niepostrzeżenie wynosić z pracy narkotyki? Czy to może jakaś podpucha? Jeśli szpieguje to w jakim celu? Jedyni dilerzy, z którymi utrzymuje kontakt to Tomki. I na litość Boską dlaczego wszyscy moi znajomi mają tak samo na imię? Coś tutaj ewidentnie nie gra.
- O czym myślisz? - Z zadumy wybiła mnie Alma.
- A, o... - spojrzałem się na nią krzywo – Przecież wiesz.
- Niestety paranoje znów świecą prym. Czy ty nie widzisz, że ten biały - proszek sprawia, że panikujesz.
- Cholera, ale on go przynosi całkiem za darmo. To byłby grzech, żeby się nie poczęstować.
Wyprostowałem się na krześle. Włączyłem Czajkowskiego. Cisza zaczęła się odzywać, więc musiałem ją zagłuszyć.
- Ciekawe jak brzmi cisza? - zapytałem Alme.
- Cisza ma to do siebie, że nie brzmi – tonacja odpowiedzi była nasycona ironią.
- I ja właśnie o tym mówię. Nie pamiętam kiedy nic nie słyszałem. - Zawsze muszą być jakieś szepty, piski, jęki. Cokolwiek, ale musi być.
- Więc może przestań brać to świństwo.
- Oj, to nie od tego. Pięć lat temu nic nie brałem i było to samo. Dziesięć lat...
- Z kim rozmawiasz? - Zapytał Tomek.
Nie zauważyłem jak wszedł. Muzyka zagłuszyła brzęk przekręcanego zamku w drzwiach. Cholera. Tak źle i tak nie dobrze. I dlaczego dałem mu klucze do mieszkania?
- Eeee... Przecież wiesz, że piszę. A dialogi sam wypowiadam, aby sprawdzić, czy są naturalne.
Pięknie wybrnąłem. Ma się tą bajerę wypisaną w DNA. Ściemniam intuicyjnie.
- Ty pisujesz artykuły do gazet. Nie kurwa, jakieś powieści.
Po czule zaczęły spływać stróżki potu. Rozszyfrował mnie. Wie, że zbzikowałem. Za dużo o mnie wiedział.
- Zresztą nie chce tego wysłuchiwać – machnął ręką – Znów zaczniesz pierdolić jakieś kocopoły, których prawdopodobnie sam nie rozumiesz, więc odpuśćmy. - Usiadł na sofie, włączył telewizor, otworzył piwo, wziął gazetę i rozsypał na niej biały proszek.
Rąbany się czuje jak u siebie. Przesiaduje u mnie całymi dniami. Albo pijemy, albo mocno ćpamy, albo to i to. I wszystko z magazynu naszego ukochanego organu do zwalczania przestępczości. Tomek się śmieje, że prace napędza głód narkotykowy, bo jak spichlerz się kończy to chłopaki mocniej zasuwają, żeby coś samego czmychnąć do kieszeni. Wszyscy podobno jadą na białym szaleństwie. Ironia.
- I w ogóle to pakuj się, kurwa.
- Co? Jedziemy gdzieś? Po co?
- Przeprowadzasz się do mnie, przynajmniej na razie.
- Dlaczego? - zapytałem z lekkim zakłopotaniem.
Podniósł głowę z nad gazety, w ręku trzymał kartę do dzieleni, a w drugiej dzierżył już przygotowany zrulowany banknot.
- Dlaczego, kurwa? Pytasz się, kurwa dlaczego? Mam ci kurwa, powiedzieć dlaczego? - z każdym „przecinkiem” jego ton wzrastał – Na prawdę chcesz, kurwa wiedzieć dlaczego?
- Tak, kurwa – zaśmiałem się – Powiedz mi kurwa dlaczego? - Nie mogłem przestać się śmiać.
- Dlaczego się kurwa, śmiejesz?
- Jak Boga kocham muszę nagrać twoje wypowiedzi. Wiedział byś dlaczego – przetarłem sobie rękawem załzawione oczy – Nie uważasz, że ciut przeginasz z wulgaryzmami.
- O masz ci kurwa, wielki poliglota się znalazł. Ten, który nigdy nie bluźni.
- Używam słów potocznie uznanych za obraźliwe tylko do oddania dramatu sytuacji, albo...
- Albo kiedy się wkurwisz. Wiem, wiem. Powtarzasz to w kółko. Nie wiem, po chuj się czepiasz. Słowa jak każde inne. Wyjebane mam czy komuś się to podoba czy nie. Szczególnie kiedy rozmawiam, z pożal się Boże, prze ćpanym pisarczykiem.
Założyłem rękę na rękę, dając mu jasno do zrozumienia, że ubodła mnie jego uwaga na temat mojego pisania.
- Żebym cię, kurwa czasem nie zaczął przepraszać – Pochylił się znów nad gazetą, wciągnął swoją porcję, a resztę podał mi – Wciągaj i mnie nawet nie wkurwiaj. I do chuja, pakuj się kurwa.
- Powtarzam: po co? Raz... Dwa... Trzy... Siup – wciągnąłem swoją część.
- Po co się jeszcze kurwa pytasz? - Zobaczył mój uśmiech – Nie drwij bo zajebie. Bo wciągam koks na jakiejś jebanej gazecie. Ty kurwa nawet stoliczka nie masz. Ja wiem, że to twoja pierdolnięta artystyczna wizja posiadania tylko najważniejszych rzeczy, ale przed telewizornią to ja mam ochotę wyciągnąć nogi na jakiś jebany stolik.
- Nie higienicznie wciągać syf ze stolika, na którym kładziesz nogi – Oczy znów mi łzawiły, ale tym razem od czego innego. Zawsze po wciągnięciu łupało mnie w potylicy. Musiałem ściskać skronie, by przestało.
- Dla przykładu to powiedziałem. Zresztą po pracy wpadam do ciebie, a jak jeszcze raz będę musiał spać na tej jebanej sofie to komuś w robicie łeb rozjebie, bo mnie wszystko boli. Kurwa, komu ja się w ogóle tłumaczę? Zapraszam gościa do domu, a ten jeszcze wybrzydza. Pakuj się, nie pierdol.
- Dobra, dobra.
Zebrałem się w ekspresowym tempie. Proszek działał wyśmienicie. Energią mogłem obdarować wszystkie kraje Trzeciego Świata i pewnie jeszcze by zostało. Wrzuciłem wszystkie ciuchy do torby, laptopa w plecach. Prawie zapomniałem o alkoholu. Prócz kilku mrożonek, w lodówce był tylko rum, lub wóda. Dzięki dobrodziejstwie Tomka, na dragi nie musiałem już wydawać, więc napojów było znacznie więcej, niż zwykle. Musiałem wziąć oddzielną torbę na trunki. To mi się zdecydowanie podobało.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Malleus
Dołączył: 15 Lis 2009
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: po co ja się produkuje...
|
Wysłany: Śro 20:05, 26 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Mi też się to zdecydowanie spodobało ^^
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Czw 7:04, 27 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Oglądałem Fear and Loathing in Las Vegas dzisiejszej nocy i tak mnie jakoś naszło. Dziwaczna wkrętka. Troszkę makabryczna. Miłej lektury >D
Siedzieliśmy w wielkim oszklonym Hotelu Marriott w Warszawie. Przy barze, oczywiście. Wysłali mnie tu na jakąś konferencję, dotyczącą... Sam nie wiem dokładnie czego. Przemoc, narkotyki, wandalizm, młodzież. Coś z tego na pewno, albo wszystko na raz. Nie wiele pamiętam. Telefon wybudził mnie z popołudniowej drzemki. Zdołałem wyłapać tylko najważniejsze informacje.
- Alojzy jedziesz do Warszawy... Hotel Marriott... Konferencja prasowa... Nieograniczony kredyt... Dwa dni... Artykuł na minimum tysiąc słów..
Tysiąc słów? Coś mało. Może chodziło o dziesięć? Przesada. Coś z jedynką na przedzie. Zresztą mniejsza z tym. Długo tam z Tomkiem i tak nie wytrzymaliśmy. Po godzinnym monologu prowadzącego wymiękliśmy. Nawijał coś w kółko o powstrzymaniu fali narkotykowej, która napłynęła z zachodu. O młodzieży zafascynowanej afroamerykańskim lansem. Napomknął coś również o zgubnych skutkach palenia marihuany. Masakra.
„Palić heretyków na stosie”... Napisałem te słowa na chusteczce. Sam nie wiem dlaczego? Wkręciliśmy sobie dziwny klimat. Na szprycowaliśmy się meskaliną, przypaliliśmy to brązową, afgańską grudką i przepiliśmy szkocką, prawdopodobnie czerwonym Labelem. Pozytywny trip, zanim jeszcze wyszliśmy z pokoju hotelowego. Trafiliśmy jednak do pieczary, po brzegi wypełnionej żmijami. Po chwili byliśmy cali spoceni i roztrzęsieni. Mógłbym przysiąść, że nas obserwowali. Co chwile, któryś z tych pieprzonych pismaków wskazywał na nas palcem, szeptali sobie coś na wzajem. I policja! Ile tam kręciło się gliniarzy. Musieliśmy się stamtąd wydostać. Po godzinie uciekliśmy. Z bunkrowaliśmy się przed barem i zaczęliśmy wykorzystywać kredyt, który ofiarował mi redaktor naczelny Wojtuś Maziarski.
Tomek budował wieże z kielonków, a ja bazgrałem jakieś bzdury na chusteczkach.
- Co za pierdolone nudy. - przerwał ciszę Tomek – Może jednak tam wrócimy? Pojeby, bo pojeby, ale zawsze coś się działo.
- Żeby nas wykastrowali? - uciąłem szybko – Daj spokój. Hipokryci pieprzący z zaścianka ludzkości. Phi... - wzdrygnąłem się na krześle – Jak można obgadywać coś o czym nie ma się pojęcia?
- Też prawda. Mogliśmy rozdać wszystkim próbki kwacha. Usiedli byśmy w kółko, najarali się. Może wtedy dotarło by coś do tych pajacy. - znużonym tonem, nachylony nad kieliszkami Tomasz głośno westchnął.
Do baru wszedł przylizany krawaciarz. Zatrzymał się na chwile, patrząc na nas z nutą nieufności, podszedł powoli. Dosiadł się i poprosił barmana o burbon.
- Co tam panowie? Wystraszeni natłokiem informacji? - zagadał, dziarsko przechylając do połowy szklankę swojego burżuazyjnego trunku.
- Wystraszeni? Idź pan w chuj. Nudy jak nigdy – Pierwszy odpowiedział Tomek.
Lekko zaskoczony jego odpowiedzią, ale nadal z pewnością siebie, lizus kontynuował.
- Nudy? Te wszystkie gangi handlarzy...
- Gangi? Banda przedszkolaków. Nie to co u nas – przerwał mu Tomek, w połowie zdania zerknął na mnie.
Wiedziałem co temu draniowi chodziło po głowie. Niech będzie. Ciężka bajera. Dodałem:
- Najgorzej jest, jak te patałachy nabuzują się koksem i dorwą się do składów broni z pobliskich jednostek. Ciekawe kto tym skurwysynom dostarcza broń?
- Na pewno ktoś z góry. Takich to zawsze wspierają jakieś grube szychy. - Nic dziwnego, mają w tym interes. Niewolnictwo, handel organami.
- Niewolnictwo? - przerwał wystraszony dziennikarzyna.
- To wy jeszcze nic nie wiecie? Matko Boska. Niby stolica, a oni jeszcze nic nie wiedzą – uśmiechnął się Tomek.
- Nic dziwnego. Nie chcą wzbudzać paniki. - wziąłem dużego łyka szkockiej - Na wybrzeżu to już ostra jatka jest. O tym się nie mówi, żeby nie wzbudzać popłochu.
- Boże Święty! O czym wy mówicie? - totalnie wystraszony, kurczowo trzymał się krzesła.
- Ruscy się ze szwabami zgadali. Porywają ludzi, wycinają co trzeba i handlują. To już nie te czasy, że ludzie chcą pieniędzy. Teraz za kilo koksu to się nerkę daje, albo wątrobę.
- Za kilka tysięcy piguł, serce – dodałem z kamienną twarzą.
- A za mózg, to czyściutka hera idzie.
Tym razem nie zdołał z siebie nic wykrztusić sensownego. Można było usłyszeć głuchy skowyt. Przerażenie było wypisane drukowanymi literami na jego facjacie. Dla nas to i tak było za mało, więc kontynuowaliśmy dalej. Na przemian dodając pikantne szczegóły.
- Najbardziej to żal mi dzieci, no ale cóż. Najlepsze młode i świeże organy.
Krawaciarz zapiszczał.
- Tylko dlaczego żywcem je wycinają? - zapytałem.
- Wtedy podobno najlepiej się nadają do przeszczepów.
- Ż-ż-ż-żywcem? - wyjąkał – M-mózg?
- Żywcem, a jak? Więcej krwi, to tych skurwieli podnieca. A z mózgu jakieś dragi nowe robią, z dodatkiem szyszynki, czy czegoś tam. - Tomek wypił wszystko co mu zostało i skinął na barmana, dając do zrozumienia, że chce jeszcze.
- Odpierdala im od tego! - Warknąłem – Ostatnio wpakowałem cały magazynek w jednego pojeba, a i tak trzeba było go trzymać. Chciał wszystkich pociąć maczetą, uwierzysz?
- Dokładnie. Rzucił się na czterech uzbrojonych facetów z pierdoloną maczetą. Kamikadze – wziął łyka z dopiero co dostarczonej szklaneczki whisky i dodał – Ale dojechaliśmy skurwysyna, heh, nic z niego nie zostało.
- Jak to? - zapytał kompletnie roztrzęsiony nowy towarzysz.
- Mamy pozwolenie od szefostwa. Jeśli dorwiemy jakiegokolwiek, mamy go po prostu rozjebać. - odpowiedziałem jak gdyby nigdy nic - W sądzie zawsze ich uniewinniają, bo ktoś z góry zapewnia im najlepszych adwokatów.
- Boże Święty. Jak wy możecie spać spokojnie?
- W pierwszy rok prawie w ogóle. W drugi co drugą noc, i to i tak z koszmarami. Po trzecim się przyzwyczajasz i śpisz jak małe dziecko. Zajebista robota. - uśmiechnąłem się do rozmówcy, który spojrzał na mnie wymownie.
- Dokładnie. Ktoś musi to robić, abyś ty na przykład mógł spać spokojnie. I nikt nam za to nie dziękuje, bo nikt nie może wiedzieć. Domyślasz się jaką wzbudziło by to panikę?
- Rozumiem – wydukał.
Przechyliliśmy wszystko co zostało i zaczęliśmy zbierać się do wyjścia. Facet siedział jak skamieniały.
- Napij się. Wyluzuj. Nie pozwolimy, żeby to tu dotarło. Z każdym dniem spychamy tych skurwysynów do morza. Dużo ich już nie zostało – Tomek poklepał krawaciarza po barku, dodając mu otuchy – Tylko pamiętaj. Nikomu ani słowa.
- To tajemnica państwowa. Nawet sam prezydent Gąsiorowski podpisywał papiery co do egzekucji tego ścierwa.
Pokiwał tylko głową. A my ruszyliśmy przed siebie z bananami na twarzach. Wyszliśmy z baru i udaliśmy się w stronę windy. Do pokoju.
- Widziałeś jego oczy? - Zapytał się Tomek.
- Kompletnie się rozsypał. Chyba przesadziliśmy.
- Nie no co ty? Dobra jazda. Rozkurwiliśmy mu psychikę.
- Jeśli nie płaczę, to za niedługo na pewno się rozklei. Już było widać, że walczy sam ze sobą, żeby się nie rozlecieć.
- W chuj dobra robota Alojzy.
Przytaknąłem tylko.
Drzwi windy się otworzyły, w środku stała Alma. Patrzyła na mnie ostrym wzrokiem.
No co? Pomyślałem. Zabawnie było.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Alojzy.G.Cłopenowski dnia Czw 11:22, 27 Maj 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Pią 19:42, 28 Maj 2010 Temat postu: |
|
|
Prócz muzyki jak widzę to Fear and... mnie jeszcze inspiruje. Dzisiaj znów go sobie zarzuciłem i włala! Ciężko jest się skupić, ale opornymi, małymi kroczkami coś piszę. Znów ciężka szajba.
Obudziłem się na przednim siedzeniu Zielonego Jaszczura. Piękna maszyna. Ford Mustang, rocznik 87. Oczywiście, że w cabrio. W sumie trudno to nazwać obudzeniem ze snu, raczej wybudzeniem z katatonicznej świadomości. Na kolanach miałem Watsona. Mój laptop towarzyszył mi w najbardziej wariackich akcjach, więc czas było go w końcu nazwać. Nie mógł pozostać bezimiennym wojownikiem - rewolucji, która sama w sobie zmierzała donikąd. A Watson wydawał mi się najbardziej pasującym imieniem. Jak na elektroniczne cacko oczywiście. Zresztą fajnie było się do niego zwracać „Co o tym sądzisz, drogi Watsonie?”. Drapiąc się przy tym po brodzie, udając wielce zamyślonego.
Szaleństwo wypisane na każdym kroku.
- Widzę, że królewna się kurwa, w końcu obudziła.
Tomek spojrzał na mnie wielkimi, wytrzepanymi oczami. Nie było widać nawet milimetra źrenicy, całe czarne. Ciekawe ile ten ciołek zdążył już wciągnąć? Zresztą nawet teraz wykonywał jakieś dziwne, cyrkowe pozycje. Starając się jedną ręką prowadzić, a drugą rozsypywać, dzielić i układać w ciągłe linie, biały proszek na spodzie nesesera, po brzegi wypchanego różnego rodzaju używkami. Wszystko przy prędkości stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, przy akompaniamencie Jefferson Airplane i ich kapitalnego Sombody to love.
- Co się tak do chuja patrzysz? Pomógł byś. Złap za tą jebaną kierownicę, bo za chwile nie wypykam.
- Nie mogłeś po prostu się zatrzymać?
- Popierdoliło ci się coś? Musimy dotrzeć za godzinę do Łodzi, bo szef mnie wyjebie. Miałem mu dostarczyć raport, który o ile dobrze pamiętasz wczoraj mi go napisałeś.
Przebłyski wczorajszego dnia były bardzo dzikie. Wyrwane kartki z notatnika prze ćpanego alkoholika. Czy mogło być coś jeszcze bardziej niezrozumiałego? Pewnie raport, który mu napisałem. Ten debil pewnie go jeszcze nie przeczytał. Może to i dobrze. Obrócił by się na mnie jego szatański agresor. Ale faktem jest, że akurat pisanie tego całego bełkotu pamiętam chyba najlepiej. Jak mógłbym zapomnieć zresztą? Przez tego wykręta o mało nas nie ukamienowali. Do Kebab DiP'u przy Sosnowskiej w Gdańsku nie mieliśmy już wstępu. I to na bank.
Zatrzymaliśmy się coś przekąsić. Nażarliśmy się grzybów i mocno przypaliliśmy to wszystko brązową grudką. Belgijski hash lub inne ścierwo, opowieści skąd brał wszystkie dragi mało mnie interesowały, więc tych informacji nie archiwizowałem w głowie. Ale coś na pewno było belgijskiego. Może grzybki? Nie wnikam. W każdym bądź razie, jak to zwykle bywa, bardzo ostro dojechała nas gastro faza. Więc zjechaliśmy na fast fooda zarzucić coś na ząb. Miałem chwilę spokoju na napisanie raportu z akcji, o której nie miałem pojęcia. Tylko główny zarys: trzech imigrantów, samochód wypchany amfą, krótki pościg. I w sumie to wszystko. Musiałem się hamować, bo w paru momentach zacząłem robić z tego powieść sensacyjną. Wpisywałem dialogi, dla oddania realizmu. Po kilku zabójczych spojrzeniach Tomka, jak i bardzo inteligentnych epitetach skapitulowałem. Tylko gołe fakty.
Wszystko powinno pójść łatwo i przyjemnie, jak kropla spływająca po nagim ciele, naszej kochanej Warszawskiej syrenki. Niestety. Po uporaniu się z pisaniem i skupieniu się na upragnionym żarciu, niedaleko naszego miejsca spoczęło parę łepków. Na oko po szesnaście, siedemnaście lat. Wiecznie nieszczęśliwe, umazane damskim makijażem, pedałki. Imo, Emo. Cholera ich wie jak ta subkultura się nazywa. W każdym bądź razie zaczęli użalać się nad dziewczynami, które ich porzuciły. W momencie kiedy Tomek usłyszał jak jeden myśli o samobójstwie – nie wytrzymał. Wstał przewracając krzesło i szybkim krokiem podszedł do ich stolika. Wyciągnął z kabury broń, nie wycelował w nich, aczkolwiek rękojeść skierował w ich kierunku.
- Trzymaj pajacu i pierdolnij sobie w łeb!
Siedzieli jak wryci. Cała trójka wystraszona i wpatrzona z przerażeniem w Tomka. W lokalu byliśmy sami, na szczęście. Oprócz kucharza oczywiście, który zaczął panikować. Koszmarne wibracje wypełniły cały lokal. Tomek kontynuował.
- Powiedziałem coś chyba. Pierdolnij sobie w łeb! - warknął, tym razem głośniej.
- A-a-ale o co co chodzi? - wydukał jeden z nich.
- Jesteś kurwa nieszczęśliwy i chcesz się zabić. Więc przestań pierdolić i jebnij sobie w łeb!
- Ale...
- Nie ma żadnego ALE! Dziewczyna cię rzuciła. Kurwa dramat jak chuj. Więc zakończ swoje męki! Trzymaj! - młody miał już rękojeść przed nosem. - Słyszysz co do ciebie mówię?
- T-t-tak. - wyjąkał. Drugi zaczął płakać, a trzeci nerwowo przygryzać wargę.
- No więc dajesz kurwa. Chyba, że ja mam to zrobić – Złapał za uchwyt, naciągnął zamek i wycelował w młodzika, który podskoczył z przerażenia na krześle. - Powiedz tylko kiedy?
Wiedziałem, że nie strzeli. Znałem go zbyt długo. Według niego to miała być na pewno jakaś lekcja. Ogólnie to cała sytuacja musiała wyglądać przekomicznie. Fachura od kebabów biegał w tą i z powrotem za ladą wykrzykując jakieś dziwaczne słowa w arabskim dialekcie. Bardziej przypominało to modlitwę przed wysadzeniem się niż groźby. Brakowało jeszcze „trrrrlbaj baj Allah Akbar”, no i oczywiście wybuchu. Po środku lokalu, stał dobrze zbudowany mężczyzna w czarnym dresie z wycelowaną srebrną Beretta 92F (która lśniła najjaśniejszym światłem), w trzech zapłakanych łepków. Tusz im się rozmazał, lub inne świństwo, którym się umalowali. Trzęśli się i pojękiwali co jakiś czas. No i oczywiście ja. Z bananem na mordzie, wpieprzający kebaba. Przyglądałem się całej sytuacji, ale jak by jej dramat do mnie w ogóle nie dotarł. Ot co, kolejna narkotyczna szajba Tomeczka, nabita ostrym i agresywnym nabojem. Znałem go już dobry rok, więc takie akcje to dla mnie chleb powszedni.
- Długo mam kurwa czekać!?!
- P-p-proszę nie strzelaj – błagalnym tonem odpowiedział chłopak, spoczywający po lewej stronie siedziska. Jego „przyjaciele” oddalili się na prawą część, jak najdalej od niego.
Tomek schował pistolet. Uderzył chłopaka z całych sił z liścia, zrzucając go momentalnie z ławki.
- Dlaczego, powiedz mi drogi chłopcze, pierdolisz takie kocopoły o śmierci?
Matko! Można były w tej wypowiedzi wyczuć ciepły ton. Dobry wujek Tomek i jego złote rady.
- Ja...Ja nie chciałem.
- Więc przestań pierdolić i udawać wielce nieszczęśliwego, zrozumiano? – Przykucnął przy poszkodowanym – Zrozumiano się kurwa pytam?
- T-t-tak – zajęczał.
- Następnym razem jak cię znajdę użalającego się, to cię kurwa zajebie. - - Zrozumiano?
- T-t-tak.
- Nie widzę uśmiechu.
Młodzieniec ze spuchniętą, czerwoną twarzą i czarnymi smugami od łez uśmiechnął się. Wyglądało to bynajmniej bajecznie.
- Tak już lepiej. Pesymiści żyją krócej. Już rozumiesz dlaczego – zaśmiał się, wstał i zwrócił się do kompanów młodzika – Was też się to kurwa tyczy. Macie zmyć to gówno z mordy i przestać się użalać. Zrozumiano!
Cała dwójka uśmiechnęła się. Tomek podszedł do lady. Wyjął portfel. Rzucił pięć dych i rzekł:
- Nikomu ani słowa, bo ciebie też kurwo znajdę.
Arab momentalnie zamilkł. Wziął pieniądze. Skinął głową i odwrócił się do garnków.
To właśnie była ta chwila, w której musieliśmy opuścić lokal. Na szczęście zdążyłem już zjeść i wyczuwając nadchodzący koniec przedstawienia, zacząłem wszystko pakować do plecaka. Byłem gotowy do wyjścia.
Przy drzwiach Tomek poraził jeszcze wzrokiem chłopaków. Szybkim krokiem udaliśmy się do auta.
- Żeby tylko nie spisali numerów.
- Tak kurwa. Bo przecież dużo mustangów jeździ po drogach.
- Dobra, dobra. Nie pomyślałem. Tylko we mnie nie celuj – zażartowałem.
Ruszyliśmy z piskiem opon. Znów na szosie i snów z piekielną prędkością.
Zatrzymaliśmy się w Warszawie na noc. Jak zwykle zaspaliśmy. Jeśli w ogóle spaliśmy. Minęliśmy już Żyrardów, więc została nam maksymalnie godzina drogi. Aby nakręcić tempo Tomek cały czas posypywał kolejne ścieżki. Jechaliśmy cały czas tą samą prędkością, ale narkotyczny kop sprawiał wrażenie niesamowitego przyśpieszenia.
- Trzymaj tą kierownice do chuja!
Z zamyślenia wybił mnie krzyk Tomka.
- Luzuj ziomek. - złapałem za kierownice, aby on mógł znów zassać. Na neseserze dojrzałem dwie kreski. W sumie, czemu nie. - Tak się zastanawiam. Który z nas będzie pierwszy?
- Co? - Poderwał raptownie głowę do góry, pociągnął nosem i złapał za kierownice – Dobra już. - posmyrał się jeszcze po nosie – Co? Kto pierwszy? O co ci kurwa chodzi?
- Który z nas pierwszy padnie. W przeciągu tygodnia wciągnęliśmy już dobre pięćdziesiąt gramów – pochyliłem się nad swoją porcją. Ukłucie w potylice, ucisk na skroń – O żesz kurczĘ. Na łba oczywiście.
- Co ty pierdolisz? W sumie fakt. Zabrałem stówę, a już niewiele zostało. Kurwa mać. - złapał się za klatkę piersiową – Serce napierdala jak pojebane. Kurwa! Ty jak zwykle musisz coś wkręcić pojebie!
Zaczął krzyczeć i szturchać mnie.
- Wszyscy zginiemy! - Zmienił raptownie pas. W sumie cały manewr powtórzył kilka razy, przy tej prędkości było to zdecydowanie niebezpieczne. Złapałem za deskę rozdzielczą.
- Wyluzuj człowieku!
Parsknął śmiechem.
- Co się stresujesz. Żartowałem tylko.
- Kretyn!
Powrócił na swój pas. Wcisnął gaz i pognaliśmy z szaleńczą prędkością przed siebie.
- Do Łodzi drogi Watsonie!
Zaśmialiśmy się. Dwa obłąkańcze chichoty.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Alojzy.G.Cłopenowski
Dołączył: 24 Kwi 2010
Posty: 531
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Łódź
|
Wysłany: Sob 21:55, 05 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Pomijam fakt, że jestem ciężko urażony obojętnością na mą twórczość ;P Aczkolwiek dodaje kolejną wstawkę. Stworzyłem nową postać. Tak się ostatnio zastanowiłem, że kurczę samych facetów to może w końcu jakaś Panna się pojawi i proszę bardzo. Zaczyna się niewinnie, ale później się rozkręci. Pisałem to chyba z tydzień czasu, więc jest rozbite i średniawkowe. Zmęczenie już konkretnie zaczyna cisnąć. Chcąc nie chcąc to już jakieś hmmm... 15, 16 dni bez snu. Cholernie koszmarnie mi idzie skupienie na czymkolwiek. Prosił bym jeszcze o pewnego rodzaju pomoc. Bowiem nie wiem jak nazwać nową bohaterkę. Znaczy się wiem, ale nie wiem czy mogę. Zainspirowana jest pewną osobą, która prędzej czy później dostanie w rączki moje "dzieła sztuki" () i nie wiem czy się nie obrazi jak użyje również jej imienia. Wystarczą inne podobieństwa. Więc się waham. Czy użyć tego czy wymyślić jakieś inne. A jak wymyślić inne to jakie? Chciałbym jakieś takie hmmm... nietuzinkowe i ciepłe w brzmieniu. Tylko mi tu z jakąś Kunegudną nie wyskakiwać ;P Czekam na propozycje i na ekhm...ekhem... jakieś komentarze może
Siedziałem na dachu jednego z wieżowców na Manhattanie. Mój azyl. Miejsce spokoju. Tylko ja i wesoło hulający wiatr. Czas w końcu coś napisać. Zaniedbałem bloga. Zero przemyśleń. Tylko artykuły dla Wojtka. Ciężka i mozolna praca bez wytchnienia. No i w końcu uwolniłem się od tego przygłupa. Matko prze najświętsza. Ile można lecieć na ciągłym tripie? Facet ma zdrowie. Znalazłem sobie przyjemne lokum na siedemnastym piętrze. Mimo to nie cierpiałem siedzieć na balkonie. Za mała przestrzeń. Za flaszkę miesięcznie wytargowałem klucz na dach od ciecia.
Od czego by tu zacząć.
„Przyjaźń.
Nie wierzyłem. I chyba nadal, do końca nie wierzę w te brednie. Choć zdecydowanie coś mnie łączy z Tomkiem. Jakaś dziwna więź, czy napędzana ostrym, radykalnym ćpaniem? Może. A może bardziej potrzebą towarzystwa?
Cholerna męska przyjaźń. To nie to samo co babeczki. One się przytulą, uściskają, dadzą po buziaku i od razu wiadomo, że „psiapsióły”. Z nami facetami ciut gorzej... Jeśli nie powiedzieć, że tragicznie. Dziwaczna duma nie pozwala na stwierdzenie wprost: Kocham Cię stary. Bez podtekstów się nie obejdzie, a wydaje mi się, że zdrowo by mi się oberwało od Tomka za taki tekst. Mimo wszystko lubię go bardzo. Chyba pierwsza osoba, której towarzystwo mi nie przeszkadza. Jak trzeba to pogadamy, jak trzeba to pomilczymy. Banda Drumbo jest o tyle irytująca, że te dwa pajace się nie zamykają.”
Łoł. Co ja napisałem? Pajace? Cholera, udziela mi się. Dlaczego on w kółko mówi do ludzi per Pajac? Może boi się cyrku? Nie. W cyrku to był clown. Zaraz, zaraz... Kto to to w ogóle jest pajac? Mniejsza z tym. Na czym to ja skończyłem?
„Choć w sumie dobrze mi się z Fifą gada. Jeśli to w ogóle można nazwać rozmową. Trzeba go zdrowo najarać, żeby zaczął cokolwiek mówić. A i tak jest to niewiele. Aczkolwiek przemyślane i mądre.
Wracając do tematu. Przyjaciel to ktoś, komu bezgranicznie ufasz. Czy ja mu ufam? Czy w stu procentach jestem...”
Z pisania wyrwało mnie nagłe trzaśnięcie drzwiami. Dziewczyna? Nawet mnie nie zauważyła. Podeszła do krawędzi i wychyliła się niebezpiecznie.
- Zrób coś! - Krzyknęła Alma.
Skuliłem się.
- Bliżej ucha się już nie dało?
- Przestań żartować i coś zrób!
- Hej! Młoda damo... Ten dach już jest zajęty.
Dopiero teraz na mnie zerknęła. Miała piękne, kręcone włosy. Słodkie loczki, koloru: ciemny brąz. Nie za długie, nie za krótkie. Takie w sam raz. Pucusiowe policzki. I małe, krwisto czerwone usteczka. Za daleko niestety by dostrzec oczy. A szkoda. Na pierwszy rzut oka, przyjemne dziewczę.
- Nie podchodź bo skoczę! - krzyknęła.
I w sumie całkiem miły głos. Trudno wyczuć, bo krzyczy, aczkolwiek tonacja jest całkiem sympatyczna.
Wstałem powoli. Otrzepałem się ze żwiru. Po jaką cholerę ludzie sypią żwir na dachu? Spojrzałem się na nią z uśmiechem na twarzy.
- Gdybyś chciała skoczyć już dawno byś to zrobiła.
- Tak! To sam zobacz – znów wychyliła się, tym razem jeszcze bardziej.
Podszedłem na około trzy metry. Nie za blisko, żeby nie peszyć. Oparłem się o murek, wyjąłem skręta i zapaliłem go. Wypuściłem dym, patrząc w dół.
- Odradzam. Wiesz, że ciało ludzkie w momencie maksymalnego zagrożenia, lub śmierci, w tym wypadku. Po prostu kapituluje – zerknąłem ponownie w dół – Odmawia posłuszeństwa i wszystko puszcza. Nie zdążyła byś dolecieć do połowy, a już była byś posrana i poszczana. Tam na dole, jako brązowo, krwisty placek nie wyglądała byś zbyt reprezentatywnie – Pokiwałem głową.
Jej twarz wygięła się w grymasie obrzydzenia. Odeszła na krok od murku, ale po chwili znów do niego wróciła.
- Nie zależy mi!
- Hej! - krzyknąłem głośniej – Jestem tutaj. Okej? Nie musisz krzyczeć. - wziąłem kolejnego bucha – Zresztą zawsze jest opcja, że przeżyjesz. Przykuta do łóżka, bo przecież cała i zdrów to byś z tego na pewno nie wyszła, miała byś marne szanse na kolejną próbę. Eutanazja w Polsce niedozwolona, więc egzystowała byś jak jarzyna. Nie polecam. Jak już to w łeb najlepiej palnąć sobie. Zdecydowanie. Z pistoletem masz stu procentowe szanse – pokiwałem głową na znak aprobaty.
Spojrzała się na mnie krzywo. Jak by z niedowierzaniem.
- O co ci chodzi? - wydukała – Czy ty nie powinieneś mnie jakoś zniechęcać od samobójstwa?
- Nie muszę cię zniechęcać, bo sama tego nie chcesz. Nie widzę sensu w przekonywaniu, więc po prostu daje ci rady – uśmiechnąłem się.
- Chcę! - znów się wychyliła – Widzisz? Chcę się zabić!
- Wcale nie pomagasz... - przeszyła mnie wzrokiem Alma.
- Cicho siedź.
- Co?
- Nie ważne. To nie do ciebie.
Dziewczyna lekko wystraszona obejrzała się dookoła siebie.
- Tutaj nikogo nie ma...
- Długo by opowiadać, zresztą mniejsza z tym. Mówię ci, że nie chcesz tego zrobić.
- Chcę! Nie chce żyć! - zdenerwowała się. Zaczęła szarpać za murek. Po poliku dojrzałem pierwszą łzę.
- Chcesz płakać. Wcale nie chcesz umierać.
- Kurwa chcę!
Zdjąłem okulary, złapałem się za skroń. Westchnąłem.
- Ehhh... Niech będzie, ale to ostatni raz. - zacząłem iść w jej kierunku – Nie bój się.
- Co ty robisz? Skoczę! Uwierz, że skoczę.
Próbowała się znów wychylić, jednak zdążyłem ją złapać za ramiona. Spojrzałem w jej załzawione oczy.
- Puść mnie! Zostaw! - zaczęła się szarpać.
- Stój spokojnie!
Zamurowało ją. Staliśmy tak przez kilka chwil patrząc sobie głęboko w oczy. W kompletnej ciszy można było usłyszeć głuchy krzyk rozpaczy.
Puściłem ją. Oparłem się znów o murek. Założyłem okulary. Wyjąłem kolejnego skręta. Odpaliłem.
- Bezradność, nienawiść... - wypuściłem dymka – Samotność. Zero pragnienia śmierci.
- Nieprawda. - zaszlochała. - Co ty możesz o tym wiedzieć? - upadła na kolana. Rozpłakała się kompletnie.
- Wiem dużo, bowiem z Panią Śmierci przyszło mi już dwa razy pić herbatkę. - pokiwałem głową z zadowolenia – Śliczna metafora. Udało mi się. W każdym bądź razie masz iskrę w oku. Iskierkę nadziei. Heh... Znów mi się udało.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Co ty poeta jesteś? - parsknęła.
- Bleh... - wzdrygnąłem się – Nie cierpię poezji. Te całe wiersze mnie mierżą. Ale byłaś blisko. Pisarz, a dokładnie dziennikarz.
- No widzisz. Masz udane życie. A ja?!? - wskazała na siebie – A ja nie mam nic!
- Tia... Życie jak w bajce normalnie. Same sukcesy. - Pokiwałem głową na znak aprobaty – Nigdy nic złego mnie w życiu nie spotkało. Cóż, szczęściarz ze mnie – zaśmiałem się.
- Widocznie nie spotkało, jak się uśmiechasz! - zaczęła wycierać łzy rękawem.
- Powiedz mi moja droga, co innego pozostaje? I na litość Boską przestań krzyczeć.
- Pozostaje tylko skończyć z tym wszystkim.
- Błąd. Trzeba się z tego śmiać. To jest lek na wirusa niszczącego nas od środka.
- Tak! To ciekawe jak bym miała się śmiać z... - urwała. Stanęła obok mnie, opierając się o murek. - Z...
- Cicho sza! Nie musisz mówić, bo wiem. - Popukałem palcem o srebrne oprawki moich ulubionych lustrzanek – I właśnie dlatego zawsze noszę okulary. Bo w oczach moja droga panno, wszystko widać. Jak na talerzu niemalże. Wiem co mówię.
Błoga cisza. Żadne z nas nie odezwało się przez kilka minut. Można było uspokoić myśli. Pierwszy kontakt złapany. Raczej już nie chce nic sobie zrobić. Przydało by się jeszcze powiedzieć coś mądrego. Zastrzyk pozytywnych słów zawsze działa kojąco. Tylko co?
- Powiedz jej, dlaczego lubisz tutaj przebywać. - Podpowiedziała mi Alma.
- Dzięęę... - Spojrzała się na mnie nieznajoma. Dlaczego ja jej zawsze odpowiadam! Przecież jej tu nie ma - ...ęęękujmy cieciowi, że zostawia otwarte drzwi na dach.
Co?!? Dżizus człowieku. Jak tak to pieprzysz jakieś wzniosłe gadki o herbatce ze śmiercią. Nie mogło ci przyjść do głowy nic... Że tak powiem mądrzejszego!
Skarciłem się sam.
- Uspokój się.
Milcz! Bo mnie rozpraszasz. Nie mogę się skupić. Dam sobie radę.
- Wiem. - chichocząc wraz z podmuchem wiatru odeszła.
A ta się teraz na mnie patrzy jak na jakiegoś pajaca. AAA! Przestań z tym pajacem. Dziesięć... Dziewięć... Osiem... Dobra jeden. Nie mam czasu na pierdoły. Spojrzałem się znów w dół.
- Wiesz dlaczego lubię tutaj przychodzić? - wypuściłem kilka dymnych kółek i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, kontynuowałem – Żeby pluć na tą bandę idiotów na dole – Uśmiechnąłem się do niej – Przyznaj: nie spodziewałaś się takiej odpowiedzi – Szturchnąłem ją nadal ciesząc się jak małe dziecko. Jej to tak nie rozbawiło, bowiem stała jak ten kołek i nie odezwała się ani słowem. Cóż... Lecimy dalej – Powiedziałaś, że mam udane życie. Myślisz, że do tego zmierzałem? Phi.. - parsknąłem – Kiedy rzuciłem wszystko w pizdu. Nie chciałem nic, kompletnie nic. Upijałem się, ogólnie brałem wszystko co popadnie. Olewka na wszystko. I o ironio, spójrz teraz na mnie. Nie mówię, że człowiek światowy – Pokiwałem palcem – Aczkolwiek pisuje dla jednego z największych pism w Polsce. Wysyłają mnie od miasta do miasta, żebym pisał jakieś bzdury. Wszystko oczywiście na ich kredyt, i do tego za to mi płacą. Haj lajf pełną gębą. A wiesz co w tym wszystkim jest najlepsze? - pokiwała głową zaprzeczając – Moje nastawienie się nadal nie zmieniło. Bo widzisz moja droga, życie. Powiadam, życie zawsze będzie ci bruździć. Nienawidzisz ludzi? Los otoczy cię nimi. Gardzisz pieniędzmi? Co miesiąc grubaśne czeki będą ci przysyłać. Nie chcesz nigdzie pracować? Będą cię prosić o podpisanie umowy. Bierzesz wszystko, żeby się wyniszczyć? Włala, wena sprawi, że będziesz pisał lepiej niż na trzeźwo. Mówię ci. Życie to kpina. Zawsze będzie na odwrót. Chciałem być człowiekiem sukcesu: stąpałem po dnie. Olałem wszystko - westchnąłem – Dostałem wszystko. I gdzie tu sens?
- Nie ma sensu w życiu – odezwała się w końcu. Ufff... Miałem już dosyć tego monologu.
- Wreszcie mówisz do rzeczy – banan zagościł na mej twarzy – I czy to nie jest piękne?
- Co? Że nie ma sensu nasze istnienie? Dlaczego więc się nie zabić.
- I tu tkwi sęk. Bo to również nie ma sensu. Fajnie no nie! Wszystko co robimy jest z góry skazane na klęskę. Dlatego nie przejmuje się przyszłością, ani przeszłością. Jestem tu i teraz i robię to co sprawia mi przyjemność.
- Czyli ćpasz? - wtrąciła Alma.
- W rzeczy samej – Odpowiedziałem.
Nieznajoma zerknęła na mnie podejrzliwie. Cholera! Znów się zapomniałem.
- Co w rzeczy samej?
- Eee... No, że w rzeczy samej. Znaczy się, że robię to co... No, co przyjemność mi sprawia. Że w rzeczy samej właśnie tak robię. - Nie żebym panikował, ale chyba zaczynam się gubić.
- Dziwny jesteś, wiesz? Czasem coś mówisz jak by do kogoś innego.
- Wydaje ci się.
Dziewczyna spojrzała przed siebie, a ja mogłem niepostrzeżenie odganiać ręką Almę. Z ruchu moich ust można było wyczytać „Spadaj mała!”. Zdecydowanie przeszkadzała. Niedoszła samobójczyni znów spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się do niej pełną paletą białych zębów.
Najważniejsze to się nie poddawać. Jak to się mówi: jutro będzie lepiej.
- Tak, ale również może być gorzej.
- Dokładnie. Więc dzisiaj wcale nie jest tak źle, jeśli może być gorzej. Czyż nie prawda?
- Jak wychodzisz z takiego założenia, to w sumie masz rację.
- Dziecinko, ja mam zawsze racje. - Pokiwałem dumnie głową.
Uśmiechnęła się lekko. Mimo zaczerwienionej i spuchniętej twarzy od histerycznego płaczu, jej delikatny uśmiech był po prostu piękny.
Plusem noszenia lustrzanek jest fakt, iż druga osoba nie wie, że ją obserwujesz. A na litość Boską wpatrywałem się w nią jak bezdomny na kiełbasę. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Była niesamowita. I głębia jej oczu. Mimo tragedii i koszmarnych wspomnień było w nich coś nieskazitelnie czystego. Niestety to dziewicze piękno, naiwne dziecię, zostało dosłownie rozdeptane i nakryte grubą taflą nienawiści i zawistnej niechęci.
Jak Boga nie kocham chyba najbardziej na świecie nienawidzę tych pierdolonych gwałcicieli. Jakim to trzeba być skurwielem, żeby siłą... Dżizus! Nawet nie chcę o tym myśleć. To samo co z pedofilami – dwie cegły i jebudu!
Morderczy płomień i niebiański spokój. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Tomek miał obłąkańczą psychozę wyrytą w spojrzeniu. Banda Drumbo - prześmiewczą nieufność. A ona? Ona miała wszystko w tych oczach. Dziwaczna studnia, wypełniona po brzegi emocjami. Niesamowite.
- Słuchasz mnie, czy nie?
- Co? Jak? Jeszcze raz? Powtórz. - zmrużyłem oczy.
Cholera. Zahipnotyzowało mnie na chwilkę. Odleciałem.
- Zapytałam, czy możesz mnie poczęstować? - wskazała na skręta, którego trzymałem w dłoni.
- Ten tego tak. Nie ma problemu – Sięgnąłem do kieszeni w koszuli i wyjąłem świeżutki zwitek bibułki – Trzymaj.
- Nie chce całego. Tylko parę maszków.
- Nic nie szkodzi. Jak by co ja dopalę – Uśmiechnąłem się do niej szczerze.
Odwzajemniła tym samym. O mamusiu! Jej oczy i uśmiech. Ideał. Tysiące... Nie, miliony... Nie, miliardy pomysłów. Ja chcę teraz pisać. Zdecydowanie! Moja druga muza. Przy muzyce Emilie i jej towarzystwie napisze jakieś pieprzone dzieło sztuki. Jestem tego pewien. Jak by mnie teraz palec Boży naznaczył. Muszę ją zatrzymać przy sobie. Musimy się zaprzyjaźnić. Na pewno!
- Jak już najgorsze mamy za sobą – przerwałem kolejną błogą ciszę – To może wpadniesz na jakąś piracką herbatkę. Musimy tylko zejść piętro niżej – Wyszczerzyłem ponownie ząbki.
- Piracką herbatę?
- Yhym – Przytaknąłem – Herbatka z rumem. Kapitański przysmak. Do każdego napoju zresztą dodaję procenty – zachichotałem.
Spojrzała się na mnie podejrzliwie.
- Wyluzuj. Nie ratował bym ci życia, żeby ci potem coś zrobić. - zabrałem się za pakowanie całego bajzlu, który porozrzucałem w okół miejsca „pracy”.
Zerknęła na mnie krzywo z łobuzerskim uśmieszkiem i odpowiedziała:
- Wcale mnie nie uratowałeś. Jak sam powiedziałeś nie chciałam się zabić.
- W rzeczy samej. I tak w ogóle Alojzy jestem. - wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.
- Iza - podała mi swoją, lekko nieśmiało.
PS: Kolejna wstawka będzie w sumie w tym samym czasie, doszedłem do wniosku, że wstawię na razie tyle bo to i tak długie jak diabli jest ;P
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Alojzy.G.Cłopenowski dnia Pon 12:58, 07 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
OSA
Administrator
Dołączył: 12 Sie 2007
Posty: 422
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z Europy
|
Wysłany: Sob 22:04, 05 Cze 2010 Temat postu: |
|
|
Proponuję Matylda, nie pamiętam odkąd mam słabość do tego imienia i tylko to mną w tej chwili kieruje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|