Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Fotyn
Dołączył: 21 Sie 2012
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 12:04, 21 Sie 2012 Temat postu: ,,Ulica - czy było warto ? '' |
|
|
Witam. Jest to moje pierwsze opowiadanie. Wynika ona z doświadczenia przebywania wśród tego środowiska. Jest to również rozrachunek z moją przeszłością. Pozdrawiam serdecznie
Chłodny powiew wiatru docierał przez otwarte okno do pokoju. Kolejna bezsenna noc – moja ciągła karma. Jestem mężczyzną przed trzydziestką, z pozoru niczym nie wyróżniam się z tłumu. No może po za szpetną mordą, której alkohol dał się we znaki. Pracuję za marne grosze w firmie budowlanej. Pieniądze starczają zaledwie na podstawowe potrzeby – jedzenie i opłaty. ,,Ale tak już musi być’’ – jak mawiał mój ojciec, kiedy oddawał się swej jedynej pasji – libacji. Zresztą jestem przyzwyczajony do trudnych warunków. Już od małego musiałem walczyć o swoje. Żaden z nas nie ma wpływu na swoje życie. W tej dziwnej grze otrzymujemy przypadkowe karty. Nie każdy z tego losowania wychodzi na prostą. Tak było w moim przypadku. Wychowała mnie ulica. Rodzice nie zwracali zbytnio na mnie uwagi. Każdego dnia obserwowałem jak przegrywają swoje życie, staczając się coraz bardziej na dno. Byłem świadkiem wielu dziwnych wydarzeń, których nie rozumiałem będąc małym dzieckiem. Teraz depcząc po śmiertelnej krawędzi wiem, że to wszystko miało wpływ na to kim jestem. Odrzucony przez każdego stoję przed ostateczną decyzją. Miałem czas na przemyślenie. Każdej nocy widziałem fragmenty swego życia, zupełnie jak na pokazie filmowym. W chwili kiedy to czytacie, mnie już pośród was nie będzie. Jak wypalony artysta zejdę z tej nierównej sceny życia. Mam nadzieję, że zostawiając swój testament, otworzę oczy innym ludziom. Na cierpienia osób, którzy zostawieni są samym sobie…
Dla wszystkich ludzi ulicy..
Tomek
Rozdział 1
Urodziłem się 6 września 1984 roku w szarej dzielnicy pod Warszawą. Zostałem stworzony jako przypadkowe dziecko w czasie erotycznych uniesień pijanych kochanków. Moja matka była w kompletnym amoku kiedy mnie rodziła. Nie była w stanie dojść na salę porodową. Poród odbył się zatem w mieszkaniu. W tym uroczystym akcie pomagała jej koleżanka po fachu. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Dwa dni później, w stanie krytycznym trafiłem do szpitala. Tylko cud sprawił, że wyszedłem cało. Po miesięcznym pobycie wypisano mnie do domu. Fakt ten nie sprawił jakieś wielkiej zmiany u mojej rodziny. Przychodzili do mnie na kacu, na który uwagę zwracali lekarze. Mieli ogromne szczęście, że nie odebrano im praw. Ale to były zupełnie inne czasy. Moje najwcześniejsze wspomnienie wiąże się z dość przyjemnym zdarzeniem. Jednym z niewielu, które mnie spotkało. Mając 3 lata poszedłem z ojcem nad pobliski staw. Uwielbiał łowić ryby. Rzadko jednak oddawał się temu hobby, gdyż jego stan nie pozwalał mu na utrzymanie wędki. Tego dnia był zupełnie trzeźwy. Pogoda również dopisywała, jakby chciała uświetnić niecodzienne zdarzenie. Do teraz mam przed oczami piękne promienie słońca padające nad tafle wody. Spędziliśmy tak cały dzień. To właśnie wtedy powiedział do mnie słowa, które chodziły za mną jak mantra przez całe życie :
- Wiesz synku, kiedy tak sobie siedzę przypomina mi się wiele rzeczy. Wiem, że robię błędy. Ale tak już musi być. Czasem tylko zastanawiam się czy było warto..
- Czy było warto? - to pytanie stale sobie zadawałem. Pojawiało się zawsze kiedy balansowałem na cienkiej linii. Mój ojciec zmarł w wieku 40 lat na zapalenie wątroby. Organizm nie wytrzymał solidnej dawki, którą przyjmował do siebie każdego dnia. W wieku 6 lat zostałem sam z matką. Pomimo jego licznych wad, bardzo mi go brakowało. Każdego wieczora płakałem do poduszki. Tym bardziej, że matka przestała mieć jakiekolwiek hamulce. Nie mając za co pić, oddawała się każdemu pajacowi. Co dzień w naszym mieszkaniu pojawiał się klient, który za jedną butelkę odchodził w krainę uniesienia. Stale musiałem się temu przyglądać.
Nie miałem na to wpływu, byłem tylko gówniarzem, który ma spierdalać do pokoju. W jej oczach było to rzeczą normalną. Ważne, że miała co pić. Ta jedna mała buteleczka miała ogromną wartość. Była bardziej cenna niż ludzka godność. Bardziej cenna niż miłość dziecka. Mimo młodego wieku wszedłem bardzo szybko w dorosłe życie. Wiedziałem co to strach, głód i brak miłości. Z takim dorobkiem nie mogłem marzyć o jakiejkolwiek karierze, jak większość dzieciaków z telewizji. Musiałem pójść pod prąd. Tak rozpocząłem swoją przygodę z ulicą. Jak się miało później okazać, były to najlepsze lata mego krótkiego życia.
Rozdział 2
- Skąd się kurwa wziąłeś ?! – zawołał do mnie rudawy chłopak. Był on najstarszy w grupie, miał około 14 lat. Pewnie zdziwi was fakt uprzejmości tego typa, ale w naszej rzeczywistości jest to rzecz jak najbardziej naturalna. Na wyższą kulturę nie mogliśmy sobie pozwolić. W domu takim słownictwem operował każdy członek rodziny. Od rodziców do najmłodszych. Uznałem to za dobrą kartę.
- Mieszkam tutaj od urodzenia. Moja stara znowu się napruła, więc wyszedłem by chwilę posiedzieć – odpowiedziałem.
- Nigdy Ciebie nie widziałem. Jak się nazywasz ? – zdawał się być mną zaciekawiony.
- Tomek Kwiecień
- A znamy Was. To Twoja matka pierdoli się z każdym za butelkę wódki – kurwa trafił w dziesiątkę. Nigdy nie czułem większego wstydu za swoje nazwisko. Gdyby tylko żył ojciec.
- Może pójdziesz z nami się zabawić. Pokażę Ci resztę chłopaków – i wskazał palcem na małą grupkę stojącą na rogu ulicy.
- Pewnie, i tak nie mam nic lepszego do roboty – stwierdziłem i udałem się wraz z nim. Poczułem wtedy ogromną radość. Wreszcie ktoś chce mnie poznać. W końcu znalazłem odskocznię od domowego gówna.
- Słuchajcie to jest Tomek. Mieszka w tym szarym bloku. Od teraz jest z nami w grupie. – skupiłem na sobie zaciekawione twarze. – Ten po prawej to jest Majki, Olek, Rudy i Kamol. Mam nadzieję, że nie będzie z wami problemów.
Po wymianie uścisków dłoni, usiedliśmy wszyscy na pobliskim murku. Dzielnica nasza należała do najbardziej popularnych w statystykach policyjnych. Skupiała w sobie ludzi najróżniejszych dyscyplin – od prostytutek do członków lokalnych gangów. Wystarczyło tylko rozejrzeć się dookoła. Gdzieniegdzie szlajał się pijany menel, szukając po śmietnikach puszek. Jego wyszczerzona morda przestraszyła by niejedną pannę w lokalu. Do tego dochodził cudowny odór uryny i rozlanego browaru. Przeraża was to ? Dla nas była to szara normalność. Widząc codziennie podobne sceny można się uodpornić. Najważniejsze, że był to nasz Eden, do którego nikt nie miał dostępu. Każdy kto przekroczył tę granicę mógł liczyć się z tym, że zostanie szybko zdeptany.
- Palisz ? – krzyknął Olek machając mi przed nosem czerwoną paczką.
- Pewnie - powiedziałem radośnie, choć nigdy nie miałem peta w gębie. Ale nie mogłem pokazać się ze złej strony. W końcu byłem jednym z nich.
- Kurwa, wiecie co chłopacy – mówił wyraźnie rozmarzony Olek, - chciałbym zobaczyć jak to jest być po tej lepszej stronie. Wiecie, tak bez żadnego stresu, tak normalnie – brnął dalej w swych imaginacjach.
- Skończ pieprzyć, jest normalnie. Wypij jeszcze łyk i Ci przejdzie – uśmiechał się Rudy. To była nasza złota zasada w chwilach roztargnienia. Kiedy pieprzy Ci się w głowie zaczynasz widzieć świat w innych kolorach. Wszystko wydaje się łatwiejsze, a szary świat zamienia się w kolorowy ogród. Przynajmniej tak myślałem mając 13 lat. To było piękne uczucie.
Rozdział 3
Pewnego ranka poczułem dziwny ból koło brzucha. Poszedłem więc do kuchni sprawdzić lodówkę.
– Kurwa znowu pusta – stara po raz kolejny przepiła pieniądze. To była norma. Ona nie potrzebowała za wiele do jedzenia. Czasami potrafiła przez tydzień nic nie wziąć do ust. Wściekły wyszedłem z domu. Całkiem niedaleko mieszkał Rudy. Zrobił mi parę kanapek. Między nami nawiązała się krótka rozmowa.
- Słuchaj Rudy. Potrzebuję pieniędzy. Na starą nie mogę liczyć. – najgorszą rzeczą jest przyznać się do biedy. Wiedziałem jednak, że był on w podobnej sytuacji.
- Chyba wiem jak mogę Ci pomóc. Bądź dzisiaj o 19 na rogu. – wiedziałem do kogo się zwrócić.
O umówionej porze pojawiłem się na miejscu spotkania.
- Słuchaj pójdziemy do pobliskiego parku. Tam zawsze kręcą się jacyś samotni tubylcy. Wystarczy tylko podbiegnąć i pieniądze już masz w kieszeni. – słuchałem go jak swojego mentora.
Sterował nami jak małą armią, wiedziałem, że z nim nie zginę. Była to pierwsza kradzież w moim życiu. Za pierwszym razem miałem ogromny strach. Podbiegłem do starszej pani, która miała przy sobie malutką torebkę. Szybkim ruchem ręki wyszarpałem go z jej ramion i uciekłem w pobliską ścieżkę. Po skończonej dziesionie otworzyłem łup – w portfelu znajdowało się 300 złotych. Ucieszyłem się bardzo, ponieważ mogłem za to kupić jedzenie. I starczyło jeszcze na 2 dni balowania z chłopakami. Od tej pory kradzieże stały się dla mnie dochodowym zarobkiem. Wiedziałem, że dzięki temu mogę przetrwać. Tak jak w życiu. Ludzie są tylko istotami biologicznymi a świat natury rządzi się własnymi prawami. Dla nas nie było miejsca na wyższe wartości. Dlaczego mieliśmy przejmować się czyimś losem? Wszyscy i tak mieli nas gdzieś. Dla większości byliśmy bandą degeneratów, jak nasi rodzice. W takich warunkach trudno o skrupuły. Nie czułem wyrzutów sumienia. Dzięki temu mogłem w miarę godnie żyć. Kolejne lata młodości spędziłem na wypadach z chłopakami na miasto, piciu i burdach. Lubiłem to. Zawsze mogłem liczyć na kumpli, którzy wskoczyli by za mną w ogień. Lojalność jest jedną z najważniejszych wartości na ulicy. Złamanie tej zasady wiąże się z dotkliwych wykluczeniem. A przecież żaden z nas nie chciał zostać sam. Wystarczająco dostaliśmy w dupę od urodzenia. Tylko razem potrafiliśmy przejść przez to co inni nazywają życiem. Dla nas było ono tylko głupim żartem.
W wieku 19 lat poznałem łysego. Dowodził miejscowym ruchem skinheadów. Każdy z nas czuł przed nimi respekt. Łyse glace, wypastowane ciężkie buty – takim szczylom jak my bardzo to imponowało. Ich ekipa spotykała się zawsze w pobliskim barze. Żaden normalny nie miał odwagi tam wejść. Co sobotę dobiegały głuche odgłosy okrzyków i ciężkiej punkowej muzyki.
Ich pasją oprócz wlewania w siebie litrów piwa, było obicie komuś mordy. Zazwyczaj po takich imprezach wychodzili na miasto i urządzali łapanki. Kto dostał się pod ciężki ostrzał ich butów, mógł zamawiać tygodniowy pobyt w szpitalu. Postanowiłem wybrać się z wizytą do tej krainy szczęścia.
Rozdział 4
Przyglądając się w lustrze widziałem jak wiele mi do nich brakuje. Moja matka jak zwykle leżała półprzytomna. Spytała tylko czy dam jej 20 złotych. Na tym opierał się nasz kontakt. Nie miałem ochoty na nią patrzeć. Od jakiegoś czasu staliśmy się obcy względem siebie. Jednak dalej pozostawała kobietą, dzięki której znalazłem się na tym świecie.
- Szkoda, że tak się stało – pomyślałem lekko zrezygnowany.
Dałem jej pieniądze i wróciłem do łazienki. Zdawałem sobie sprawę, że muszę zmienić coś w swoim wyglądzie. Moje gęste włosy nie pasowały zbytnio do tamtej ekipy. Wziąłem maszynkę do golenia i ściąłem je aż do skóry, raniąc się przy tym dotkliwie. Widząc efekty swojej pracy zastanawiałem się nad opowieścią, która by tłumaczyła ten stan. Wymyśliłem na szybko historię o tym jak rzuciłem się pijany na trzech gości. W wyniku utarczki oberwałem nożem, czego ślad mam do dziś. Jeśli w to uwierzą będę miał większe szanse wejść w ich szeregi. Oni potrzebują osób, którzy niczego się nie boją. O godzinie 20 wybrałem się do pubu ,,Sport’’. Był to budynek średniej wielkości. Na zewnątrz stało dwóch gości popalających papierosy. Przyglądali się z podejrzliwością do momentu kiedy stojący obok chłopak nie wpadł w śmiech.
- Pewnie zauważył to co mam na głowie – pomyślałem, spuszczając ją na dół.
– Teraz albo nigdy – nie śmiałym krokiem wszedłem do środka. Jeden z nich zmierzył mnie wzrokiem i spytał kim jestem. Odparłem szybko, że przyszedłem do łysego. To zrobiło na nim wrażenie. Wewnątrz trwała prawdziwa zabawa. Paręnaście ludzi tańczyło pogo przy głośnej, rockowej muzyce. Inni stali i rozmawiali popijając piwo. Na samym końcu przy jednym ze stolików siedział łysy ze swoją świtą. Znałem go tylko z widzenia, nie wiedziałem jak zareaguje kiedy do niego podejdę. Z daleka udało mi się usłyszeć ich rozmowę :
- Mówię Wam, facet ze strachu zwalił gruchę. Nie spodziewał się nas tego dnia. Dostał to na co zasłużył. Zostało jeszcze 2 gości do skreślenia. – opowiadał przy aprobacie najbliższego otoczenia.
- 6 piw dla chłopaków – zawołał głośno w stronę barmana. W tym samym momencie zauważył mnie i przywołał gestem ręki do siebie.
– Z jakiej okazji mamy przyjemność gościć taką osobowość? Słyszałem trochę o Tobie, lubisz się dobrze zabawić – ucieszył mnie fakt, że ma takie zdanie.
- Przyszedłem zobaczyć jak u was jest. Chciałbym dołączyć do grupy – owo oznajmienie wywołało chwilową ciszę. Poczułem na sobie głęboki wzrok łysego, jakby chciał mnie sprawdzić. Najwidoczniej nie wykrył niczego zdradliwego i kazał mi usiąść z nimi.
- Powiedz skąd u Ciebie taki pomysł, żeby być jednym z nas? Dobrze wiesz, że nie przyjmujemy byle kogo.
- Już na pewno nie z taką łysiną – wyparował jego znajomy, nie ukrywając śmiechu.
– Zamknij się, chłopak jest jeszcze niedoświadczony. Pijesz?- spytał łagodnie.
– Pewnie - odpowiedziałem wyciągając papierosa.
- Musisz wiedzieć jedno. Skinheads to nie kradzieże, obijanie mord i picie. To jest styl życia. Coś co pozostanie w Tobie do końca twych dni – słuchałem zaciekawiony. Niezwykle przekonująco brzmiały te słowa. Widziałem, że dla niego wiele to znaczy.
– Damy Ci szansę byś się wykazał. Póki co korzystaj z zabawy, o reszcie dowiesz się później. Tylko z taką głową to żadna na Ciebie nie spojrzy – dorzucił na sam koniec.
- Możliwe – nie miało to dla mnie teraz znaczenia. Z browarkiem w ręku podszedłem bliżej miejsca imitującego parkiet. Trzech facetów głośno darło się w piosenkach o alkoholu, pięknych kobietach i awanturach. Wszyscy byli w dobrych humorach. Każdy miał tatuaż, ba nawet wiele. Szczególnie u jednej z panien wpadł mi w oko złoty wąż, który otaczał jej pokaźny biust. Byłem pod takim wrażeniem, że nie zauważyłem kiedy znalazłem się w centrum tego kotła. W takiej atmosferze szalałem do samego rana. Do mieszkania wszedłem już na klęczkach. Czy było warto? Pewnie, że tak!
Rozdział 5
- Tomek! Tomek! Wstawaj wreszcie ty pieprzony leniu! – wrzeszczał pochylając się nade mną Rudy.
- Czego chcesz?! Jest jeszcze ranek – nie miałem ochoty nigdzie się ruszać. Po ostatniej imprezie nie potrafiłem dojść do siebie.
– O co Ci chodzi? – spytałem półprzytomny.
– Ktoś o Ciebie pyta. Czeka za drzwiami- kto to mógł być? Nikogo nie spodziewałem się o tej porze.
- Już idę. Tylko coś na siebie włożę
– Widzę, że masz niezły zjazd Tommy – usłyszałem głos łysego.
– Cześć! Jak widać… Coś się stało? – spytałem.
- Młody będziesz miał dzisiaj szansę. Bądź w ,,Sporcie’’ o godz. 19. Przygotuj się na porządną akcję.
- Mam coś ze sobą zabrać?
- Nie trzeba. Będziemy czekać na Ciebie – powiedział i odszedł w stronę podwórka.
- A więc dzisiaj mam przejść inicjację – byłem niesamowicie podekscytowany. Poszedłem do łazienki by jakoś doprowadzić twarz do ładu. Wyglądałem okropnie. Oczy opuchnięte, cały czerwony jak burak – efekt trzydniowej zabawy.
– Rudy! Idziesz się przejść? Potrzebuję zaczerpnąć powietrza – wiedziałem, że nie odmówi. Jeśli w grę wchodziły browary, to był pierwszą osobą towarzyszącą.
- Nie ma sprawy! Tylko dzisiaj Ty stawiasz! – uśmiechnął się pod kątem.
I tak z Rudzielcem spędziliśmy cały dzień aż do wieczora. Przy złocistym trunku oraz papierosach rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zwykły, szary dzień. Jednak najlepsze miało dopiero nadejść.
- Rudy, nie obraź się ale jestem umówiony o 19. Masz tu klucze z mieszkania, nie wiem o której wrócę – wstałem z ławki i skierowałem się w stronę baru.
Przed wejściem czekała już grupa, na moje oko ze trzydzieści osób. Wśród nich był łysy.
– Jesteś! Dobra chłopacy, jest nas komplet. Dzisiaj mamy wyjątkowe zadanie. Całkiem niedaleko bawią się dzisiaj pedały. Urządzili sobie koncert tolerancji. Zwykłe technojeby. Wpieprzenie im będzie prawdziwą przyjemnością. Pokażmy im, że dla takich jak oni nie ma tutaj miejsca. Dla każdego, który wpierdoli co najmniej 3 pedałom, 1 piwo gratis!!
- Hura!! Jest!! – krzyknęli wszyscy zgodnie. Ich klub znajdował się niecałe 500 metrów od nas. By nikt nie nabrał podejrzeń, podzieliliśmy się na grupy. Po 25 minutach byliśmy u celu. Połowa włożyła na głowy kominiarki, inni maskowali się tym co mieli pod ręką. Wszystko przez te wszechobecne kamery. Nikt nie chciał wpaść. Powoli zbliżaliśmy się w stronę drzwi. Łysy szedł na czele bandy, niosąc coś w ręku.
-3!2!1! Niespodzianka pedały!!! – wrzasnął, wrzucając do lokalu hukowy granat. Wtem cała banda ruszyła do środka. Wewnątrz panował istny popłoch. Pedałki ze strachu tratowali się nawzajem. Wszędzie słychać było dźwięk trzaskanego szkła i jęku pobitych. Nawet nie stawiali oporu. Złapałem jednego z nich i uderzałem w niego pustym kuflem po piwie. Przestałem dopiero kiedy stracił przytomność. Cała zabawa trwała 3 minuty.
- Spadamy stąd! – krzyknął łysy. Ktoś zdążył zaalarmować policję. W czasie kiedy wybiegaliśmy z tej gejowskiej dziury, dobiłem jeszcze jednego frajera.
- I żebyśmy już was więcej nie widzieli w tym mieście. Bo wtedy inaczej skończycie! – żadna różnica jak dla nich. Wyraźnie nie spodziewali się takiej atrakcji. Uciekaliśmy każdy w swoją stronę. Wszyscy i tak mieliśmy spotkać się w ,,Sporcie’’.
Rozdział 6
- Ale dostali wpierdol! Dali się wyłapywać jak zające w lesie! – śmiał się jeden z nich.
– Tomek się sprawdził. Widać, że potrafi się lać – stwierdził łysy.
- Zdrowie! Oi! OI! OI! – krzyczeli wszyscy chórem. A więc udało się. Jestem jednym z nich. Od tej pory należałem do najgroźniejszej bandy w całej okolicy. Nie muszę wspominać, że wiadomość o tym rozeszła się po ulicy jak Orient Express. Widok ludzi okazujących mi szacunek dawał wiele satysfakcji.
- Za Tomka!!! – rozległ się trzask uderzających kufli.
- OI! OI! Czas na rozpierdol! – krzyczał już wokalista zespołu, który miał dzisiaj grać. Wszyscy wybiegli na parkiet oddając się dobrej zabawie.
- Tomek! Podejdź na chwilę. Widzisz tamtą blondynkę, która stoi obok baru ? Wiem, że coś do Ciebie ma.. Bierz się za nią stary! – co jeszcze szczęśliwszego mogło mnie spotkać? Jestem w bandzie, alkohol leje się strumieniami, z głośników dobywa dobra muzyka, a na dodatek jakaś panna czuje do mnie mięte. Byłem podniecony jak małe dziecko na widok gołej babki w kolorowym magazynie.
- Myślisz, że jest mną zainteresowana? – spytałem chcąc uzyskać potwierdzenie.
- Ja nigdy się nie mylę! Pamiętaj o tym. Dobrej zabawy młody! – odpowiedział jak dobry ojciec.
Nie miałem nic do stracenia. Spojrzałem więc w jej stronę. Stała z browarem lekko oparta o ścianę. Jej widok zapierał mi dech w piersiach. Ubrana w krótką spódnicę przyciągała pozytywne wibracje. Jej fryzura oddawała bunt, który niosła w sercu. Na ciele miała liczne tatuaże. Uwielbiałem takie kobiety. Z nimi nigdy nie było nudno. Tak jak my pierdoliły życie.
Jak kochały to na zabój, a jak nienawidziły to aż do grobowej deski. Zapaliłem papierosa i podszedłem do niej.
- Cześć! Dlaczego się nie bawisz? Chłopacy nieźle grają..- próbowałem rozkręcić rozmowę. Szybko zmiarkowała mnie wzrokiem. Nigdy nie widziałem takich cudownych oczu. Miały w sobie wiele tajemniczości.
- Wyjdźmy na chwilę! Tutaj jest za głośno – udaliśmy się w stronę wyjścia. Obok pubu stała malutka ławeczka.
- Nie będę owijał w bawełnę. Podobasz mi się strasznie! W życiu nie spotkałem takiej kobiety. Zostań moją Skinhead girl! – po pijaku zawsze mówiłem bez skrępowania. Nawet teraz nie wiem dlaczego tak powiedziałem.
- A co ja będę z tego miała? – spytała uśmiechając się ironicznie. Tego się nie spodziewałem. I kiedy w myślach szykowałem odpowiedź, rzuciła się na mnie jak lwica. Całowaliśmy się bez przerwy przez 5 minut. Moje najlepsze 5 minut. Wiedziałem, że od teraz jestem na jej smyczy. Każdy uległ by w takim momencie.
- Moniczko! Za Ciebie będę walczył aż do ostatniej kropli krwi!- Od małego musiałem walczyć. Teraz miałem dla kogo. W myślach widziałem jak ocierała moją krew po kolejnej zadymie. To było spełnienie marzeń dla takiego chuligana jak ja.
- Mam wolne mieszkanie. Może pójdziemy do mnie? – spytałem pełen entuzjazmu.
- Nie tak szybko ogierze! Na to musisz poczekać – poczułem jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. A więc nie dziś…
Rozdział 7
Tego wieczoru wybrałem się ponownie do ,,Sportu’’. W tle leciała muzyka Analogsów.
- ,,A gdy przyjdzie po mnie ta sucha kurwa śmierć! Wypiję jeszcze łyk i powiem wszystkim cześć’’ – uwielbiałem tą piosenkę. Miałem szczęście, właśnie grali ją w naszej szafie grającej. Siedziałem przy piwku z Monisią. Nie czułem się jednak najlepiej.
- Tomek. Co się z Tobą dzieje?! Nie jesteś taki jak zawsze! – dopytywała.
- Mam mętlik w głowie. Wczoraj powiesił się Rudy. To był mój najlepszy przyjaciel. Od małego przebywaliśmy razem. Dużo przeszliśmy. Czuję się jakbym utracił cząstkę siebie – opowiadałem z podłamanym głosem.
- Wiesz dlaczego to zrobił ?
- Od początku miał gówniane życie. Gdy był dzieckiem musiał żebrać na ulicy, by starzy mieli za co chlać. W końcu uciekł z domu i mieszkał na ulicy. Kiedy zmarła moja stara wprowadził się do mnie. Jednak tydzień temu wyszedł bez żadnego słowa. Myślałem, że potrzebował się zabawić. Wczoraj kumple przyszli i powiedzieli mi, że Rudy powiesił się w pobliskim lesie. Powiedz mi, dlaczego jedni rodzą się jak śmieci i tak samo kończą? A drudzy mają wszystko? Dlaczego?!
- Nie wiem. Niestety nie wiem.. – odpowiedziała bezradnie.
- ,,Powiem żegnajcie bliscy! Pierdolcie się wrogowie! Im więcej było was, tym lepsze miałem zdrowie. Idę tam gdzie zawsze chciałem bardzo iść. Bez smutku świat opuszczę, nie zabierając nic. Bo wszystko czego pragnę, czeka na mnie tam. Dziewczyny nie za chude i z wódką zimny kran. I wszyscy przyjaciele, którym się udało , trafić tam przede mną, których mi brakowało…..Ooo…dla wszystkich z nas czeka raj dla chuliganów’’ – słuchając tego kawałka zobaczyłem przed sobą Rudego.
Takiego jak zawsze. Pełnego energii, uśmiechu.
-Spotkamy się jeszcze stary. I wypijemy wspólnie za nasze zdrowie. Odszedłeś sam, zapomniany przez los, ludzi. Jednak tam gdzie jesteś będzie Ci lepiej. Czekaj na nas! – powiedziałem w myślach, wylewając na podłogę resztki piwa.
– Za Ciebie Rudy!
Rozdział 8
Minęły 2 lata od śmierci Rudego. Moje życie nie uległo zasadniczej zmianie. Dalej spędzałem czas z chłopakami. Jednak co raz bardziej dręczyło mnie pytanie, czy było warto?. Odkąd nie było mojego rudzielca, uświadomiłem sobie, że tak naprawdę go zostawiłem. Zbyt bardzo chciałem zaistnieć, przez co zapomniałem o przyjacielu. Pasowało mi obecne życie. Miałem wielu znajomych, na brak pieniędzy nie narzekałem. Pracowałem na czarno przy budowie drogi. Jednak nie poświęcałem mu zbyt wiele uwagi. Rudy nigdy nie był człowiekiem nachalnym, przeważnie stał na uboczu. To dzięki niemu wyrwałem się z domu. To on jako pierwszy podszedł do mnie i podał mi rękę. Dręczyły mnie co raz bardziej wyrzuty sumienia. Pamiętam ile sobie obiecywaliśmy. Mieliśmy razem wyrwać się z tego getta. Odszedł zostawiając nas wszystkich. Miałem dość wszystkiego. Po raz ostatni wybrałem się do ,,Sportu’’
- Ewa, to co zawsze!
- No nareszcie jesteś! Ostatnio stałeś się jakoś bardziej przybity! Tomek, czy coś jest nie tak? – to pytanie stale padało pod moim adresem.
- Wszystko w porządku. Chcę się tylko napić. – im dłużej trwała rozmowa, tym czułem większą frustrację.
- Tomek, czy było warto?! – kurwa, przestań mnie dręczyć. Nawet alkohol nie potrafił stłumić tego głosu. Paliłem papierosa za papierosem. Nie miałem ochoty na nic.
- ,, Co warte są chwile, które mijają, gdy każdy dzień jest taki sam’’? – Słowa piosenki były dla mnie pytaniem o sens życia. Jeszcze tego brakowało, by Tomek zaczął myśleć. Wszystko w co wierzyłem, legło w gruzach..
- Co warte było nasze życie? Od początku na samym dnie, bez szans na lepsze jutro. Każdy miał na Ciebie wyjebane, kiedy ryczałeś w samotności. Taki świat przygotował nam Bóg. Przecież każde życie pochodzi od Niego. Tego bólu nie da się opisać. Wszyscy jesteśmy ludźmi, z natury równymi – a jednak.. Są gorsi i lepsi.
– Pierdolić ten świat! – pomyślałem i wstałem od stołu. To był mój bunt przeciwko zastanemu porządkowi.
Rozdział 9
Ostatnią noc spędziłem upojnie z Moniką. Nie spodziewała się, że to będzie nasz ostatni raz. Sex w takim momencie smakuje najwyborniej. Ukaja on strach związany z przeminięciem. Po skończonej robocie sięgnąłem po papierosa.
- Kochanie, w moim życiu widziałem wszystko. Wiele wycierpiałem ale i wiele popełniłem błędów. Tak musiało być. Pośród tego wszystkiego byłaś najlepszą rzeczą, która mnie spotkała – powiedziałem, tłumiąc łzy.
Przypomniałem sobie ojca, który krótko przed śmiercią powiedział podobne słowa. Ironia losu. Wiele dziedziczymy po naszych przodkach, często nie zdając sobie z tego sprawy.
- Przestań! Mówisz jakby za chwilę miało Ciebie nie być.. – uniosła się lekko.
- Wiesz, jak patrzę na własne życie, nasuwa mi się jedno pytanie. Czy było warto? – próbowałem znaleźć odpowiedź. Kto jak kto, ale Monika znała mnie najlepiej.
- A jak uważasz? Myślę, że jeśli żyłeś zgodnie z własnymi ideami, to był w tym jakiś sens. Jeśli w życiu wyznajesz jakieś zasady, to bądź im wierny aż do śmierci. – cała ona, wierna swym ideom.
- Masz rację – odparłem i ucałowałem ją w policzek.
– Muszę już iść. Praca na mnie czeka. Kocham Cie bardzo. Będę o Tobie myślał – mówiąc to ucałowałem ją .
- Żegnaj kochany – odpowiedziała z charakterystycznym dla niej uśmiechem. Czasami człowiek nie zdaje sobie sprawy z mocy słów. Jednak w tym przypadku miały one proroczy wydźwięk.
Wróciłem do domu. Rozejrzałem się ostatni raz po pokojach. Każdy z nich był świadkiem tego piekła. Tylko ściany chroniły świat zewnętrzny od tego widoku. Wiedziałem, że muszę odejść. Do końca chciałem pozostać panem swego losu. To o jego poprawę zmuszony byłem stale walczyć. Jeszcze chwila. Już powiedziałem wszystkim ,,Cześć’’.
Do końca pozostałem wierny swym zasadom. Zawsze byłem lojalny wobec kumpli, za których oddałbym życie. W miłości poświęciłem całego siebie. Wszystkiego nauczyła mnie ulica.
To ona byłą matką, kiedy jej naprawdę potrzebowałem. To ona była ojcem, kiedy mi go najbardziej brakowało.
Jak miałem dość swego życia, otulała mnie betonowym płaszczem, oświetlając drogę nocnymi lampami. Wielu pewnie tego nie zrozumie, gdyż wychowani byli w innych realiach.
Pojawia się tylko pytanie – Czy było warto ?
Pewnie, że tak. Już jestem pogodzony. Jeszcze moment i spotkam się z nimi. Czeka już na nas suto zastawiony stół. Pętla jest już mocno zaciśnięta. Czuję pot, który leje się po całej twarzy. To tylko chwila. Nie martw się. Staram się uspokoić. Uderzam w krzesło.
Czuję spokój…Światło… Cichy głos…
Pustkę…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Fotyn dnia Wto 12:06, 21 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|