niespokojna
Dołączył: 11 Lis 2009
Posty: 437
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: nibylandia
|
Wysłany: Wto 18:05, 05 Kwi 2011 Temat postu: Trzydniowe opóźnienie I |
|
|
Pierwsza część, nie wiem co z tego wyjdzie, lecz wróciła do mnie ma najukochańsza wena, ulala, do uczytania żuczki, wasza niespokojna
Tytułem wstępu
Mieszkanie było niewielkie. Nic nadzwyczajnego, pusty przedpokój, kuchnia, którą można określić jedynie przymiotnikiem: zabałaganiona, a i tak nie opisze to tamtejszego chaosu, mieszkanko jak mieszkano, lepsza łuszcząca się farba na ścianach, zacieki na suficie niż dachu nad głową brak, czyż nie?
Mieszkanie było niewielkie. Było również srebrne od kurzu, przy każdym ruchu kurz był wiernym towarzystwem; unosząc się migotliwymi drobinkami i opadając na powrót.
W mieszkaniu żyły wspomnienia, bajki, legendy, a może zwyczajnie dwójka narkomanów, skurwiała prostytutka i fatamorgana? Nazwę ich mieszkańcami, bywało z nimi różnie, odpływali od norm, mieli rozbielone kontury i podziurawioną aurę duszy.
W ciemnym pokoju w, którym panowała cisza, ale taka, która może panować tylko w gdzieś gdzie ktoś jest, a jedynie milczy rozbłysła zapałka. Odpaliła ona papierosa dłonią wydobywającą się z mroku, oświetliła też ciepłym blaskiem ognia przeraźliwie pustą twarz; jakby wylepioną z wosku. Gładką, nie wyrażającą żadnych choćby przejawów emocji, o pięknych szklanych oczach i zaciśniętych mocno na papierosie ustach. Od tej twarzy i gęstego domu wydobywającego się z nozdrzy rozpoczynam opowieść.
Dym- gdzieś na drugim planie, zupełnie niepotrzebnie ktoś zaczął się dusić i pokasływać cicho. Coś się gdzieś poruszało, poszemrało i w gęstej ciemności dał słyszeć się słaby szept:
- Dosyć, zapalcie światło, uchylcie okno –
Okno uchyliło się po chwili, w smudze światła mignęła tylko szczupła dłoń, do pomieszczenia wpłynęło przegniłe późno-jesienne powietrze. Zatęchłe od kurzu i słońca, które dawno powinno przestać grzać.
- Nie zapominajcie, że to moja pora – wychrypiał głos.
Pstryk. Pod pobieżnie otynkowanym sufitem rozbłysnęła naga żarówka rozświetlając scenę następującą:
Przy oknie stał mężczyzna, o wieku nieokreślonym, w eleganckim fraku i krwistoczerwonym cylindrze na głowie. Wszystkie zęby miał srebrne, a w kąciku ust odrobinkę zaschniętej krwi.
Nie, nie był wampirem pożerającym dziewicze błony i serca o tym mogę zapewnić. Wygięty na bok prawy, oparty o chwiejny parapet, jego ciemne oczy miały w sobie coś z szaleńca.
Pokój miał cztery kąty, dwa z nich były zajęte. Pierwszy przez kobietę, posiadaczkę twarzy odlanej z wosku, ciemnych brązowych i zniszczonych włosów wlokących się po zakurzonej betonowej posadzce i wiecznie odpalonym papierosem w ustach. Siedziała w zniszczonym fotelu, bokiem, zgrabne łydki przerzuciła przez jeden podłokietnik i od czasu do czasu pocierała stopą prawą o lewą. Drugi kąt zajmował prawdopodobnie osobnik, jego skóra miała chorobliwie żółty odcień i była prawie przeźroczysta. Naciągnięta ciasno na ciele- jak gdyby za mała na to co miała w zamierzeniach okrywać. Układ krwionośny na wierzchu, prześwity przepalonych płuc i dwie dalej czerwone blizny na plecach. Czwarta z osób zostanie jak na razie obandażowana i spoczywająca na kanapie.
- Kogo obchodzi Twoja pora? – mruknął ten w czerwonym cylindrze – Za sam wygląd zewnętrzny spalono by Cię na stosie gdybyś tylko spróbował wystawić za próg ten swój przekrwiony nosek. Siedź więc i nie prowokuj mych iście złych mocy.
- Na stosach nie palą bodajże od XVIII wieku, mamy XXI, Mefistofelesie – zwróciła się do niego znudzonym tonem kobieta, jej włosy falowały delikatnie.
NibyCzłowiek do, którego zostały skierowane te słowa skulił się wygodniej w swoim kącie.
Wymruczał tylko pod nosem kilka obelg w stosunku do Mefista, dało się usłyszeć słowa takie jak „siedmiu boleści, niepełna erekcja, zaakcentowane sarkazmem 20 centymetrów! I coś o zadowalaniu kobiet po dacie przydatności)
- O wypraszam sobie NibyCzłowieku! – zakrzyknął Mefistofeles – Miała zaledwie pięćdziesiąt trzy lata! Toż to piękno w kwiecie wieku.
- Przekwitające piękno – dorzuciła kobieta złośliwie otwierając kolejną paczkę czerwonych marlboro.
- Zamilcz Małgorzato.
I tytułem wstępu tego zakończenia
Okno zostało zamknięte, kurz znów zatańczył swój srebrny niemożliwie taniec, a pomieszczenie pochłonęły egipskie ciemności. Jednak zanim drogi Mefisto pogrążył pokój w mroku dało się zauważyć iż czwarta z osób, obandażowana poruszyła się niespokojnie. Potem dał słyszeć się chrzęst tłuczonego szkła i zdenerwowany szept:
- Kurna, poszła kolejna butelka wina, Małgorzato czy i tym razem usprawiedliwisz się PMS-em?
Post został pochwalony 0 razy
|
|