Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Książki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
timberwolves
Wysłany: Nie 23:05, 09 Mar 2014
Temat postu: Tatuażysta
Witam
Publikuję tu coś co mam nadzieję kiedyś złoży się na powieść, którą napiszę i wydam. Jest to krótki i luźny fragment, na tym etapie nie potrafię ocenić dokładnie z którego momentu opowieści, ale raczej bliżej z początku niż końca.Bardzo proszę o komenty i szczere opinię oraz ewentualne poprawki.
Miłej lektury
Kuba wiedział, że skręcenie w uliczkę było błędem ale na odwrót było już za późno. Kiedy wielka murowana ściana wyrosła mu na jedynej drodze ucieczki stanął jak wryty obserwując jak wielkie, opancerzone wilkołaki z nieopisaną radością na pyskach otaczają go ze wszystkich stron. Wiedział, że nie ma z nimi szans, pozostało mu tylko stać I czekać, być może na śmierć. Ta myśl przeraziła go I jednocześnie rozbawiła bo czego jak czego ale nigdy nie spodziewał się, że zginie rozszarpany przez wilkołaki opancerzone w tytanowe kamizelki I uzbrojone w karabiny rodem ze Star Treka. Wilkołaki utworzyły wokół niego krąg I podchodząc powoli stopniowo go zacieśniały. Na ich pyskach wciąż widniały okropne uśmiechy. Kiedy krąg zmniejszył się do tego stopnia, że Kuba mógł zrobić w nim co najwyżej kilka kroków w każdą stronę bestie stanęły. Nagle kompletnie z nikąd do kręgu z dzikim rykiem wpadł ich przywódca. Sapał opentańczo I patrzył Kubie prosto w oczy. Był on istnym olbrzymem przewyższającym go niemal dwukrotnie. W przeciwieństwie do reszty watahy jego sierść była koloru ciemno brązowego, nie czarnego. Stali tak blisko siebie, że ogromny pysk pochylonej bestii prawie dotykał jego głowy. Kuba czuł jego oddech, który ku jego zdumieniu wcale nie śmierdział, wręcz przeciwnie, z jego pyska uchodził bardzo przyjemny zapach. Kilka miesięcy później, kiedy Kuba opowiadał o tym wydarzeniu znajomym opisywał go jako coś pomiędzy miętą a lawendą. Po chwili, która wydawała się Kubie wiecznością szef watahy wyprostował się I przestał wiercić go wzrokiem, postąpił nawet kilka małych kroczków do tyłu co nie zrobiło dla Kuby zbyt wielkiej różnicy. Olbrzym uśmiechnął się paskudnie.
- I co teraz zrobisz, tatuażysto ? - w jego głębokim, basowym głosie słychać było rozbawienie I triumf.
Kuba był w szoku, nawet gdyby chciał coś powiedzieć ,będąc w tak głębokim zdumieniu po prostu nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Wiedział, że uciekał przed wilkołakami co już samo w sobie w tym momencie wydało mu się wręcz niedorzeczne. W całym tym szaleństwie nie przyszło mu nawet do głowy, że te bestie potrafią mówić. W jednej chwili adrenalina przestała działać I Kuba zdał sobie nagle sprawę co się dzieje I w jakiej jest sytuacji. Choć uchodził za twardego człowieka to całe to zamieszanie go przerosło, kolana zaczeły odmawiać mu posłuszeństwa a w oczach zapanowały ciemności, zemdlał padając plecami na ziemię. Członkowie watahy przestali się uśmiechać, teraz patrzyli jeden na drugiego ze zdziwieniem, w końcu wszyscy zwrócili zdumione spojrzenia na swojego przywódcę. Olbrzym sapnął z rezygnacją.
Kubę obudziło wycie. Leżał na cienkim kocu ułożonym na podłodze. Podniósł głowę I prawie natychmiast tego pożałował, gdyż przed sobą ujrzał znajomą watahę wilkołaków, co ciekawe siedzieli oni jak ludzie przy okrągłym stole I grali w karty. Wydawali przy tym dzikie odgłosy. Zaraz po przebudzeniu Kuba przypomniał sobie całą sytuację I mimo, że nie wiedział gdzie jest, wciąż miał nadzieję, że nigdy nie spotkał tych bestii a to wszystko było na przykład odjazdem po jakichś ciężkich narkotykach, chociaż w gruncie rzeczy nie był pewny czy było by to takie lepsze rozwiązanie. Nie miało to już jednak znaczenia, owłosieni pasjonaci gier karcianych istnieli I przetrzymywali go w znów o dziwo czystym, zadbanym, jasnym I ogólnie ładnym pokoju. Gdyby nie to, że ów okrągły stół I krzesła były jedynymi meblami, Kuba byłby skłonny pomyśleć, że jest przetrzymywany w ekskluzywnym hotelu. Tatuażysta zdziwił się po raz kolejny kiedy zauważył, że nie jest niczym skrępowany a obok koca leżał w nienaruszonym stanie jego plecak. Widział wyżłobienia, jednak nie mógł oprzeć się pokusie by zajrzeć do środka I sprawdzić czy jego wódka jest cała I zdrowa. Najciszej jak mógł sięgnął po plecak, przyciągnął go do siebie I powoli pociągnął za suwak. Cztery butelki wódki wciąż w idealnym stanie stały ułożone w śroku. Kuba odetchnął z ulgą. Przynajmniej jedyny pozytyw tej sytuacji, pomyślał.
- Co takiego cennego trzymasz w środku człowieku ?
Kubę przeszedł dreszcz, rozpoznał głęboki bas przywódcy watahy. Podniósł głowę I ujrzał stojącego nad nim olbrzyma z paskudnym uśmiechem na pysku.Dobra, pomyślał, trzeba w końcu ogarnąć o co w tym wszystkim chodzi, do cholery. Zapiął I odłożył plecak, przełknął ślinę, wziął głęboki wdech I wstał patrząc swojemu oprawcy prosto w oczy.
- Przede wszystkim, dzień dobry - nie wiedział po co to robi ale wyciągnął ku olbrzymowi dłoń, z trudem opanowując drżenie.
- Dzień dobry - prychnął rozbawiony wilkołak wyciągając ku Kubie jeden palec, który był ledwie co mniejszy od całej dłoni tatuażysty. Kuba przywitał się z palcem co wywołało wybuch śmiechu wśród watahy siedzącej przy stole. Przywódca uciszył ich jednym groźnym spojrzeniem. Wilkołaki odwróiły wzrok I wróciły do swojej gry. Było widać, że czuły przed nim respekt co podniosło Kubę na duchu, przynajmniej teraz wiedział, że bez jego rozkazu nie grozi mu z ich strony żadne niebezpieczeństwo. Wciąż się bał ale zauważył, że przywódca jest wobec niego dużo łagodniejszy niż podczas pierwszego spotkania. Pewnie bał się kolejnego omdlenia. Wilkołak usiadł po turecku na ziemii I zaprosił go gestem do tego samego. Kuba usiadł wciąż nieufnie przyglądając się olbrzymowi.
- Jestem Ylvyn De Graay, przywódca watahy do zadań specjalnych Timber V 22 z planety Raay 6. Ty jesteś Kuba Smoliński tak ? - tatuażysta przytaknął skinieniem głowy - Musisz wiedzieć, że jeżeli będziesz współpracował nie grozi ci z naszej strony żadne niebezpieczeństwo - kontynuował wilkołak - My wykonujemy tylko zadanie za które dostaliśmy wynagrodzenie, gdyż jesteśmy wolnął jednostką I wykonujemy zadania za pieniądze. Nie mogę ci zdradzić tożsamości naszego zleceniodawcy. Naszym zadaniem było odnalezienie cię, schwytanie I przetransportowanie w stanie nienaruszonym na planetę Maonit do miasta Love City. Nie pytaj mnie o motywy porwania ani o zamiary naszego zleceniodawcy względem ciebi bo nie są mi znane. Zresztą mało mnie to obchodzi, jak już mówiłem, my tu tylko wykonujemy rozkazy, rozumiesz ?
- Timber co ? Maonit ? Love City ? - zdumiał się Kuba - Przecież my jesteśmy w Love City.
- Zgadza się - westchnął Ylvyn - Ale na planecie Ziemia, oryginalne Love City znajduje się na planecie Maonit I jest największą metropolią w glaktyce, w przeciwieństwie do tej dziury, która moim skromnym zdaniem jest okropna I zacofana, ziemianie dawno już przestali nadążać za innymi, wyższymi istotami.
- W takim razie po co im taki zwykły ziemianin jak ja ? - spytał Kuba.
- Powtórzę jeszczę raz, my tu tylko wykonujemy czarną robotę.
- Wspaniale, nie ma to jak być porwanym przez kosmiczne wilkołaki, które oznajmiają ci, że zabiorą cię na inną planetę w celu niewiadomym, otwarcie mówiąc, że twój los mają głęboko w dupie bo koszą za to kasiorę - oburzył się Kuba wstając I rozglądjąc się do okoła - A tak właściwie to dlaczego od razu mnie tam nie zabraliście ?
Ylvyn odwrócił się I wskazał palcem niebieskie pudełeczko leżące pod stołem.
- Co to za gówno ? - sapnął gniewnie Kuba.
- Generator pola teleportacyjnego - wyjaśnił Ylvyn - ładuje się, za godzinę powinniśmy wyruszyć.
- Świetnie, kurwa, świetnie - Kuba, przez swoją złość kompletnie nie czując już strachu przed monstrami, podszedł do swojego plecaka I rozpiął go wyciągając butelkę wódki - Powiedziałeś, że w jakim stanie mieliście mnie dostarczyć ? Nienaruszonym ? Cóż to się wam do końca nie uda bo w tej chwili będę pił alkohol, mówiąc alkohol mam na myśli w cholerę mocny bimber pędzony własnoręcznie przez mojego kumpla z którym zresztą się przez was nie spotkałem na umówionej wcześniej libacji.
Wyciągnął resztę butelek, postawił je na stole po czym wrócił po chwili z keliszkami w rękach.
- I bynajmniej nie będę tej wódki żłopał sam - spojrzał na zdziwioną watahę - No dalej, jak już jesteście na Ziemii to nie możecie nie spróbować naszego firmowego produktu.
Z niezwykłą wprawą, którą nabył na studiach napełnił wszystkie kieliszki I podał je towarzyszom. Wilkołaki popatrzyły pytająco na szefa.
- Ja spróbuję pierwszy - Ylvyn podzedł do stołu I wziął kieliszek - Ale jak będzie to jakieś odurzające gówno, po którym padnę na ziemię moi kompani mają pozwolenie na rozszarpanie cię.
Kuba przełknął ślinę.
- Spokojnie - oznjmił - Moja wódka zawsze jest bezpieczna, no to na zdrowie.
Przechylił kieliszek a Ylvyn zrobił to samo. Wilkołak zamknął oczy, po chwili otworzył je I się uśmiechnął.
- Nie zmieniam zdania, że ta planeta to dziura, ale muszę przyznać, że trunki to macie dobre - powiedział zadowolony - Nalej mi jeszczę raz, I moim kompanom też.
Wataha zawyła z zachwytu.
Dobrze, pomyślał Kuba, wódka od Raphaela to teraz moja jedyna droga ucieczki, no normalnie nie wieżę. Doszło do niego co chciał zrobić, chciał spić wilkołaki polską wódką. Cóż, albo to albo wycieczka na Maonit. Trzeba spróbować.
- Na zdrowie panowie - krzyknął, przechylając kieliszek.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin