Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Książki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
czesioczesiakowy
Wysłany: Czw 19:45, 10 Cze 2010
Temat postu: Zumbi
Wiesz co... Widzę u ciebie wiele niedociągnięć
jestem synem kmarana i kobiety. Rzeczy nie zawsze się miały w ten sposób
Nie pasi...
Zumbi, wspaniały poeto, mianuje Ciebie ambasadorem ziem daleko na Północy. Wyruszasz za 2 dni, licząc od dziś. Powodem tego jest skarga na Ciebie, jaka dostałem od kobiety, z którą podobno spędziłeś wieczór.
- O najwspanialszy władco! Co skłoniło Ciebie do tejże decyzji? Czymże, zawinił?
Zbyt wyniosłe i zdeka nielogiczne...
wyciągnąłem a nie wyciągnęłem ...
Kiedy wyszły one rozpoczęła się walka. Wziąłem jednego na siebie, drugiego wziął mój przyjaciel. Mój przyjaciel pokonał go lodowym pociskiem. Gdy szedł jeden ork wyjąłem swoją katanę i ustawiłem się w pozycji wyjściowej.
Cóż za spektakularny opis walki. I co do cholery znaczy ta "pozycja wyjściowa"
2 dobrze zbudowane orki, które szukały świeżego jedzenia i ludzi dla rozrywki
WTF?!!!
Za drugim trafieniem mojego miecza ork padł. Po walce z orkami, udaliśmy się w stronę dymu
Przydałby się jakiś opisik przeżyć. Najpierw walka a potem spokojnie idą...
Urządzili mi godny pogrzeb. Zrobiwszy mi drewnianą trumnę, włożyli moje ciało i spalili trumnę wraz z moim ciałem. Kiedy paliła się trumna, moja ukochana płakała w ramionach maga.
To juz w ogóle przegięcie
Karczma była koloru skóry człowieka w zimie
Muszę szybko znaleźć jakiś eufemizm bo zacznę przeklinać... Hehehe
co jakiś kawałek widać było różne barwiste kwiaty
barwne (?)
To tyle ( z grubsza)
I teraz żebyś nie miał pretensji:
- nie krytykuję cię w żaden sposób, pisz dalej
-pisze to obiektywnie , nie staram się cię pognębić
-nie jestem dzieckiem neo, mam 34 lata , żonę i dzieci
Życzę najlepszego!
mkay2
Wysłany: Czw 16:21, 02 Kwi 2009
Temat postu:
Życzę miłej lektury, powyżej napisany jest fragment mojej pierwszej książki, komentarze mile widziane
mkay2
Wysłany: Czw 16:20, 02 Kwi 2009
Temat postu: Zumbi
„W antycznych czasach. Ziemia była pokryta lasami. Od niepamiętnych czasów. Mieszkały w nich duchy bogów. Wtedy ludzie i bestie żyły w harmonii. Ale te czasy minęły, większość wielkich lasów została zniszczona. Pozostałe były bronione przez gigantyczne bestie których bogiem był wielki duch lasu. To były dni bogów i demonów.”
Rozdział I
Pierwsza podróż
Nazywam się Zumbi, jestem synem kmarana i kobiety. Rzeczy nie zawsze się miały w ten sposób. Kiedyś miałem, dostatnie życie. Byłem poetą, posiadałem własną szkołę poezji i lutni. Żyłem nie dbając o nic. Posiadałem średniej wielkości posiadłość, jedno piętrowy dom, ogród nadzwyczajny niczym z wyjątkowej baśni wyciągnięty. Miałem kobietę cudownej urody. Była w ciele człowieka uwięzionym aniołem. Była jasnowłosą kobietą, miała piękne brązowe oczy niczym dąb w swej sile. Łączyła nas piękna i prawdziwa miłość. Pewnego dnia będąc w pałacu, jedna kobieta poskarżyła się władcy z zazdrości, która żywiła do mnie. Kalif uwierzył jej, ponieważ kobieta wywodziła się z jego bliskiej rodziny. Władca wezwał mnie do siebie:
- Zumbi, wspaniały poeto, mianuje Ciebie ambasadorem ziem daleko na Północy. Wyruszasz za 2 dni, licząc od dziś. Powodem tego jest skarga na Ciebie, jaka dostałem od kobiety, z którą podobno spędziłeś wieczór.
- O najwspanialszy władco! Co skłoniło Ciebie do tejże decyzji? Czymże, zawinił?
Po tych słowach straż, wyprowadziła z pałacu. Po paru chwilach zadumy, udałem się do domu. Podczas rozmowy z moją ukochaną, ustaliliśmy, że razem z Adytą udamy się do owych ziem. Wspaniałym uczuciem jest bycie wśród ukochanych osób. Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy takie jak: ekwipunek, prowiant, rzeczy na zmianę. Wyruszyliśmy wraz z mojego przyjaciela ojcem. Pierw wyruszyliśmy do najbliższego miasta położonego na północ, od Ribeonu naszego ojczystego miasta. Droga na początku była trudna, ale z czasem przyjdą lepsze dni. Kiedy wędrowaliśmy wśród 2 rzędów drzew, zauważyłem, że z lewej strony podnóży górek, idzie sam, duży piękny, w pełni okazały jeleń. Sądziłem, że mam halucynacje wzrokowe. Kiedy przeszliśmy parę mil, zrobiliśmy dłuższy popołudniowy odpoczynek. Po paru chwilach:
- Zumbi, przyjacielu, czemu w tamtym kierunku spoglądasz od dłuższego czasu?- rzekł, mój przyjaciel Riven - Co jest tam takiego ciekawego??
- Przyjacielu, od niedawna zauważyłem tam - odparłem, wskazując palcem, ciągnąc - pięknego jelenia. Wydawało mi się, że mam halucynacje wzrokowe.
- Może chory jesteś? Zebrać dla Ciebie ziół mój Ukochany?
- Dziękuje Ci za to, moja Oblubienico. Jeśli będę potrzebował pomocy to powiem Ci mój Aniołku.
Po tych słowach przytuliłem Adytę, trwaliśmy tak przez parę chwil. Po paru minutach Riven spostrzegł, że widział ledwo widoczny dym. Dobry miał wzrok jak na swój wiek. Był w podeszłym wieku. Nie to co my, trochę dojrzali ludzie. Kiedy ruszywszy, usłyszeliśmy trzask suchych gałęzi. W jedną chwilę, zeskoczyłem z konia i wyciągnełem swój miecz, który poświęciłem bogom świata umarłych. Wybrałem tę ścieżkę będąc młodym człowiekiem. Wybrałem to, ponieważ byłem naocznym świadkiem mordu moich własnych rodziców. Zaopiekował się mną tajemniczy wędrowiec ze Wschodu, który szukał swojego czeladnika. Nauczył mnie nekromancji i druidyzmu. Te osoby, które czaiła się w krzakach, to były 2 dobrze zbudowane orki, które szukały świeżego jedzenia i ludzi dla rozrywki. Ludzie i kmarany (pół ludzie, pół koty) żyły w zgodzie, również z elfami. Kiedy wyszły one rozpoczęła się walka. Wziąłem jednego na siebie, drugiego wziął mój przyjaciel. Mój przyjaciel pokonał go lodowym pociskiem. Gdy szedł jeden ork wyjąłem swoją katanę i ustawiłem się w pozycji wyjściowej. Przygotowywałem się na własną śmierć. Robiąc pierwsze cięcie, zrobiłem szybki unik. Ork wymachując swym potężnym mieczem, nie ranił mnie. Za drugim trafieniem mojego miecza ork padł. Po walce z orkami, udaliśmy się w stronę dymu. Minęliśmy szeroki na 2,5 metra strumień wody przezroczystej i czystej, iż można było się w nim przejrzeć. Skręciliśmy ku lasowi, który nieopodal się znajdował. Kiedy stanęliśmy przed skręciliśmy w prawo. Kiedy wędrowaliśmy skrajem lasu nie zauważyłem już pięknego jelenia.
- Zdecydowanie za cicho – odrzekła Adyta – Czy widzieliście te światełka w lesie??
- Te migające światełka są pochodniami leśnych elfów – powiedział Riven – Chodźmy i nie przeszkadzajmy im w uczcie.
Światełka świeciły wszystkimi barwami, niczym tęcza po deszczu. Byliśmy oszołomieni owymi pochodniami elfickimi. Wspaniale wyglądały na tle lasu. Po pewnym czasie z puszczy wyskoczyło parę elfów strażników.
- Stać!! Kto idzie?? – zapytał najwyższy stopniem elf.
Nastąpiła chwila ciszy. „Niedobrze, pojmą nas i wsadzą do lochu, mają przewagę liczebną” pomyślała Adyta. Po chwili milczenia odparłem:
- Pozwól, bym zobaczył ojca mego. Pozwól, bym zobaczył matkę moją siostry i braci moich. Pozwól, bym zobaczył lwiego ducha mojego ludu, powracającego ku początkowi. Pozwól, by mówili do mnie i wzięli mojego ducha między siebie, do korytarzy Valhalii, gdzie dzielni mogą żyć wiecznie.
- Wybacz, że Ciebie nie poznałem. Proszę idź z błogosławieństwem.
I odeszli do swych wież strażniczych. Drużyna ruszyła dalej. Kiedy znaleźliśmy się 150 m od ogniska, zatrzymaliśmy się. Okolica przypominała dwa odrębne światy. Wokół było widać zielony, olbrzymi las, dający schronienie pięknym, słabym i silnym zwierzętom, pola uprawne, ozdobione złocistym kolorem takim jak kolor nadmorskiego, czystego piasku. Kiedy staliśmy, spostrzegliśmy, że przy ognisku siedzi 3 lekkozbrojne ogry. Riven i ja zdecydowaliśmy, że je pokonamy je, a Adyta zaczeka na nas w pobliżu, dla bezpieczeństwa. Riven jest najlepszym magiem jakiego znam. Ruszyliśmy na nie. Jeśli chodzi o mnie to znam się lepiej na władaniu kataną niż on. W dzieciństwie nauczył mnie trochę mój świętej pamięci ojciec, a po nim mój wuj, który służył w armii jako sanitariusz. Riven dzięki swym umiejętnościom dokładnie piorunowymi strzałami pokonał 2 ogrów, kiedy rozprawiałem się z ostatnim. Kiedy rozprawiałem się z mym przeciwnikiem, zostałem trafiony w brzuch, ostrzem które było zamoczone w jadzie najstraszliwszego węża jaki pełzał po świecie. Kiedy obciąłem mu łeb, upadłem na jedno kolano. Podczas klękania zawirowało mi się w głowie, w tym czasie podbiegł do mnie Riven. Upadając, mojego ojca przyjaciel złapał mnie. Nachylił swoją głowę nad moje usta, rzekłem:
- Zaopiekuj się moją ukochaną, gdy nie będzie mnie przy niej. Masz tu pierścień, który dał mi władca jako sygnet ambasadora. Jedź na północ, powiedz o mojej śmierci Adycie.
Riven wykonał moją ostatnią prośbę. Poszedł i przyprowadził Adytę w miejsce ogniska. Urządzili mi godny pogrzeb. Zrobiwszy mi drewnianą trumnę, włożyli moje ciało i spalili trumnę wraz z moim ciałem. Kiedy paliła się trumna, moja ukochana płakała w ramionach maga. Nie wiedzieli, że do nich powrócę. Podczas mojego pogrzebu ściemniało się. Zrobiwszy sobie nowe ognisko zjedli i napili się, a mojego konia puścili wolno. Nazajutrz, uzupełnili swe zapasy i ruszyli dalej na koniach. Dzień zapowiadał się ciepły, mało było widać chmur na błękitnym jak morze Mithrilu. Co jakiś czas czuć było lekki powiew wiatru. Jadąc w ciszy do Tsuki. W połowie drogi mój przyjaciel poczuł, iż w pobliżu nich znajduje się jakaś energia chłodną, która towarzyszyła im od pół godziny. Kiedy 50 mil dalej rozbijali nowy obóz na odpoczynek, nagle Riven zobaczył przed sobą leciuteńkie promienie światła. To światło było jaśniejsze światła Dziennej Gwiazdy, miało barwę żółci wpadającej w biel. Kiedy Adyta spojrzała na maga, potem tam gdzie on patrzy, spostrzegła ową jasność, poczuła ciepło. Wraz z magiem osłupieli z wrażenia. Głos z jasności rzekł do nich: Nie lękajcie się. Przychodzę do Was z prośbą pewną. Po paru chwilach dotarła do nich owa wiadomość.
- Rivenie, jestem Zumbi, który umarł z rąk orków, którego pogrzebaliście paląc zwłoki
dzień wcześniej.
- Zumbi, to Ty??- zdziwił się Riven. – Przyjacielu, wybacz, nie poznałem Cię. Co chcesz, żebym uczynił??
- Czy naprawdę kochanie to Ty?? - nie mogła Adyta uwierzyć.
Po długiej rozmowie, która trwała aż do północy, mag zaczął szukać odpowiedniego surowca jaki był potrzebny. Tym surowcem było błoto. Skończywszy przynosić materiały, pomyślał, by zrobić dla przyjaciela ciało golem. Kiedy skończył ciało rzeźbić, powiedział:
- Zumbi, przyjacielu wejdź do tego skromnego ciała, abyś mógł towarzyszyć i pomagać nam w podróży.
W tym samym czasie powiedziałem: Forma ducha, jedność. W jednej chwili ciało golema uniosło się na wysokość 6 łokci. Wokół niego zaczęło się świecić, białe, nieskazitelne światło. Światło było jaśniejsze niż światło księżyca i słońca razem wzięte. Gdy ciało jaśniało, wszedłem do ciała. W tym samym czasie Adyta szukała nieopodal chrustu. Kiedy przyszła do obozowiska, zobaczyła poruszające się ciało golema, przeraziła się i zemdlała. Ocknęła się dopiero rano. Obudziwszy się rano Adyta, nie uwierzyła w to co widziała. Podczas rozmowy naszej, uwierzyła, że to co widzi jest realne. Wyjaśniłem jej, to co się wydarzyło ostatniej nocy.
- Ale jak to możliwe kochanie mój?? – zdziwiła się Adyta.
- Adyto, Riven i ja jesteśmy magami. On jest specjalistą w magii chaosu, zielarstwie, alchemii i magii żywiołów. Jeśli chodzi o mnie to jestem dobry w druidyźmie, nekromancji i demonologii. My magowie od czasu do czasu komunikujemy się z duchami. Jeśli będziesz chciała to możemy Cię tego nauczyć, jeśli tego będziesz chciała.
Po głębszych wyjaśnieniach składaliśmy swój obóz. W południe wyruszyliśmy. Przechodząc przez las zobaczyłem przed nami 2 tajemniczych wędrowców. Powiadomiłem o tym fakcie resztę grupy. Szliśmy do nich, po czym zatrzymaliśmy się po to by dowiedzieć się o dalszej drodze, o nich samych i trochę o lesie. Okazało się, że są maranami.
- Bądźcie błogosławieni, wędrowcy. Skąd idziecie? – odparłem
- Bądźcie i Wy.- odparł jeden z nich.
- Skąd jesteście? Opowiedzcie o sobie. Pierwszy raz Was widzę wędrowcy – rzekła Adyta. Dowiedziawszy się szczegółów dotyczący drogi, wieści jakie panują w Tsuce, ruszyliśmy w dalszą drogę. Wychodząc z lasu, widzieliśmy duże pola uprawne, na których było widać zboża takie jak: proso, jęczmień. Po paru godzinach wędrując drogą, która była osłaniana poprzez drzewa od czasu do czasu, zauważyliśmy w oddali karczmę. Co parę metrów były kałuże głębokie do 0,2 m i szerokie aż do jednego metra.
- W karczmie przenocujemy, uzupełnimy zapasy i odpoczniemy. – powiedziała moja ukochana.
- Rivenie, zgadasz się? – odrzekłem – Uważam tylko, że mogę przez swój wygląd ludzi odstraszyć.
Rivenie kiwnął głowę na zgodę. Zbliżając się do karczmy, zauważyliśmy ludzi, elfy i kmaranów paru jak wchodziło karczmy, postanowiliśmy zobaczyć co się tam dzieje. Kiedy byliśmy parę metrów od karczmy, słyszeliśmy piękne, ślubne pieśni. Zostawiając konie swoje przed karczmą:
- Nie chcesz tak wejść Zumbi? – powiedział Riven. – Może chcesz jednej z mikstur co zmieniają kształt?
- Chcę wejść taki jaki jestem – rzekłem. Chwilę pomyślałem – Za twą pomoc dziękuje.
Uśmiechnąłem się i przywiązałem uzdę mojego konia do pala. Postanowiłem wejść ostatni do karczmy. Karczma była dość spora. Dach pokryty był ze słomy, belki wzmacniały ściany. Karczma była koloru skóry człowieka w zimie. Posiadała parę okien. Wokół niej rosła, bujnie wyglądająca trawa, co jakiś kawałek widać było różne barwiste kwiaty. Rosły w okolicy drzewa. Posiadała 1 piętro, nie licząc parteru. Na piętrze znajdowały się pokoje gościnne. Poprosiłem, by Riven i Adyta opowiedzieli pierw karczmarzowi i jego gościom, by nie przestraszyli się mojego wyglądu. Gdy wchodziłem do karczmy, usłyszałem: „chodźcie wędrowcy z nami się napić, dziś jest wesele Kenaiella z Meg”. Gdy usiedliśmy razem na uboczu, by nie przeszkadzać młodej parze i ich gościom, jeden z nich wzniósł toast za ich zdrowie. W niej ustawione były stoły na kształt litery O. Na każdym z nich było kolorowe sukno. Jeden z nich było pięknie, białe sukno z cekinami. Na każdym stole było: parę pieczeni, wina od elfów, krasnoludów, soki z owoców od maranów. Były postawione również przepiękne bukiety z polnych i leśnych kwiatów, najpiękniejszy bukiet był postawiony na stole pani i pana młodego. Karczmarz był średniego wzrostu, barczysty był, miał około 3,2 łokci wysokości. Wyglądem przypominał trochę krasnoluda, trochę człowieka. Miał 3 pomocników. Podczas gdy posilaliśmy się pan młody podszedł do nas i poprosił o współbiesiadnictwo. Po chwili naradzenia się, zgodziliśmy się. Jeden z gości podszedł do nas i zaczął pogawędkę. Pierw o sobie opowiedział, swą historię życia. Trochę się wzruszyłem. Spytał się o naszą historię, podróż, cel jej i kim jesteśmy. Po godzinie czasu do karczmy zawitała ludowa kapela, która umilała czas, grając i prowadząc wesele. Podczas jednych z toastów:
- Wnieśmy toast za wędrowców. – jeden z gości – Czy może jeden z was zna i opowie jedną ciekawą historię?
Po chwili zastanowienia, powiedziałem, że nam. Poszedłem na środek, skorzystałem z przerwy i opowiedziałem ową historię. Opiewała czyny dla ludności jednego wspaniałego człowieka, był nim mój ojciec. Wszystkim się spodobała. Kiedy szedłem usiąść, słyszałem oklaski i podziwy dla mego ojca historii, którą im powiedziałem. Po 3 toaście od mojego opowiadania, podszedłem do okna i popatrzyłem jak słońce chowało się za drzewami.
- Co się stało moje kochanie? – zapytała się Adyta podchodząc do mnie – Coś nie tak?
- Kiedy opowiadałem im historię mojego ojca… - zakręciła mi się w oku łza -… to mnie zabolało, bo przypomniałem sobie jedną rzecz…
Opowiedziałem jej o tym incydencie, którym byłem świadkiem. Rozpłakałem się bardzo. Przytuliła mnie i tak pozostaliśmy przez parę minut. Parę minut później poczułem się o wiele, wiele lepiej. W pewnym momencie usłyszeliśmy okrzyki: „gorzko” nie tylko dla nowożeńców ale i dla nas. Szepnąłem do niej czule, żebyśmy poszli na piętro do pokoju, by skorzystać z chwili i także z życia. Po chwili zastanowienia, udaliśmy się do pokoju. Wieczór zapowiadał się świetnie. Podczas mojego pobytu z moją ukochaną, Riven robił proste sztuczki magiczne jak na przykład rozbłyski świateł, sztuczne ognie. Goście byli pod wrażeniem jak i sama para młoda. Kiedy skończył się pokaz, powoli goście udali się do pokoi na górze. Słychać było jeszcze radosne słowa o parze młodej, o wędrowcach, o mnie. Słyszałem ich słowa, ich rozejście się do pokoi. W tym czasie tuliłem się z moją ukochaną Adytą i całowałem się. Noc szybko zleciała.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin