Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Wto 18:34, 08 Cze 2010
Temat postu:
Miło, że moja tragedia się komuś podoba ;P
Cały dzień dzisiaj łaziłem i kombinowałem co tu napisać. Ciężko się skupić, więc zebranie się w sobie wcale nie było takie proste.
Na pewno mogę sprostować wynik: 19:0. Oczywiście, że dla Pani Bezsen. Oj, ja głupi myślałem, że jak spałem po godzinę lub dwie to wygrywam. Doszedłem do wniosku, że przegrywam z kretesem. Po 19 długich, jak tasiemiec Moda na Sukces, dniach wymiękłem. Zaczyna się najlepsze. Ataki histerii... Paniki, czy Bóg jeden wie co to w ogóle jest, są najlepsze.
Ściska coś w klatce, a dokładnie w splocie słonecznym, wywołując cholernie dziwny niepokój. [Dzięki wielki Panno Niespokojna, że dzięki Twoim opowiadaniom jestem w stanie nazwać to dziwaczne uczucie ;P] Jakiś dziwny lęk przed nieuniknioną tragedią. Koszmar na jawie. Masakra!
Wracając do ataków. Dzisiaj był pierwszy, ale zapewne nie ostatni. Zdarzają się raz na jakiś czas, aczkolwiek w momencie nie sypiania, prawdopodobnie niedługo będą codziennością. W każdym bądź razie straciłem dzisiaj dech, jakąkolwiek możliwość głębokiego wezbrania powietrza. Zapowietrzenie? Nie wiem. Później zacząłem się trząść... Zachciało mi się płakać... W pracy. W pracy! W pracy? Z trudem powstrzymałem się, a po chwili wszedł jakiś dziwny agresor. [Można powiedzieć, że rozumiem jak czuje się kobieta w ciąży]. Najpierw histeryczny płacz, później szatańska złość. Pięknie! Ale to nie był byle jaki agresorek. Nie mogłem tego stłumić, musiałem odejść, bo bym lutną szefowi. A to w sumie, jak domniemywam, mogło by się źle skończyć. I dlaczego? Po prostu drań usiadł obok mnie. To był chyba wystarczający powód.
Czuje, że umieram... Kosmicznie dziwne uczucie, tyle mogę powiedzieć na pewno. Mam problem z nabraniem powietrza... Znów będę musiał iść do bioenergoterapeuty. Nigdy nie zapomnę poprzedniej wizyty.
Matula zapisała mnie na siłę bez mojej zgody. Poszedłem. Kompletnie uwalony specyfikami, których nie chce wymieniać. Nigdy nie wierzyłem w takie cuda. Usiadłem po środku pokoju. Na początek rozwalił mnie koszerny i oldschoolowy wąsik "magika". (Miałem niesamowite parce na splot słoneczny tak jak teraz, nie mogłem głęboko odetchnąć przez kilka lat. Nie muszę chyba mówić, że wmawiałem sobie jakiś cholerny nowotwór. BA! rzuciłem wtedy nawet szlugi, oczywiście na jakiś czas). W każdym bądź razie nic o tym nie wspomniałem. Koleś zamknął oczy, zaczął nawijać coś o Jezusku i kazał mi zmówić pacierz. Pojechałem po całości, bo Ojcze Nasz to jedyna modlitwa jaką pamiętam. Wracając do tematu, właśnie wtedy zaczęło się najlepsze. Typek się spiął w sobie, zaczął machać dziwnie rękoma (o mało co tam nie parsknąłem śmiechem). Wyciągał ze mnie negatywną energię. Jak dla mnie brakowało mu tylko lalek na sznurkach i odwalił by niezłe szoł. Cały czas walczyłem ze sobą, żeby się nie śmiać. Wiem, że psychika człowieka potrafi zdziałać cuda. Wiem, że jak się człowiek nastawi to nawet raka wyleczy. Ale nie ja! Ja poszedłem tam dla pompy. Wszedłem jako niedowiarek. Nawet nie sceptycznie nastawiony, jak już wspomniałem byłem zdrowo uwalony. I co? Jak mnie coś nie łupnęło w klatę, jak mnie coś nie zassało. Cholera wie co się tam w ogóle wydarzyło. Nagle! Wziąłem głęboki oddech. Szok... Koleś wypalił, ze wyczuł natłok negatywnej energii w splocie słonecznym. Szok po raz drugi. Kolejny oddech... Pierwszy raz od jakiś trzech lat zacząłem normalnie oddychać. Szok po raz trzeci! Następnego dnia wziąłem się za lekturę Feng Shui i ogólnie zacząłem wierzyć w aurę, energie Chi itp itd. Do tej pory nie mam zielonego pojęcia co ten typiarz mi zrobił? Jakiś psychiczny gwałt... Spenetrował mnie łajdak swoją nabrzmiałą psychiką. Nie wiem i nie chce wiedzieć. Wiem jednak to, że jak tylko przyjadę to od razu udam się do niego. Zdecydowanie tak. Zresztą nastawi mi również plecki. Przydało by się.
Tia... Nie ma to jak trzymanie się tematu. Zacząłem narzekaniem na bezsenność, skończyłem historyjką z bio gwałcicielem. W sumie mi to odpowiada. Przynajmniej sobie popisałem, bowiem do opowiadania coś łba nie mam. Nie mogę się skupić. Po kiego diabła stworzyłem kolejną postać? Chyba żeby sobie jeszcze bardziej życie utrudnić. I to tego dziewczynę! Nie wiem co ja sobie w ogóle myślałem.
Nic... Kończę. Idę spróbować coś nabazgrać. Znów pewnie będę siedział z pół godziny przed monitorem z rękami na klawiaturze w kompletnej zawieszce. Napisze ze dwa zdania i odpuszczę... Ehhh... Wytrzymałem trzy miesiące bez snu to wytrzymam do lipca. Został jeszcze miesiąc. A w Polandzie czeka mnie mnóstwo lekarstwa na sen...hihihi
niespokojna
Wysłany: Śro 21:45, 02 Cze 2010
Temat postu:
Krzyk rozpaczy? Fakt ładnie to ujęte ^^
Ejj, podobało mi się i to bardzo!
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Czw 6:25, 27 Maj 2010
Temat postu:
Kukuryku!! Wiem, wiem. Powinienem wcześniej, ale nie mogłem. Już dawno po wschodzie słońca. Kiedyś chciałem specjalnie wstać, by zobaczyć jak wygląda wschód. Dżizus. Jaki ja byłem głupi. Nie cierpię wschodów.
W ogóle joł bejbe, bejbe, bejbe egejn joł je jał! Mam wolne. Tak jakoś mi się napomknęło szefowi, że nie spałem od kilku dni i się zlitował. Więc jestem od rana z Wami. Pewnie się cieszycie jak diabli >D Tylko, że normalni ludzie o tej porze śpią :/ Idę pisać. Sam nie mogłem w to uwierzyć, ale wpadłem dzisiejszej nocy na pomysł i zacząłem go przelewać na papier. Opornie idzie. Co drugie słowo się zastanawiam o co mi w ogóle chodzi. Jak już przypomnę sobie co chciałem przekazać to znowu zapominam słów jakich chciałem użyć. Mordęga na maksa, ale mam zajęcie, więc jest okiej.
Ale najpierw: Kawa. O ironio! Musisz wypić kawę, żeby się obudzić :/ Czujesz, że lecisz na pysk, a jak się położysz to nagle wstępuje w Ciebie anielska moc i chęć do zrobienia czegokolwiek. Więc wstajesz i po chwili znów lecisz z nóg. Obłędne koło, więc ratujesz się dopalaczami. Kawka mmmm... Bynajmniej nie mała, ale na pewno czarna. Znaczy się afroamerykańska. W dobie dzisiejszej nietolerancji nie ma już niczego czarnego. Mogło by to ubliżyć innym nacjom. Więc ubierając się na czarno, wcale nie ubieramy się na czarno, tylko w kolor afroamerykański. Jest to poprawne politycznie.
Koniec bzdur. Odbiór!
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Czw 0:44, 27 Maj 2010
Temat postu:
Nie żebym przesadzał, ale bezsenność jest często wywołana jakimś nowotworem lub innym hivem. Umieram? Żarcik >D Jak to się mówi, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Schudnę przynajmniej. Wyczytałem właśnie, że medytacja jest dobra na sen. Pfff... Banda debili. Jak mam się wychilloutować, jeśli cały drżę. W ogóle odczuwam jeden wielki nie(s)pokój
Ciśnie mnie coś w klatce jak nigdy. Trzyma i szarpie wszystkie organy. Masakra. Dziwaczne uczucie. Jak by coś miało się właśnie wydarzyć, ale NIE. Nic się nie dzieje. Nie żebym prowokował coś, ale to na pewno przez czystość umysłu. Od ponad pół roku jestem czysty jak łza. Alkoholu to się może ze trzy razy napiłem. I to tak, tylko lampkę lub cztery wina. Organizm się buntuje. Ale mam pozytywne jazdy. Gdyby nie fakt, że komputer jest u współlokatora w pokoju to bym sobie pośpiewał. Wydaje mi się jednak, że mógłby się zdrowo podirytować. O! Dobry klimat teraz na Świetliki.
"Spotykam JP. Jest pijany jak świnia. A ja jestem trzeźwy... Jak świnia"
Rozwaliło mnie >D
Dziwne... Więc mi się podoba. Nostalgiczne, aczkolwiek przytłaczająco pozytywne. Dobre teksty.
Co by tu napisać jeszcze?? Hmmm... Woda mi się skończyła. Boję się wstać, żeby nie narobić hałasu i nie zbudzić łajdaczniczka. W sumie to on, głupek, myślał, że ja tylko na chwilkę chce dojść do kompa. Ale kolejnej nocy przed telewizornią po prostu nie wypykam. Kciuk mnie boli od przestawiania kanałów już >D
Cholera! Tutaj pisze, a swoich opowiadań to ni w ząb. Pomysł jest, ale żeby go przelać to kiszka z mąką. Nie idzie.
Ślicznie. Świetliki za niecałą godzinkę już będą. Perły przed Wieprze, Ogród Koncentracyjny i Cacy Cacy Fleishmashine. To chyba wszystko, nic więcej nie znalazłem.Ale zamiast ich słuchać chyba Housa ostatni odcinek obejrzę. Zdecydowanie tak.
Dobra lecę. Później może coś jeszcze napiszę. Jak się mojsze nie obudzi i mnie nie wygoni. Hihihi
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Śro 23:22, 26 Maj 2010
Temat postu:
Takie bardzo luźne opowiadanie. Choć w sumie opowiadaniem sam bym tego nie nazwał. Raczej krzykiem rozpaczy... ślicznie to ująłem
Dobry humor graniczy pomału z obłędem >D
Malleus
Wysłany: Śro 20:12, 26 Maj 2010
Temat postu:
Wszyscy zwariowaliśmy bratok!
<chichot>
Mmmm... Opowiadanie (chyba) mi się podoba (znaczy to chyba jest opowiadanie ale kto cię tam wie...)
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Śro 16:28, 26 Maj 2010
Temat postu:
Hahaha....tralalala. Cztery do dwóch. Dzisiaj w ogóle nie pozwoliła mi zmrużyć oka. Sytuacja jednak opanowana. Jak nie zasnę do weekendu to idę na pogotowie. Dadzą mi jakąś końską dawkę środków nasennych i polegnę. Chce wojny to będzie ją miała. Ciężką artylerie wytoczę. Zastanawia mnie tylko ten dobry humor? Hmmm... Może ja po prostu zwariowałem [Śmiech]
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Wto 17:41, 25 Maj 2010
Temat postu: Pani Bezsen
Nie chce żadnych poprawek w sumie. Łeb mnie cholernie boli. Zmęczony jestem. Eksperymentuje. Może jak się wygadam to zasnę. Ot co. Obłąkańcze coś, które wypełzło spod mych łapek. Miłej lektury, jeśli ten chaos będzie można mile wspominać.
Pani Bezsenna
Uchyliłem gardę. Zapomniałem kompletnie o wrogu. „Przeciwnik zaatakuje zawsze w najmniej oczekiwanym momencie”. Cholerna złota myśl, która uleciała. Została po prostu zapomniana. Bo cóż mogło zwiastować jej przyjście? Dobry humor? Łeb pękający od twórczych pomysłów? Nowi obłąkani znajomi? Jestem w stanie powiedzieć, że jest dobrze, więc po prostu się jej nie spodziewałem. Ciężko mi się skupić. Wydusić z siebie jakiekolwiek metafory. Abstrakcyjne porównania. Ale postaram się.
Przyszła nocą, przez uchylony balkon. Wleciała wraz z pierwszą falą mroźnego powietrza. Pogoda coś szwankuje, zaczęło padać. Nie przeszkadza mi to w sumie. Lubię deszcz.
Wyglądała cudownie w swej czarnej szacie. Jej puste czarne ślepia zajrzały w mą duszę. Przeszył mnie dreszcz, a po ciele spłynął niepokój. Wiedziałem co się święci, ale i tak byłem zaskoczony. ”Jak to? Dlaczego?”. Pomyślałem. Odpowiedzi jednak nie znalazłem. I nie znajdę chyba nigdy. Będę szukać we wszystkich mądrych księgach, którymi szprycują się psychologowie i psychiatrzy. Bezsenność. Jestem w stanie ją zrozumieć wcześniej. Złość, nienawiść, niechęć, brak sił, zrozumienia. Koszmar i katastrofa. A teraz? Teraz wrócił stary, dobry Alojzy. Ze swym radosnym uśmieszkiem i wiecznie nie zamykającą się gębą. Może nie odnalazłem sensu swej egzystencji, ale znalazłem cel, do którego zmierzam. Cholera kupiłem sobie nawet bilet do Polandu. Jak już wspomniałem, mam dobry humor. O dziwo nawet teraz. Zdenerwowany jak diabli, ale w dobrym humorze. Oko znów zaczęło drgać, a głowa pęka. Siup! Kolejne dwie pigułki lądują w mym przełyku. Plecy, kolano, głowa. Co mogło by mnie jeszcze zaboleć? Plecy – kiedyś coś pierdutło, i ból mnie nawiedza od tamtej pory, jak tylko trochę się poschylam lub podźwigam. Kolano – fanatyk sportów ekstremalnych, mimo to wiedziałem, aby żadnego nie próbować. Oczywiście, że spróbowałem. Jeździłem około czterech lat na deskorolce. Kostki połamane pięćset tysięcy razy, w kolano wystarczyło kilka huknięć kantem deski, spuchło. I teraz ból pojawia się rzadko, raz na kilka miesięcy. Ale za to jaki? Ulalala. Paraliżujący skurwiel! Jak ktoś by ci igłę... Wróć! Pręta metalowego w sam środek wkładał. Oczywiście tylko wtedy kiedy zginam kolano, więc siedzę jak jakiś popieprzony kaleka z nogą sztywną jak członek... Partii na zebraniu komitetu. Zbereźnicy tylko o jednym myślą. A kostki nic, a nic nie bolą. Ironia. No i główka. Ze zmęczenia na bank ciśnie.
Cholera! Przez ten rozgardiasz myśli znów zmieniłem temat. Nie o tym miało być.
Pojedynek piekielnie trudny i męczący. Ja – zwykły szary, szaleniec. Ona – niematerialna, zimna suka. Chyba najłatwiej tak ją opisać. Mimo wszystko szala nie jest przechylona na jej część. Graniczy mniej więcej na równi, aczkolwiek wynik szacuje na cztery do jednego. Dla mnie oczywiście. W piątek mnie zaskoczyła. Ba! Nawet nie wiedziałem, że to ona. Pomyślałem, że po prostu nie mogę zasnąć. Duszno może miałem w pokoju. Nic specjalnego. A od soboty... Cóż, wiedziałem, że zacząłem cholernie nie równy pojedynek. Nie wiem dlaczego atakuje? Kompletnie zero pomysłów, nic nie przychodzi mi do głowy.
Moje noce wyglądają mniej więcej tak:
Około godziny dziesiątej kładę się do łóżka [czytaj: staje na arenie], gdzieś w godzinach północnych wymiękam, bo przecież ile można leżeć z zamkniętymi oczami i udawać, że się śpi. Więc cisnę w telewizornie, lub partyjkę meczyka na konsolce. Zapomniałbym wstąpić, że od samego początku bombarduje Panią Bezsen, słodką nutą Emilie. Jedynego ukojenia w tym chorym chaosie. Jeśli meczyk to tylko jeden lub dwa, bo nie mam siły na więcej. Telewizor wyciszony, by nie zagłuszał spokojnego tła muzycznej ambrozji. Przeskakuje między kanałami. Takie małe hobby, można powiedzieć. Zawsze to wkurzało moich znajomych, bo zatrzymuje się na każdym programie dosłownie na sekundę. Nie wiem, czy to mój prze ćpany umysł, ale ja po prostu wyłapuje w ciągu tak krótkiego czasu co leci. Wiem, czy warto się zatrzymać, czy nie. Czy to jakiś gówniany program, serial, film. Bez różnicy. To samo z kanałami muzycznymi. Wystarczają mi pierwsze trzy sekundy, by wiedzieć jaki to kawałek. Jeden do dwóch obrazów i przypominam sobie wykonawce. Rainman ze mnie żaden, ale zawsze warto pochwalić się takimi zdolnościami. A, że to pożal się Boże Szwecja, to mam jakieś trzy kanały anglojęzyczne. CNN, Discovery i MTV. Po północy nie leci tam nic wartego uwagi, więc lecę. I tak około godziny trzeciej, czyli jakieś dziesięć tysięcy kliknięć w pilot później, kapituluje. Znów zaczynam udawać, że śpię. I o dziwo udaje się. Po czwartej dostaje upragniony sen. I teraz najlepsza część, całego dowcipu. O szóstej pobudka do roboty. [obłąkańczy śmiech] Poważnie, uśmiałem się jak to napisałem. Wspominałem, że akcja zaczęła się w weekend. Uwierzycie, że w sobotę zasnąłem o piątej, a obudziłem się o siódmej, już „wypoczęty i rześki”. W ciągu czterech długich dni spałem osiem godzin. Czyli jedna normalna nocka, dla zwykłego człowieka. Ale przecież, ja muszę być cholera niezwykły w każdym calu.
Faktem, jest, że dziwi mnie mój dobry nastrój. Zbliżam się pewnie do załamania, ale na razie jest okej. Zmęczony jak diabli jestem. Jak to powiada Woody Allen „Holokaust. Nie szokuje mnie śmierć pięciu milionów ludzi. Martwi mnie to, że każdy rekord zostaje kiedyś pobity”. Jakoś tak to mniej więcej szło. A mój rekord to trzy miesiące. Trzy najdłuższe miesiące mojego życia.
Irytuje mnie fakt, ze nie wiem dlaczego. Wszystko się układa, a mimo to po prostu nie mogę spać. Bajka! Znaczy się nie do końca nie mogę spać. Bo przecież dwie godzinki to pełen chillout.
Mam pewną hipotezę. Dosyć głupkowatą, aczkolwiek tonący brzytwy się chwyta. Popsuł mi się telefon. Gdzieś mam ten szatański wynalazek, ale muzyka! Normalnie słucham muzyki jakieś szesnaście godzin dziennie, czyli tyle ile jestem na nogach. Teraz słucham mojej Gotyckiej Wróżki tylko osiem godzin. W pracy obejść muszę się bez jej towarzystwa. Szefa doprowadza do szewskiej pasji, więc o słuchaniu w cd-playerze nie ma mowy. Cały XXIw. się na mnie uwziął. Jak Boga nie kocham normalnie. A popsuł się właśnie jakiś tydzień temu. I mniej więcej od tygodnia nie mogę spać. Zbieg okoliczności? Nie chce mi się w to wierzyć. Kolejna konspiracja. Spisek na mający na celu zniszczenia mojej zszarganej psychiki. Bredzę! Uffff... Rower! Idę na rower. Pierdyknę ze czterdzieści kilometrów, to ze zmęczenia padnę. Bez muzyki. Jak można jechać bez muzyki? Zostaje w domu.
Szlag by to trafił. Zaczyna mnie już irytować ten dobry humor. Siedzę z bananem na twarzy. Cholera wie z czego ja tak zacieszam.
Urwałem opowiadanie w środku dialogu. Nie mogę nic dopisać. Nie idzie mi wymyślanie czegoś konstruktywnego, tylko brednie wypisywane w szatańskim tempie. Dlatego na razie nic nie umieściłem. Choć może zbiorę się w sobie. Łyknę jeszcze ze dwie piguły, profilaktycznie na wyluzowanie. W sumie kolano boli. Plecy już dawno odleciały, razem z głową. A kolano jeszcze ciśnie. Hmmm... Okej. Nie dam się dwa razy namawiać.
Szybuje dokończyć opowiadanie. A to już czas najwyższy zakończyć. Przydało by się dobre zdanie na koniec.
Dobra. Siedzę z piętnaście minut i nic. Po prostu kończę.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin