Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Książki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
pisarz_przyszłości
Wysłany: Wto 19:59, 03 Lip 2012
Temat postu: Projekt bez tytułu...
Mam dla was fragment pierwszego rozdziału mojej nowej książki. Na wstępnie chciałbym co nieco o tym opowiedzieć. Pisałem już wiele różnych tytułów, jednej mniej inne bardziej oryginalne i ciekawe. Żadna nie została jednak dokończona. Natomiast ta jest dla mnie wyjątkowa. Nie wyobrażam sobie sytuacji jeśli ona miałaby nigdy nie powstać. jeśli nie "dziś" to "jutro", ale powstanie na 100%.
Zaczynałem już 3 razy ;] Postanowiłem pokazać wam wszystkie trzy wersje. Pierwsza najdłuższa, ale wg mnie w złym stylu. Druga (krótsza) ale nieco lepiej została ujęta treść. i w końcu trzecia wersja - jak na razie bardzo mało jej
, ale sądzę że w takiej konwencji powinna być pisana. Chciałbym, żebyście ocenili wyniki mojej pracy i byli jak najbardziej krytyczni, przyczepiajcie się do wszystkiego co was denerwuje i przeszkadza. Oczywiście jeśli doszukacie się błędów ortograficznych (w co wątpię
) to dajcie znać.
Oto fragment:
Przeraźliwy dźwięk wdarł się do umysłu Dustina. W jednej chwili wszystko było snem. A w następnej już rzeczywistością.
Obudził się.
Industrialne brzmienie jakby powoli ustępowało. Chłopak nie miał pojęcia co się dzieje. Niedawno latał nad wzburzonymi falami oceanu, a lada chwila siedział już na kanapie. Przetarł oczy i rozejrzał się po pokoju.
Ciszę ponownie przerwał jakiś dźwięk. Tym razem były to wibracje dzwoniącego telefonu. Kiedy po niego sięgnął, zorientował się, że z nosa leci mu krew. Odruchowo próbował powstrzymać krwawienie dłonią.
Odebrał.
- Tak?
- Włącz wiadomości. Szybko!
- Grover? Nie za wcześnie? Dobrze wiesz co wczoraj robiłem i do której godziny.
- Nie ważne – zlekceważył go najlepszy, a może nawet jedyny przyjaciel. – Jest już po dziesiątej, a poza tym, wiem co było wczoraj i dlatego cię budzę. Włącz CNN!
Dustin próbował pogodzić jednoczesną rozmowę i zakładanie spodni.
- Właściwie to nie było konieczne, bo przed chwilą wstałem. Gdzie ty jesteś? Słyszę jakieś szumy.
- Jadę teraz po rodziców. Jest straszliwy korek. Słuchaj…
W tym momencie rozmowa się urwała. Zapewne z powodu jakichś zakłóceń.
Dustin Brower flegmatycznie złapał pilot i włączył telewizor jak kazał mu przyjaciel. Nie był jeszcze na tyle przytomny, by cokolwiek do niego docierało. Nawet rozmowę z Groverem pamiętał teraz jak przez mgłę. A w głowie słyszał echo tego samego, dziwnego dźwięku, który wyrwał go ze snu.
W drodze do łazienki zostawiał za sobą ślady krwi na kafelkowej podłodze. Przemył twarz i zatamował krwotok chusteczką. Wydało mu się to dziwne, bo nigdy przedtem nie miał podobnej sytuacji. Spojrzał w lustro i ledwie się poznawał.
Usłyszał głos znajomej spikerki CNN.
„… Ogromna fala tsunami zbliża się do zachodniego wybrzeża USA. Jak podają specjaliści, dwustumetrowa ściana wody dotrze do Los Angeles za niecałą godzinę”
To co usłyszał, sprawiło, że nagle oprzytomniał. Początkowo nie dowierzał, ale chwilę później zaczął już racjonalnie myśleć. Pierwsze co mu przyszło do głowy, to skontaktować się z matką, która o tej porze była w pracy.
Szybko wybrał numer i czekał niecierpliwie aż usłyszy jej głos. Ta chwila zdawała się trwać wiecznie. W końcu usłyszał, ale nie to, co chciał usłyszeć.
„Tu Sara Brower. Zostaw wiadomość…”
W takiej sytuacji brakowało czasu na dalsze próby, a prawdopodobieństwo, że matka odbierze w biurze, było znikome.
Założył prędko jasny T-shirt, wziął telefon i batona na przekąskę, bo tylko to było pod ręką. Jeszcze raz rozejrzał się po mieszkaniu i zastanowił czy nie zapomniał czegoś ważnego. Stał już przy drzwiach gotowy do wyjścia i coś nagle mu zaświtało.
W melancholijnym nastroju podszedł do półki, gdzie leżał srebrny łańcuszek z maleńkim krzyżykiem, połyskującym w blasku kalifornijskiego słońca.
Dostał go w prezencie, gdy miał 10 lat i właściwie nigdy go nie nosił.
A teraz nadeszła ta chwila, kiedy poczuł, że bardzo go potrzebuje.
Telefon Grovera zawiódł. Rozładował się.
Stanie w niekończącym się korku i urwana rozmowa zaczynały wyprowadzać go z równowagi. Nerwowo wciskał klakson lecz na próżno, bo inne samochody nawet nie drgnęły.
Próbował zabić nudę włączając radio. Żadna częstotliwość nie była wolna od zakłóceń. Jedyne co jego słuch był w stanie wyłapać to powtarzające się ostrzeżenia przed katastrofą jaka za chwilę miała nadejść.
Nagle, dwa auta stojące tuż przed nim zaliczyły stłuczkę. Zaczął się prawdziwy chaos. Obaj kierowcy wpadli w szał i naskakiwali na siebie niczym rozwścieczone, głodne zwierzęta. Nie wiele brakuje, by doszło do bójki.
Grover nie mógł czekać ani chwili dłużej. Wysiadł z samochodu, a ponieważ do Dustina było stąd niedaleko, postanowił tam pobiec.
Po kilku minutach był już na miejscu. Zdążył w samą porę, bo Dustin wsiadał właśnie do jeepa swojej matki.
- Przecież powiedziałeś, że jedziesz po rodziców. Co ty tu robisz?
- Nie mogłem wydostać się z korka – wysapał dysząc ze zmęczenia. – Biegłem ile sił w nogach. Fala zaraz dotrze do wybrzeża.
Z pobliskiego domu wybiegła jakaś dziewczyna w dżinsowych szortach i zwiewnej koszulce. Grover rozpoznał ją.
- Zaczekajcie! – krzyknęła jedna z najlepszych koleżanek zarówno Dustina jaki i Grovera, Rachel. – Chłopaki, musicie mi pomóc. A właściwie to nie mi…
- Co się stało? – przejął się Grover.
- Dzwoniła do mnie Ashley. Powiedziała, że Emma straciła przytomność. Są na plaży.
Chłopcy chwilę się zastanowili wymieniając spojrzenia.
- Będziemy musieli się pospieszyć – stwierdził ze zwątpieniem w głosie Dustin. – Mieliśmy jechać do centrum, nie wiem czy zdążymy…
- Proszę – powiedziała Rachel ze łzami w oczach. – Emma to moja najlepsza przyjaciółka.
- Wsiadajcie! – krzyknął Dustin.
- Zastanowiłeś się może jak przebrniemy przez ten korek? – Grover zaczynał coraz bardziej wątpić w słuszność decyzji swojego kolegi. – Będziemy jechać pod prąd, to ryzykowne.
- Damy radę.
Ledwo udało im się przemknąć przez las samochodów stojących na całej drodze. Połowę trasy przejechali chodnikiem, jedną czwartą poboczem. Mogło być gorzej.
Po dziesięciu minutach jazdy dotarli na plażę.
Ashley i Emma były przy samym brzegu. Jedna z dziewcząt leżała na ziemi. Z pewnością była to ta druga. Zdaje się, że właśnie się ocknęła, bo o własnych siłach próbowała się podnieść.
Dustin nerwowo spoglądał na zegarek. Mieli około jeszcze jakieś pół godziny. To było zdecydowanie za mało.
- Spieszmy się! Grover, pomożemy Emmie!
- Rachel?! – zawołała z radości Ashley. – Dzięki Bogu! Przyjechaliście. Pływałyśmy kiedy nagle ona straciła przytomność. Zupełnie nagle.
- Spokojnie – powiedziała opiekuńczo Rachel.
Emma nie miała siły iść nawet z pomocą chłopaków. Coś mamrotała, ale nawet nie wiadomo co.
Dustin zrozumiał, że zaczyna słyszeć ten chaotyczny dźwięk, który z każdą sekundą zaczynał sprawiać mu coraz większy ból. Po chwili upadł na kolana. To samo stał się z Emmą. Jednak ona z...
Tak, dokładnie tak zostało to przeze mnie urwane i nic dalej nie ma
WERSJA 2.0
Do umysłu Dustina wdzierał się uporczywy, przeraźliwy dźwięk. W jednej chwili wszystko było snem. A w następnej już rzeczywistością.
Obudził się podskakując nerwowo. Przed chwilą śnił, że lewituje nad wzburzonym oceanem, a momentalnie siedział już na niezaścielonej kanapie. W głowie zaczęły mu się przewijać urywki wczorajszej nocy. Kac również dawał się we znaki.
Przez chwilę nie słyszał własnych myśli. Jednak z czasem dziwny hałas o nieznanym źródle jakby ustępował. Miał nadzieję, że dokończy drzemkę lecz znów coś mu przeszkodziło. Wibracje dzwoniącego telefonu były nie do zniesienia. Kiedy chciał odebrać, spostrzegł czerwoną plamkę na bawełnianej poduszce. Zorientował się w końcu, że z nosa leci mu krew.
Wziął telefon do ręki i odebrał.
- Tak?
- Szybko włącz wiadomości! – Rozpoznał ten głos. Należał do Grovera Mandujano, jego najlepszego kumpla.
- Co? – przeciągnął pytanie ziewając. – Nie za wcześnie? Wiesz co wczoraj robiłem i do której godziny.
- No i gdybym nie wiedział, nie dzwoniłbym. Dlatego włącz prędko CNN! – Chłopak mówił z takim ożywieniem, że było to niepokojące.
Dustin, oślepiony przedostającymi się przez żaluzje promieniami kalifornijskiego słońca, nie był jeszcze na tyle przytomny, by cokolwiek do niego docierało. Oprócz tego, że był senny, czuł także zmęczenie i ból głowy.
- Gdzie ty jesteś? Słyszę jakieś szumy.
Chłopak próbował pogodzić jednoczesną rozmowę i zakładanie spodni.
- Jadę po rodziców. Utknąłem w korku. Słuchaj…
W tym momencie coś im przerwało. Najwidoczniej jakieś zakłócenia.
Dustin rozejrzał się po pokoju. Panował spory bałagan, ale nie miał zamiaru się tym teraz zajmować. Ucisk w tylnej części głowy nie dawał o sobie zapomnieć. Włączył telewizor i skierował się do łazienki. Po drodze zostawiał za sobą niewielkie krople krwi na kafelkowej podłodze. Przemył twarz i spojrzał w lustro ledwo rozpoznając samego siebie. Zatamował krwotok wacikiem. Z pokoju dobiegł go głos znanej spikerki CNN:
- Ogromna fala tsunami zbliża się do zachodniego wybrzeża USA. Jak podają specjaliści, dwustumetrowa ściana wody dotrze do Los Angeles za niecałą godzinę…
Czy to sen? Czy to się może dziać naprawdę?
Coś go nagle ruszyło i oprzytomniał w mgnieniu oka. Pierwsze o czym pomyślał, to jak najszybciej skontaktować się z matką. O tej porze była już w pracy.
Czy nic jej nie grozi?
Wyszedł z łazienki w pospiesznym tempie, by jak najszybciej zadzwonić. Wybrał numer i czekał aż usłyszy odpowiedź. Ta chwila trwała wiecznie. Wreszcie usłyszał, ale nie to co chciał:
- Tu Sara Brower. Zostaw wiadomość…
Spróbował jeszcze dwa razy lecz z takim samym skutkiem. Nie miał wyboru i musiał działać. Czuł, że powinien jechać po matkę. Założył jasny T-shirt, wziął telefon i batona na przekąskę, bo tylko to było pod ręką. Zauważył, że na komodzie leżą klucze do samochodu. Najwyraźniej tym razem matka dotarła do miasta w inny sposób skoro te klucze nadal tu były. W sumie to dobrze się złożyło, bo w innym wypadku Dustin miałby problem z dotarciem do centrum.
Był praktycznie gotowy do wyjścia. Pociągając za klamkę, nagle sobie coś przypomniał. W nostalgicznym nastroju z powrotem podszedł do komody i otworzył dolną szufladę. Pod stertą dokumentów i różnych papierów znalazł złoty wisiorek z maleńkim krzyżykiem. Był to prezent, który kiedyś dostał od babci. Nigdy przedtem go nie nosił, a właśnie teraz poczuł, że bardzo go potrzebuje. Po chwili miał go już na szyi.
Telefon Grovera zawiódł. Po prostu się rozładował. Najpierw ten chaos jaki panował na ulicy, teraz to. Gorzej już być nie mogło, tym bardziej, że powietrzu wisi ogromne niebezpieczeństwo zagrażające milionom ludzi.
Chłopak czekał niecierpliwie i co chwilę zmieniał stację w radiu, bo żadna nie była wolna od zakłóceń. Jedyne co jego słuch był w stanie wyłapać z transmisji to powtarzające się ostrzeżenia przed katastrofą jaka za chwilę miała nadejść.
Niespodziewanie poturbowany Mercedes uderzył w tył nowiusieńkiego Chevroleta. Obaj kierowcy niemal od razu skoczyli sobie do gardeł. Zupełnie jak zwierzęta. Inni bezmyślnie walili w klakson, ulegali tikom nerwowym albo rzucali się nawzajem wyzwiskami, czasami nawet z byle powodu. W końcu i Grover wyszedł z siebie. Postanowił pobiec do Dustina, bo akurat mieszkał nie daleko stąd. Miał tylko nadzieję, że dobiegnie na czas.
Po jakimś czasie był na miejscu, a jego przyjaciel właśnie odpalał Jeepa swojej matki. Grover machał rękoma jak oszalały, by ten tylko nie odjechał bez niego. Dustin wysiadł zdziwiony widokiem zadyszanego kumpla.
No i WERSJA 3.0
Do umysłu Dustina wdzierał się przeraźliwy dźwięk. W jednej chwili wszystko było snem. A w następnej już rzeczywistością.
Obudził się, ale tylko ciałem, bo dusza nadal krążyła w świecie iluzji. Dopiero po czasie zorientował się, że nie lewituje już nad wzburzonym oceanem, tylko leży na nieposłanej kanapie. W głowie zaczęły mu się przewijać urywki wczorajszej nocy. Kac również dawał się we znaki.
Dziwny dźwięk zdawał się opuszczać jego wyobraźnię. Miał więc nadzieję, że dokończy drzemkę, lecz znów coś przerwało jego spokój. Wibracje dzwoniącego telefonu były jeszcze gorsze niż ból głowy i upał razem wzięte.
Kiedy sięgnął po telefon spostrzegł, że z nosa leci mu krew i zauważył czerwoną plamę na bawełnianej poduszce.
Odebrał.
- Tak?
- Dzwonię już czwarty raz, do cholery! – Dustin rozpoznał ten głos. Należał do Grovera Mandujano, jego najlepszego, możne nawet jedynego przyjaciela. – Włącz szybko wiadomości.
- Co? – przeciągnął pytanie ziewając. – Nie za wcześnie? Dobrze wiesz co wczoraj robiłem i do której godziny.
- No i gdybym nie wiedział, nie dzwoniłbym. Dlatego włącz prędko CNN! – Chłopak mówił z takim ożywieniem, że było to niepokojące.
Dustin, oślepiony przedostającymi się przez żaluzje promieniami kalifornijskiego słońca, nie był jeszcze na tyle przytomny, by cokolwiek do niego docierało.
Pozdrawiam wszystkich pisarzy i miłośników czytania
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin