Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Alojzy.G.Cłopenowski
Wysłany: Pią 18:35, 19 Paź 2018
Temat postu:
Z jaką Ty gracją wiążesz te słowa to głowa boli. Na jednym wdechu. Przyjemnie i płynnie wchłonięte niczym zielony odkurzacz. Znaczy przez zielony odkurzacz, w sensie, że tekst wchłonąłem jak odkurzacz. Pewnie się mocno nie pomylę jak to życie napisało taki scenariusz. Zwłaszcza po sylwestrze. Wszystko jest wtedy możliwe. Jak mi brakowało Twojego pisania. Głupcem byłem. Miałem na kompie Twoje prace skopiowane, coby pomogły przetrwać. Spłonął komp w zeszłym roku i musiałem wrócić znów poczytać Twoje dzieła.
niespokojna
Wysłany: Śro 0:43, 08 Sty 2014
Temat postu: Lucek, Lusia i odkurzacz
Natchnęła mnie ciotka, tak miało chyba być.
***
Lucek, Lusia i odkurzacz
Park, moje miasto. Pierwszy dzień stycznia, łeb mnie trochę boli, ale śnieg dalej nie spadł co jest pewnym źródłem mego optymizmu i wątłego uśmiechu na twarzy.
Włosy mam świeżo umyte, a to, że jestem odrobinkę wczorajsza.. to wszystko wina wermuta. Siedzę na urobionej przez gołębie ławce, rozmyślam, rozglądam się po tych wszystkich innych ławkach. Pustych.
Wiatr wieje, słońce świeci, kwiatki nie pachną, ale na pewno by to robiły gdyby to tylko była ich pora na pachnienie. Czekam na Kacpra, poczekam sobie. Jestem zupełnie pewna, że można mnie nazwać niepunktualną osobą, ale jestem kobietą- to mi się wybacza, a z Kacprem to zupełnie inna historia. Przychodzi człowiek w umówione z nim miejsce i pozostaje nadzieja, że chociaż dzień spotkania zapamiętał poprawnie.
Wyciągam szminkę, maluję szybko usta, zerkam na nią i trach! Znowu, znowu to samo! Jakbym tej szminki nie używała, czy prosto, czy z boku czy na ukos zawsze nabiera tego idealnie penisoidalnego kształtu. Święty fallusie, czy to kosmos do mnie przemawia?
Mija kolejne pięć minut, nie dzieje się nic ciekawego, w momencie w, którym zaczęłam programować się na około dwudziestominutowe oczekiwanie na coraz chłodniejszej ławce ujrzałam coś co w najwyższym stopniu przykuło moją uwagę.
I wyglądało to tak: ja, park, ławki urobione przez gołębie, pierwszy dzień stycznia, śniegu nie widać i ten koleś. Facet jak facet, na pewno starszy ode mnie. Szedł raźno główną ścieżką parku, a za nim na leniwym sznurku podążał odkurzacz.
Stary, opływowy niczym rakieta model. Ostatni raz popularny w czasach gdy posiadanie pralki HANI było prestiżem i ogólnie podnosiło poziom popularności wśród sąsiadek. Kolor nawet niebrzydki bo zielony, znaków szczególnych brak.
Jasne, wszystko w jak najlepszym porządku. Siedzę i wybałuszam te moje ogromne oczy, na tego Pana z zieloną rakietą. On idzie, ja siedzę, on się uśmiecha, ja za minutę szczękę będę zbierała z chodnika, on patrzy na mnie i obiera mój kierunek, ja krztuszę się własną śliną.
„To przez te wszystkie szminki, już będę grzeczna litości” zdążyłam pomyśleć zanim podszedł i zaczął, jak się tego obawiałam, mówić.
Że on jest Lucek, a jego żonka to Lusia, że mieszkają sobie szczęśliwie razem i, ż piękna dziś jest pogoda. A ja siedzę jak ta ostatnia.. i bezczelnie wpatruję się w ten odkurzacz. Z bliska wiele stracił uroku, no ale swoje lata miał co się dziwić.
- Pani Aniu czy ja mogę być Pani kolegą?- zapytał Lucek, przerywając mój niezbyt składny tok myśli.
- Nie wiem czy Pan może. A ten odkurzacz to..?
- Ah no tak, ja do domu wracam z sylwestra, Pani rozumie, posprzątać po imprezie.
- Tak z odkurzaczem, przez park?
- No tak, bo my tam z Lusią mieszkamy i z naszym odkurzaczem, ładny taki zielony jest czy nie?
- Oczywiście, z bliska zyskuje wiele uroku, który w oczy nie rzuca się z daleka- skłamałam, oczywiście gładko.
I tak sobie siedzimy na tej ławce. Pierwszy stycznia, słoneczny park, kwiatki, które powinny pachnieć, ale ich nie ma. Ja, Lucek, opowieść o jego Lusi i ich kochany odkurzacz.
Przybiega Kacper, zdyszany, ale zadowolony z siebie woła:
- Widzisz Anka, tylko gdzieś Cię samą zostawić na pięć minut już Cię ktoś wyrywa!
- Prawidłowo niech wyrywa!- odkrzykuję, no przybyła odsiecz.
Powoli podnoszę się z ławki, rzucam przelotne spojrzenie Luckowi, poprawiam płaszczyk i słyszę:
- Pani Aniu z Pani to równa babka jest- po słowach nastąpił pożegnalny ukłon po czym Lucek zaczął się oddalać.
Przywitałam się z Kacprem, ubrudziłam mu policzek szminką co przez chwilę znów kazało pomyśleć mi o kształcie każdej mojej szminki, po czym rzuciłam ostatnie tęskne spojrzenie za tą cudowną zieloną rakietą, prowadzoną przez Lucka na sznurku i oddaliłam się w miasto wraz ze spóźnialskim Kacprem.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin