Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Sob 20:09, 05 Cze 2010
Temat postu:
Co do tego zrycia główek to się zgodzę. I nie wiem czy jest to spowodowane brakiem snu, ale kurcze pogmatwanie, ciężko mi się to czytało. Mimo to nie uważam, aby było to jedno z gorszych.
Zastanawiam się... I zastanawiam i Ty chyba nie masz słabszych opowiadań, każde jest dobre... Jak by tego nie napisać i tak brzmi to na cholerne lizusostwo ;P W każdym bądź razie podobało mi się. Używasz bardzo ciekawie słów, tworząc przy tym zajebiszczy potok zdań wpływający kojąco na moje zszargane nerwy...
niespokojna
Wysłany: Śro 22:00, 02 Cze 2010
Temat postu: Wypożyczalnia Skrzydeł
Dobra, tym Wam oficjalnie zryję główki drodzy parafianie. Chodź to jedno z gorszych opowiadań. Dobranoc
Rzućmy wszystko i przestańmy istnieć
To będzie o stworzycielu świata.
„Wypożyczalnia skrzydeł”
Powoli połykam ciemność,
Zachłystuję się mrokiem,
Potykam w świetle jarzeniówki.
I krwią maluję,
Coraz to nowy i gorszy świat,
Zagłębiony w wiedzę o piekle
A
Scena rozgrywająca się ciemnym dniem, gdy Księżyc już dawno został wyniesiony przez Szatana na piedestał, i zaprzestał okupacji nieba, i gdy Słońce chyliło się ku swemu wiecznemu końcu.
- O ołtarz, o zobacz słońce się kąpie! Ojej, spójrz, utopiło się!
- To tylko dwie dziewczyny, palące papierosy, nawet niepełnoletnie.
- Nie! To słońce, próbuje się zabić!
- Uwierz mi.
- Na jakiej podstawie?! Ukradłeś mi skrzydła, już nie mogę rozmawiać z Słońcem!
- Już nigdy skrzydeł nie odzyskasz, zresztą po co Ci one? To tylko kilka piór. Wkraczasz teraz w całkiem nowy świat. Nowy, gorszy świat, zagłębiony w wiedzę o piekle.
- Możemy już zejść na Ziemię? Czuję, że brak mi powietrza.
Już dawno skończył się czas, gdy ćpałeś powietrze, teraz chłopczyku możesz jedynie przećpać się myślą o swym dawno porzuconym Bogu.
Słońce, w mniemaniu chłopca, utopiło się. Tak, w pewnym sensie miał rację. Był to jego ostatni dzień, już potem nie dane było mu oglądać złocistych promieni.
Chodź, daj mi rękę. Oddam Ci skrzydła.
Pożarła go Ciemność, jego ciało i umysł zjednało się z Ciemnością i zaakceptowało ją jako swój pokarm.
Widział Księżyc, za każdym razem, kiedy patrzył. A gdy zasłaniał oczy dłońmi, na myśl nie przychodziło jego Słoneczko. Zamkniętymi oczami, rysował wyobraźnię, w pustce próbując nadać jej jakikolwiek kształt. Bo była to nicość, utworzona jego dłońmi, z Chrystusowymi ranami na przegubach. Bo wszystko zaczynało się od podstaw, Ciemność też nie była Ciemnością. On nauczył Ją jak być nieprzeniknioną i złą, choć to Ona pierwsza Go ogarnęła. Słońce tkwiło w jego żołądku, złota krwawica, zjadł Je łyżeczką do lodów. Imperator własnego ego. Tutaj nic nie wschodziło bez Jego zgody, a ponieważ sam nie miał pojęcia o przysługującej mu władzy nad istnieniem, wszelkie stworzenie obracało się w pył.
Prochem jesteś, w proch się obrócisz.
I żył wśród nicości, pływał w Ciemności, a Ona kołysała go do snu swym niemym krzykiem istnienia woli.
Tutaj! Włosy Jego były coraz to dłuższe, nie pomyślał o niczym prócz Ciemności, ona trzymała go mocno, a On w niej dojrzewał, niczym chory płód Szatana.
Przepraszam Pana, którędy do piekła?
Tu masz drogowskaz.
Jestem zbyt niski, by go dojrzeć. Boże powiedz mi jak trafić do piekła!
Spieprzaj!
Odejść, odepchnąć czy odbiec? Co zrobić by pozbyć się pragnień zatracania duszy w Ciemności? Bo to Ona poczęła Tu rządzić, utworzyła swego partnera. Jego imię Mrok, wypisywane na jej złym, nagim ciele. Ich syn, zrodzony z nienawiści i bojaźni: Cień, szybujący na niematerialnych skrzydłach. Pismo, nowe dzieje świata, jego nienamacalną dłonią spisywane.
"I doszedł mnie głos,
z bezdennej otchłani:
Chodź do Nas dziecino i śpij razem z Nami."
- fragment starej rockndrollowej piosenki.
Chłopiec istniał, stwarzał niekoniecznie rozumny byt. Jednak coś kiełkowało w Jego ciemnym umyśle. I chodź ogarnięty przez Trójcę: Ciemność, Mrok i Cień, rozmyślał. Powoli, setki lat zajęło mu przypomnienie sobie nazwy swego oddechu. Nazwany Antychrystem. Obserwował uważnie poczynania Ciemności, i im bardziej się w Nią wpatrywał, tym bardziej była Ona dla Niego nikim. Nieistniejącą pustką, krzyczącą ciszą, milczącym krzykiem, kochał Ją, ale postanowił zabić. Tak, to Plan Idealny, Plan Chorego Umysłu Antychrysta, teoretycznie śmieszny, praktycznie niewykonalny.
Spojrzał Trójcy prosto w ich oczy, złączone jednością myśli.
Powiadam Wam przyjaciele, że nikt nie wyjdzie stąd żywy.
I stała się Światłość.
Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem: Ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód.
Chodźcie do mnie wszyscy, kochajcie się ze mną, bo Szatan zszedł na ziemię, obleczoną w Światłość.
Dzieckiem Światłości, była Jasność. Wszystko to powstało, a Bóg wiedział, że to jest złe.
I w pustce i bezmiernej wnęce Ciemności, zagościła Światłość, rozpraszając Mrok i Cień, zaczęła się odwieczna wojna. Z ich kłótni i ciągłego dymu unoszącego się nad nicością powstały chmury. Antychryst siedział na nich, przebierając bosymi stopami. Myślał o wiele szybciej, nie był już bezrozumnym tchnieniem. Obserwował z daleka Boga, formującego z plasteliny małą kulkę, kulka ta została zawieszona w Ciemności; na Jej nagim i złym ciele. Z kurzu i pyłu, odwiecznie unoszącego się nad pustką Bóg uformował Coś kształtnego, czemu nadał określone cechy, życia papierowego. Nazwał to Człowiekiem, i Bóg wiedział, że to co stwarzał było bardzo złe, i patrzyło na Niego wilkiem.
Chłopiec, powoli dostrzegał moc, jaką ma w swych rękach, schodził coraz niżej, zagłębiając się w nicość i przyglądając się niezwykłej Kulce. Któregoś dnia obserwował Człowieka, którego Bóg nazwał Adamem, na Jego myśl przyszło, że jest to Mężczyzna. Wydawał się taki dziwny. Antychryst nie znał pojęcia samotności, to też tego określenia Adama mu brakowało. On zawsze był sam, chociaż o tym nie wiedział, znał tylko tęsknotę za skrzydłami, chodź nawet o niej zdążył zapomnieć. Czaił się tylko jej Cień, gdzieś w czeluściach jego podświadomości.
Pierwotny stan szczęścia i ekstazy.
Na tej Kulce działy się rzeczy dziwne. Antychryst obserwował je z wielkim zdziwieniem, codziennie odkrywał coś nowego. Wszystko co widział miało określony cel, ale On tego nie wiedział.
Którejś z kolei chwili w swej ciemnej egzystencji, Książe Wszystkiego Co Złe, przypomniał sobie o Wyobraźni.
Dalej obserwując Adama, tworzył coś bardzo podobnego, a jednocześnie innego. Gdy tworzył, w Jego idealnej głowie błyszczała księżycowym blaskiem tylko jedna myśl: kobieta. I razem z Księżycem sprowadził ją na Kulkę. Patrząc jak Adam i Kobieta zachwycają się sobą poczuł dziwną radość tworzenia. Nazwał to uczucie Natchnieniem, ilekroć wracało tworzył coś Nowego i sprowadzał na tą dziwną Kulę.
Adam w ręce trzymał butelkę taniego wina, drugą obejmował nagą Ewę, Kobieta w ręku trzymała Zakazany Owoc, powoli Go jadła.
Boże! Gdziekolwiek teraz jesteś i chlejesz, daj Nam siły by istnieć!
I Bóg wiedział, że to co tworzył było Złe.
Your God is dead. Twój Bóg jest martwy.
Omamiła go długą namową,
Pochlebstwem swych warg go uwiodła;
Podążył tuż za nią niezwłocznie,
Jak wół, co idzie na rzeź,
Jak jeleń związany powrozem,
Aż strzała przeszyje wątrobę;
Jak wróbel, co wpada w sidło,
Nieświadom, że idzie o życie.
Księga Przysłów.
I nie była Ona, z światłości, choć nie przystawała z tym co złe. Ogarnięta, jak wszystko w Przestrzeni była Ciemnością, omamioną przez Nią, ukrywała się gdzieś w Jej czeluściach, bo nikt nie wie skąd się wzięła, wychłyneła nagle; z złego, nagiego ciała. Jej ciało jaśniało, jednak nie światłością. Było to dziecko, które nosiła w swym łonie, nawet gdy jeszcze nie była istnieniem. Blask. Blask był Jej pierwszym i ostatnim potomkiem.
Zadziwiała wszystkich, nawet Ciemność nie potrafiła zrozumieć Blasku Ją otaczjącego. A ten rodzaj światła okalał jej boskie ciało, oplecione czarnymi, błyszczącymi wężami. Włosy, były stanem Nocy, kiedy leciała nad Ziemią, otulała ją szczelnie swymi włosami. Żal jej było jednak istnień, błąkających się w Ciemnościach. Bo Noc, bądź co bądź była jednym z pod stanów Ciemności; w tamtych czasach nieprzenikniona. Miała wężami ubranie szyte;
Od wieków jestem stworzona,
Od początku;
początek pyłu na Ziemi.
Ja byłam przy Szatanie mistrzynią,
rozkoszą Jego dzień po dniu,
cały czas igrając przed Nim.
Upadek, nosiła mienie.
A wszystko co działo się na tej dziwnej kuli, było nieświadomością Mocy, leżącej w dłoniach Antychrysta. Z chwili na chwilę, rósł. To był już czas gdy na Kuli istniało rozróżnienie Nocy i Dnia, kiedy ludzie wiedzieli, że Ciemności należy się wystrzegać, gdy zaznali Zakazanego owocu. I żadne tchnienie, nawet Ciemność, mająca władze prawie nad wszystkim, nie wiedziała dlaczego Bóg nie pozwolił zniszczyć ludzi.
Według Jedynego, wyżej stojącego od Antychrysta, były to istoty tak Niedoskonałe, że aż obrzydzające.
Ludzie już dawno nie chodzili w zwierzęcych skórach i nie mieszkali w jaskiniach.
Gdzież tam, było to wtedy gdy mieli w telewizorach kablówkę, a Antychryst miał wśród nich oddanych.
Po co temu idiocie ludzie?- rozmyślał chłopczyk. Myślał o Bogu, Jemu wolno było bluźnić, On był bezgrzeszny, obmyty słodką krwią swojego Pana. Nie można było policzyć mu grzechów, ani policzyć sumienia. Jego dusza była czarna jak węgiel, więcej przewinień nie mogło się tam zmieścić. Znał już Szyderstwo, Kłamstwo i Obłudę, a także Kłopoty z nich wynikające. Szydził z ludzi,
Dławili się węglem, jedli Go garściami,
W ramach pokuty Demonami zostali.
Tak powstali, najwierniejsi słudzy Antychrysta, bo nikt z Kuli nie był godzien służyć Szatanowi, to Antychryst przekazywał mu całą chwałę. – demony. My bawimy się ogniem, a inni płoną.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin