Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Rossie
Wysłany: Czw 14:35, 06 Cze 2013
Temat postu: Córka Grabarza
Hej, Zaczęłam pisać książkę, na dole zamieszczę 1 Rozdział, piszcie co sądzicie, jak się zpowiada. Ogólnie książka opowiada o dziewczynie,
która jest pół sierotą, mieszka tylko z ojcem od którego dostaje
tajemniczy medalion o nie zwykłej mocy.
Kiedy amulet zostaje jej odebrany ona,
aby go odzyskać musi pomóc zagubionej duszy, która błąka się po cmentarzu.
Anny musi uważać, bo ci, których dotychczas uważała za bliskich
okazują się jej naturalnymi wrogami. Proszę, a tutaj fragment:
Rozdział 1
Dlaczego te wszystkie przystanki są takie obskurne, zastanawiałam się, czekając na MPK, którym zamierzałam wrócić do domu.
- E panienko, czy to nie aby twój autobus? - usłyszałam, kierujące się w moją stronę pytanie starszej pani. Prędko odwróciłam głowę w tamtym kierunku i zobaczyłam swoją sąsiadkę. Popatrzyłam na ulicę - rzeczywiście, to mój autobus.
- Oh tak, troszkę się zamyśliłam - wytłumaczyłam staruszce i szybko wsiadłam do PKS-u. Usiadłam zaraz za kierowcą, pierwsze siedzenie z lewej strony. Nie zastanawiając się dłużej, wyjęłam moją ulubioną książkę, by zacząć ją czytać ponownie. Po pół godzinie męczarni oraz setki razy odszukiwaniu, gdzie to ja jestem, postanowiłam schować książkę do plecaka, który stał na podłodze. Schyliłam się, tak żeby do niego dosięgnąć i odpięłam małą kieszonkę. Już miałam chować opowieść, gdy moim oczom ukazał się przerażający obraz. Pod siedzeniem kierowcy leżała ludzka ręka, była do połowy obcięta. Cała zakrwawiona, jakby ktoś przerżnął ją piła mechaniczną. Pędem rzuciłam się do drzwi autobusowych i wcisnęłam przycisk otwierania drzwi - o nie drzwi są zamknięte. Spanikowana nadal za nią ciągnęłam, choć wiedziałam, że to nic nie da. Spojrzałam na kierowcę, miał bardzo dziwną twarz, jakby jakiegoś mutanta. Zdawała się w połowie wykrzywiona, jego rysy twarzy nie były już ludzkie, nagle oczy mężczyzny zrobiły się czerwone. Odwróciłam głowę w stronę innych pasażerów - to samo, ich gałki też stały się bordowe. Nagle w kąciku okna dostrzegłam młotek z napisem - wyjście awaryjne. Podbiegłam w tamtą stronę i kiedy moje palce prawie stykały się z wybawieniem, to znienacka nawiedzony kierowca pociągnął mnie za nogi, co spowodowało, że cel który sobie postawiłam znacznie się oddalił. Nie myśląc już o niczym, kopnęłam napastnika w jego najczulszą część ciała i chwyciłam młotek. Rozbiłam nim okno i zaczęłam uciekać. Gdy odwróciłam się za siebie, ujrzałam kierowcę biegnącego za mną. Zdesperowana nie patrzyłam już na drogę, cały mój wzrok skierowałam na niego, spoglądając czy aby nie jest dość blisko, ażeby znów mnie złapać, co skutkowało tym, że nie widząc ulicy przed sobą, potknęłam się o kamień i uderzyłam głową o asfalt. Obudziłam się w pokoju głośno dysząc. Rozejrzałam się dookoła, nie było żadnych oznak, iż zaraz coś miało się stać. To tylko zły sen. Wstałam z łóżka i popatrzyłam na budzik stojący na garderobie, który wskazywał godzinę piątą i tak zaraz miałam wstawać, więc wyjęłam z garderoby ubrania robocze i włożyłam je na siebie. Następnie truchtem poszłam do kuchni, by wziąć z szafki czerstwy chleb. Nie był jeszcze spleśniały, dlatego postanowiłam zrobić z niego kanapki.
- Hej córciu, już wstałaś? - Do kuchni wszedł mój tato - Ralf.
- Tak, nie mogłam spać. Miałam jakiś dziwny sen. Zrobiłam śniadanie, proszę. - powiedziałam i wręczyłam tacie talerz z kanapkami.
Mam na imię Anny Steil, jestem uczennicą pierwszej klasy liceum. Mój ojciec jest grabarzem, ale częściej sprząta groby niż kogoś chowa. Moja mama umarła, kiedy miałam dziesięć lat, nie wiadomo w jaki sposób. Znaleziono tylko jej serce, od tamtej pory liczy się dla nas każdy grosz, ponieważ to właśnie moja rodzicielka w większości na nas zarabiała. Ojciec nie przynosi do domu tyle pieniędzy, co wtedy ona, ale jakoś dajemy sobie radę. Mam teraz wakacje, więc pomagam tacie na cmentarzu. Wtedy więcej udaje mu się zrobić i dostajemy dodatkowe pieniądze.
- Anny ? - usłyszałam wołanie ojca z salonu.
- Słucham…
- Mogłabyś przyjść tu na chwilę? - zapytał.
- Oczywiście, już idę. - zostawiłam to, co dotychczas robiłam i poszłam do ojca.
- Córeczko, wiem, że tęsknisz za mamą, dlatego więc uznałem, iż dzisiaj mogę ci to wręczyć. - oznajmił i pokazał amulet, przedstawiający horoskopowy znak byka, symbolizującego żywioł ziemi.
-Jej tato, jesteś cudowny, ale skąd go masz? Przecież mama się z nim nie rozstawała? - spytałam za zdziwieniem.
- Został znaleziony przez policjantów w lesie koło naszego domku. – wykręcał się. Nie zważając na jego kłamstwo zapytałam:
- To co, idziemy na cmentarz?
- Jasne, tak jak zawsze. Ty zajmiesz się południową częścią, a ja północną. Okay?
- Oczywiście, szefie. - zażartowałam i uśmiechnęłam się szeroko.
- Anny, a może byś coś zjadła?
- Nie dziękuję, nie jestem głodna. Wezmę kanapki ze sobą. - odpowiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Chodź tato! - krzyknęłam, kiedy byłam już na podwórku.
Cmentarz jest niedaleko naszego mieszkania, więc zawsze chodzimy tam na piechotę. Wbrew pozorom lubię to miejsce, czuję się wtedy swobodnie. Jest on dość duży i przeważnie w tym miejscu, w którym porządkuje groby, jestem sama.
- Anny, ja pójdę teraz do kierownika i się zamelduje, a ty możesz już zacząć. - powiedział tato, kiedy byliśmy na miejscu. Popatrzył jeszcze przez chwilęna mnie i dodał:
- Nawet nie wiesz córciu, jak wiele dla mnie znaczy twoja pomoc. – Po wypowiedzeniu słów odwrócił się i ruszył na przód, nie dając mi nawet szansy na odpowiedzenie.
Popędziłam więc na swoją stronę cmentarza. Wzięłam do ręki grabki, które na pewno przydadzą się do powyrywania chwastów z mogił bez nagrobka i zaczęłam od początku. Jak zwykle pierwszy grób - Codi Maley. Kurcze, ja chyba te nazwiska znam już na pamięć. Następny grób jaki polerowałam, był mojej kochanej mamusi. Zawsze przy nim przystaję i się modlę za jej duszę.
Kiedy około godziny dwunastej byłam przy ostatnim rządku, podszedł do mnie Ralf.
- Ja już skończyłem, pomóc ci?- zapytał.
- Nie tato, nie trzeba. Możesz już wracać do domu, jak ja skończę to też przyjdę. – odpowiedziałam, nie chciałam, aby się przesilał, jak wszystkim wiadomo, nie jest już zbyt młody, a i zdrowie też już nie te.
Kiedy nie mam wakacji, on uporządkowuje cały cmentarz sam, co zajmuje mu dwa razy więcej czasu niż teraz, przeważnie kończy o osiemnastej.
- Wiesz co tato, jak dokończę te groby - pokazałam ręką na pozostałą część - to jeszcze pozmiatam liście, nie będzie trzeba robić tego jutro.
- Jesteś kochana, wiesz? Dziękuję córcia - powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Nie ma za co. A teraz już idź do domu, odpocznij sobie. - stwierdziłam, później zabrałam się ponownie do pracy.
Niespodziewanie z kieszeni wypadł mi wisiorek mamy. Wzięłam go do ręki i bardziej mu się przyjrzałam. Krył on w sobie jakąś tajemnice. Jaką, jeszcze nie wiem, ale dowiodę prawdy o śmierci mojej mamy. Zastanawia mnie tylko to, skąd tato go wziął. Gdyby to policja go znalazła, nie oddała by mu go, bo to jak oni twierdzą - dowód rzeczowy. Odłożyłam wisiorek na ławkę obok grobu i już kończyłam go pielić, gdy nagle usłyszałam wołanie:
- Anny, Anny.
Rozejrzałam się dookoła, nikogo nie zauważyłam, może mi się tylko zdawało.
- Anny, popatrz tu. - odezwał się ten sam głos. Jakby dochodzący zza starego murku oddzielający cmentarz katolicki od prawosławnego. Spojrzałam w tamtą stronę. Ja chyba wariuje, z mgły wyłoniła się postać. To chłopak z grobu, który właśnie kończę sprzątać. Wygląda dosłownie jak na zdjęciu. Nie, to przecież niemożliwe, może to jakaś jego rodzina, to nie może być on. Duchy nie istnieją!
- Kim dddo cholery jessteś? – wydusiłam, targana uczuciami, głos mi drżał, a ręce i nogi stały się ociężałe. Nie mogę ruszyć się z miejsca! Jakbym przyrosła do ziemi. Stałam i kiwałam się na boki, starałam się ruszyć, lecz na nic, strach zrobił swoje.
- Nazywam się Faron, musisz mi pomóc. - odpowiedział blondyn o ciemnej karnacji i zielonych jak trawa oczach. Gdy się znów odezwał krew zmroziła mi się w żyłach, a mózg wariował. Imię zgadzało się z tym, które widniało na nagrobku! To czyste szaleństwo, zjawiska, takie jak te, nie dzieją się w rzeczywistości, przecież to tylko książkowe bajeczki, tak zawsze wmawiał mi tato. Matko, jednak wszystko wskazuje na to, że to duch, to nie może być prawda, może to mi się tylko śni. Przetarłam oczy. Nie, on nadal stał naprzeciwko, mój cały organizm krzyczał od wewnątrz! Zdezorientowana, odwróciłam się, w końcu udało mi się ruszyć, już chciałam rzucić się pędem do domu, gdy nagle poczułam czyjś dotyk na ramieniu.
-Aaa, Zostaw mnie. - krzyknęłam zrozpaczona i zaczęłam wierzgać rękoma, chciałam uderzyć Farona, lecz w momencie, gdy moja ręka miała zderzyć się z ciałem chłopaka, ona po prostu przez niego przeszła. Zaczęłam krzyczeć jeszcze głośniej, tak głośno, jakby ten krzyk miał skrzywdzić zjawę.
- Nie bój się. - powiedziała postać, stanowczo, ale zarazem delikatnie, jakby naprawdę, nie miała na celu mnie skrzywdzić.
- Odczep się! – wrzasnęłam, tym razem trochę ciszej, czułam jak opadam z sił. Słone krople spływały mi z oczu, prześcigając jedna, drugą, moczyły mi policzki, następnie spływając do ust, czułam ich smak. Nie zważając na to jak wyglądam popędziłam prędko w kierunku budki kierownika. Biegłam ile sił w nogach, potykając się coraz to o wystające z gleby korzenie drzew. Przykucnęłam pod najbliższym dębem, miał on wnękę w pniu, więc prędko przedostałam się do środka, tak, aby nie zastać zauważoną przez pracodawcę taty, ani przez dziwnego nieznajomego. Sukces, ani jeden, ani drugi nieznajomy nie dostrzegł mnie tutaj. Chociaż jeśli chłopak, z którym przed chwilą zamieniłam kilka słów, naprawdę jest duchem, mógłby mnie tu znaleźć w mgnieniu oka, ta myśl nie dawała mi spokoju. A może to tylko wybryk mojej wyobraźni. Może tak naprawdę to co zobaczyłam było tylko i wyłącznie w mojej głowie. Nie wiem, już nic naprawdę nie wiem, muszę się uspokoić i trochę ogarnąć, zaraz trzeba wracać do domu. Otarłam ręką twarz, wycierając tym samym, mokre pozostałości po łzach i rozmazaną kredkę do oczu, przeczesałam trzęsącą się dłonią, moje długie ciemne włosy i wyszłam z wnętrza drzewa. Rozejrzałam się dookoła siebie, ale nie ujrzałam nic podejrzanego. Chwiejnym krokiem ruszyłam w kierunku domu.
- Hej tato - powiedziałam, będąc już w salonie. Próbowałam się uśmiechnąć, lecz zamiast tego, wyszedł lekki grymas.
- Cześć Anny, jak tam pozamiatałaś już liście? - spytał ojciec, tym samym przypominając mi, że zapomniałam zabrać z ławki amulet mamy. Nie no, nie dość, że szwankuje mi mózg, to na dodatek z moją pamięcią też coś się dzieje.
-Yyy… wiesz co, wezmę coś do jedzenia i zaraz pójdę. – wyjąkałam i ruszyłam w stronę kuchni, by wziąć rogalika. Wybiegłam jak najprędzej z domu, kurczę, przecież ten medalion, to jedyna pamiątka po mamie. A jeśli ktoś go zabrał? Nie, to nie możliwe, co za pech! Biegłam najszybciej jak potrafiłam. Kiedy byłam już na miejscu, podeszłam do ławki, moje wszelkie obawy się sprawdziły, nie było na niej amuletu. Zrezygnowana opadłam na ziemię, co za dzień! Po raz kolejny buchnęłam płaczem.
- Czy tego szukasz? – usłyszałam głos, i aż podskoczyłam. Nie, tylko nie to, to głos tej zjawy, którą dzisiaj widziałam, przestraszona, postanowiłam nie podnosić głowy. Skuliłam się w kłębek i próbowałam zdusić w sobie myśl, że to naprawdę może być duch. Ale niby dlaczego ja, dlaczego to do mnie przychodził i czego chciał?
- Nawet nie spojrzysz? Rozumiem, że nie co dzień spotyka się ducha, ale na tym chyba baaardzo ci zależy. – Mówił wolno i można było usłyszeć w jego słowach odrobinę kpiny. Czy on właśnie powiedział, że jest DUCHEM? Ścisnęłam mocniej powieki. Nie, to się nie dzieje naprawdę. Nadal siedziałam mocno skulona, zaczęłam się nerwowo bujać. Chyba to zobaczył, gdyż poczułam, jego bliskość, schylił się nade mną i mówił dalej:
- Nic ci nie zrobię – Wydobył z siebie słowa, z nutką ironii. – Chcę ci tylko oddać amulet. Pomóc Ci. Nic więcej. No może liczę na drobną przysługę. – Mówił spokojnie, zupełnie jakby nie zauważał, jak bardzo się boje, powoli uniosłam głowę, słońce poraziło mnie jasnością, więc zmrużyłam oczy. Łzy powoli zasychały mi na policzkach, a ręce przestały się trząść. Kiedy już moje oczy przyzwyczaiły się do słońca, ujrzałam twarz Farona. Nie była ona emanująca gniewem, jak przepuszczałam, była ona wręcz… przyjazna? Nie wiem, jak to możliwe, lecz wzbudził on we mnie zaufanie. Wzięłam głęboki wdech i próbowałam sobie to jakoś racjonalnie przemyśleć.
- A więc, jednak zdecydowałaś się w końcu spojrzeć na mnie. – odezwał się w końcu i lekko uśmiechnął, odsłaniając białe zęby. Nie przepuszczałam , iż jest tak przystojny, z daleka nie było tego widać, a kiedy się uśmiecha, nawet w jego oczach to widać. Nagle moja zasłona dymna runęła. Wszystko, w co wierzyłam przez całe moje dotychczasowe życie, że zjawiska paranormalne nie istnieją, wzięło licho. Od razu zaufałam chłopakowi, stojącemu przede mną, co więcej, zapragnęłam go bliżej poznać.
- Co chcesz w zamian za mój amulet? – Zdołałam w końcu wydusić. Zrobiłabym wszystko, aby go odzyskać.
- Potrzebuje pomocy, może myślisz, że duchy jej nie potrzebują, ale to naprawdę bardzo ważne. Proszę cię tylko, abyś wysłuchała mnie do końca, a dopiero potem wyciągnęła wnioski, dobrze? – Starał się mówić powoli i widać było, że naprawdę zależało mu na czymś, o co zaraz mnie poprosi, więc tylko przytaknęłam.
- Posłuchaj, mnie. Na pewno wiesz, że w naszym państwie, jeśli popełni się przestępstwo, idzie się na krzesło elektryczne, prawda?- spytał Faron. Trochę mnie to zaniepokoiło, czyżby on był jakimś przestępcą? Może właśnie w taki sposób zginą… Jej w co ja się wplątałam. Spanikowana rzuciłam tylko krótko:
- Tak wiem. – Nastała głucha cisza, zanim chłopak zebrał się, aby dokończyć zdanie minęło kilka minut.
- Pięć lat temu zostałem zabity w taki sposób. – No nie, wszystkie moje obawy właśnie się sprawdziły, to jakiś kryminalista! Muszę stąd prędko uciekać. Spanikowana rzuciłam się do ucieczki, lecz na nic. Faron złapał mnie za rękę i przycisną do siebie.
- Puść, proszę. Błagam, nie rób mi krzywdy! – wykrzyknęłam.
- Nie bój się mnie, nic nikomu nie zrobiłem. Nawet nigdy nie miałem konfliktu z prawem, byłem wrobiony. Pomyśl po co mówiłbym ci to wszystko, gdybym to był ja. Przecież wiedziałbym, że się wystraszysz. Proszę cię o pomoc, gdyż chciałbym się zemścić na tym, kto mnie zdradził, do tego mi jesteś potrzebna. – Mówił szczerze i nie wiedzieć dlaczego, uwierzyłam w każde jego słowo, gdyby był sprzedawcą, kupiłabym od niego wszystko, nawet najbardziej niepotrzebną rzecz.
- Okay, kontynuuj. Jeszcze nie usłyszałam, czego dokładnie ode mnie oczekujesz. – powiedziałam, tym razem tonem najbardziej spokojnym, na jaki było mnie w tej chwili stać.
- Powiem to wprost, chciałbym, abyś mnie ożywiła. – Nie no, to już staje się śmieszne. Mało co, a zaraz wybuchła bym śmiechem, o czym on do mnie mówi? Stałam i gapiłam się na niego, za kogo on mnie uważa? Chyba zauważył mój ironiczny uśmiech, gdyż znów się odezwał:
- Ty chyba nic nie wiesz. – stwierdził już bardziej poważnym tonem – Amulet, który zostawiłaś na ławce… on posiada niezwykłą moc. Właściwie to nie on, a osoba, która go posiada. Być może do tej pory nie wierzyłaś w magię, lub inne takie rzeczy, lecz posiadając taką rzecz, chyba będziesz musiała. – Co on chce mi wmówić? Że niby magia naprawdę istnieje, przecież to jest niedorzeczne! A poza tym nawet gdyby, dlaczego sam nie może się ożywić, przecież ma w tej chwili mój amulet.
- Przepuśćmy, że wierzę w to wszystko. Po w ogóle MNIE prosisz o pomoc, jesteś duchem, masz wszystko co potrzebne do przemiany, dlaczego sam tego nie zrobisz? – spytałam, zaintrygowana tym, co chłopak wypowiedział wcześniej.
- Właśnie. Chodzi o to, że nie mam jeszcze wszystkiego. Potrzebne mi kilka ziół… no i najważniejsze jest to, żeby zaklęcie, wypowiadał człowiek, nie duch. – Zrezygnowany popatrzył na mnie - O to właśnie chciałem cię prosić. – Jeśli to miało być wszystko, jeśli chciał, abym wypowiedziała jakieś głupie zaklęcie… to w sumie czemu nie, ja pomogę jemu, a on odda mi mój amulet.
- Czyli chodzi ci tylko o wykonanie obrzędu, zgadza się?
- No tak… tyle, że musisz też zdobyć te zioła na napar. – Czy on się właśnie mną wyręcza?
- A ty sam nie możesz ? – spytałam nieco zbulwersowana.
- Nie prosił bym cię o to, gdybym mógł. Jednym z najważniejszych składników jest Trupi korzeń, a po niego niestety trzeba iść do Tower Ground, ja nie mam tam wstępu. – Nic nie rozumiem!
- Przepraszam, że gdzie? – spytałam głupio.
- Do podziemia, tak nazywa się to miasto. Chyba to przeoczyłem, za pomocą tego – uniósł w górę amulet – możesz się tam przedostać. Jest to pod cmentarzem, wejście znajduje się w sarkofagu. Trzeba tylko przyłożyć wisior do grobowca, a wtedy pokrywa się odsunie i pojawią się schody. – Kręciło mi się w głowie, to wszystko mnie zaczynało przerastać. Jakim cudem? Jak to możliwe. Stoję tu, rozmawiam z duchem, w dodatku w najbliższym czasie muszę się wybrać do jakiegoś głupiego miasta. I to pod cmentarzem, nie wygląda to za ciekawie. Pięknie!
- Okay – przyłożyłam ręce do skroni i zaczęłam je masować – kto w ogóle mieszka w tym.. mieście? – jak to można było nazywać miastem? Przecież nad głowami mieszkańców spoczywały trupy! Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym, że będę musiała tam zawitać.
- A więc, jak wskazuje sama nazwa, nie mieszkają tam zwykli ludzie, tylko Taurony. No wiesz, w połowie byki, w połowie ludzie. – Ściągnęłam brwi, serce zabiło mi mocniej. Mam już dość tego, lepiej mi się żyło bez wiedzy o tym wszystkim.
- Zakładam po samej nazwie, tego czegoś, że nie jest to zbyt przyjazne?
- Raczej będziesz musiała na nich uważać. Większą część tych stworzeń zajmuje zwierzę, więc jakbyś kogoś takiego spotkała, tam na dole, stań nieruchomo, nie mają tak bardzo wyostrzonego wzroku, a tam jest ciemno, więc jest szansa że cię nie zobaczą. – Mówił to tak spokojnie, jakby dla niego to była codzienność.. Zaraz, zaraz, on jest duchem, dla niego to jest codzienność.
- A gdyby jednak, taki Tauron mnie zauważył, co by się stało, co by mi groziło? – spytałam, to nie wiarygodne, jeszcze wczoraj wiodłam normalne, monotonne życie, a teraz..? Czuje, że niedługo przerodzi się w jakiś cholerny koszmar.
- Gdybyś go zdenerwowała, byłoby niedobrze, mógłby zranić cię swoim rogiem, naprawdę nie życzył bym ci tego, zmieniłabyś się wtedy w Taura.. – Znakomicie!
- Co masz na myśli, kim jest ten Taur? – To czyste szaleństwo, tyle informacji na jednego dla, to chyba jednak dla mnie zbyt wiele.
- Stałabyś się po prostu poddanym Taurona, byłabyś pod jego władzą, to wszystko.
- To wszystko? Czy ty się słyszysz, mówisz jakby to było nic takiego, ja mogę stracić swoje życie! – Wybuchłam krzykiem, teraz to już przesadził.
- Spokojnie, uspokój się, takiego Taura można z powrotem odmienić, trzeba tylko zabić jego stwórcę, co prawda nożem zanurzonym w bylicy, no i ostrzem wbijać trzy razy, w ręce trzymając serce ofiary, ale to możliwe. – Ja chyba zaraz zeświruję, jeszcze trochę tych wiadomości od niego i po prostu odlecę.
- Wiesz co, nic z tego nie rozumiem, to jest popieprzone! – Rzadko zdarza mi się rugać, ale to, to już mnie przerosło!
- Dobra, dobra, już przestaję, na razie zajmij się znajdowaniem tych ziół, które można zdobyć tutaj. – zdziwiło mnie to, że jest tak opanowany w każdej sytuacji.
- Co to za zioła? – spytałam, moja babcia zajmuje się takimi rzeczami, więc i ja jestem całkiem niezła w rozróżnianiu różnych gatunków ziół.
- Tak więc, to będzie Hertherk i Mandragora. – Z tego co mi się wydaję, to będzie jakaś zabójcza mieszanka. Żeby łączyć te wszystkie składniki razem, trzeba być naprawdę nieźle walniętym. Hertherk - przyspiesza akcje serca i powoduje omamy, Mandragora - wzmacnia procesy i funkcje życiowe, Trupi korzeń - powoduje osłabienie i paraliż.
- Ty w ogóle wiesz, co chcesz z sobą połączyć? – palnęłam bez namysłu.
- Nie przejmuj się tym, wszystko mam pod kontrolą, ja nie jestem człowiekiem, u mnie te zioła wywołają zupełnie odwrotne efekty. – W sumie tam, to mi wszystko jedno, co się z nim stanie, ja chcę tylko odzyskać swój wisior. To wszystko.
- Okay, Ja przyniosę ci napar, a ty mi oddasz amulet. Umowa stoi? – spytałam
- Jasne, stoi. Tylko postaraj się załatwić to szybko, zależy mi na czasie. – Za kogo on się ma, jeszcze mnie będzie pośpieszał? Gdyby nie był we władaniu, tak wartościowego przedmiotu dla mnie… już dawno by mnie tu nie było.
- Załatwię to najszybciej jak się da, nie chcę tego ciągnąć, chcę w końcu mieć mój wisior przy sobie. A teraz, musze już iść, obowiązki wzywają. Mam pozamiatać resztki roślin.- palnęłam, nie miałam już najmniejszej ochoty na towarzystwo Farona.
- Może ci pomóc? - spytał chłopak i lekkim ruchem dłoni zagarnął liście na jedną kupkę. Typowy facet! Jeśli chciał zrobić na mnie wrażenie, to niestety, ale mu się nie udało. Chyba zobaczył moją minę, gdyż się odezwał.
- Niektóre duchy mają takie zdolności. - powiedział nonszalancko. Chyba nie udało mu się odczytać moich emocji z twarzy.
- Jeśli chciałeś tym zaszpanować, to przykro mi, jakoś to na mnie nie działa. – odezwałam się.
- Chciałem ci tylko pomóc. – odezwał się urażony – Jeśli chcesz mogę cię też tak nauczyć, masz amulet, więc nie musisz być duchem, żeby tak umieć. – zaproponował. Jestem zbyt zmęczona, żeby teraz o tym myśleć.
- Wiesz co, nie jestem pewna czy chcę się w to wszystko wplątać. Przepraszam, ale muszę już naprawdę iść, jestem tu codziennie, więc jak coś będziesz chciał to się odezwij. – powiedziałam.
- No ok, ale jakby nie patrzeć, to ty już się w to wplątałaś, więc takie ćwiczenia zaklęć, byłyby dla ciebie dobre, pamiętaj, że niedługo będziesz musiała zejść do podziemi. – odrzekł. Z jednej strony miał racje, to by mi się przydało…
- Dobra, pomyślę o tym. – powiedziałam i ruszyłam w stronę domu.
- Do zobaczenia - odpowiedział nieznajomy za moimi plecami, odwróciłam głowę w jego kierunku, a ten rozmył się w powietrzu. Jeszcze przez chwile stałam tam, przemyślając wszystko, co dziś usłyszałam, a następnie kontynuowałam drogę do domu . Gdy tam doszłam było około godziny piętnastej, więc zabrałam się za robienie obiadu. Kiedy zjedliśmy posiłek, oznajmiłam tacie, że wybieram się do babci. Wzięłam plecak i wyszłam z domu.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin