Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Książki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Szaran1994
Wysłany: Pon 10:54, 19 Kwi 2010
Temat postu:
Fajnie się zaczyna - pisz dalej
Pussylover
Wysłany: Pon 22:13, 05 Mar 2007
Temat postu:
wybacz, to byla pomylka ktora zauwazylem na koncu;p mialo byc ich 4 ale wtedy by mi sie nie podobal wyglad ich jadacych konno a tak to jest w sam raz;p a u mnie krasnale sie nie boja koni, i w kilku innych ksiazkach jakie czytalem, tytulow nie przytocze, krasnale nie jezdzily konno bo mialy problemy ze wsiadaniem;p
PheoniX
Wysłany: Pon 21:58, 05 Mar 2007
Temat postu:
zauważyłem już pewną nieścisłość
na początku wspominasz o czwórce bohaterów, a wprowadzasz ich pięcioro
więc coś tu jest nie tak...
...po drugie krasnale nie jeżdżą konno, bo ich (krasnale koni
) się boją
za dużo bohaterów
już nie pamiętam który jest który i jak dla mnie to mają za dużo "zabawek"
mógł byś im utrudnić życie a nie jeszcze magiczne przedmioty dawać
...
...ale czekam na dalszą część
Pussylover
Wysłany: Nie 19:36, 04 Mar 2007
Temat postu: Zabójcy Smoków, rozdział I
Tą książkę mam zamiar doprowadzić przynajmniej do V rozdziału;p W poprzedniej straciłem wątek, wybaczcie;p
Jechali przez las. Ale czy to właściwie był las? No cóż, na potrzeby naszej opowieści kilka drzew rosnących w odległości stu metrów od siebie można nazwać lasem.
Tak więc, jechali przez las. Dudniły końskie kopyta na kamienistej drodze. Nawet nie próbowali owinąć ich żadnymi szmatami, aby stłumić ten nieznośny stukot. Nie mieli zamiaru się ukrywać, jechali jawnie. Było ich pięcioro. Człowiek, Eldoner, przywódca grupy, wielki wojownik. Jego oręż, ogromny miecz półtoraręczny kołysał się przy siodle. Tarczę zarzucił na plecy, nigdy nie wiadomo z której strony może nadejść atak. Eldoner podróżował we wspaniałej kolczudze. Była ona lekka, lecz widać było, że nie jest to zwyczajna kolczuga. Na głowie wojownik miał hełm w kształcie smoczego łba, z dwoma wielkimi rubinami z jaszczurzego skarbca w miejscach oczu. Już sam hełm świadczył o jego zawodzie. Zabójca smoków. Na jego mieczu widniały runy, dające mu siłę do przebicia smoczego pancerza. Tarcza i kolczuga zabezpieczone były przed ogniem bestii. Koń, specjalnie wytresowany, nie obawiał się potyczek z tymi gadami. Eldoner był jednym z "Dzieci Ognia", elitarnej, lecz powoli umierającej grupy, mającej za zadanie zabić wszystkie niebezpieczne smoki świata. Czyli, w uproszczeniu, wybić wszystkie ogniste gady, gdyż smok to najbardziej nieprzewidywalna bestia z żyjących.
Po jego obu stronach jechali dwaj elfowie. Właściwie elf i elfka. Elf, Selotier, był wspaniałym łucznikiem. tak jak Eldoner, należał do "Dzieci Ognia". Miał wspaniałą zbroję ze smoczych łusek, dwa długie sztylety runiczne za pasem oraz wielki łuk na plecach. Łuk ten był jego największym skarbem. Wykonany był ze smoczych żeber, z biegiem lat odpowiednio wyprawianych. Cięciwą tego łuku była smocza żyła. Do napięcia go potrzeba było dużo siły, lecz Selotier nie miał z tym najmniejszych problemów. W każdym z czterech przytroczonych do siodła kołczanów było po pięć dziesiątek strzał. Każda zaczarowana tak, aby przebijała wszystkie rodzaje zbroi. Na dłoniach Selotier miał rękawice. Rękawice ze smoczej skóry, delikatne w dotyku lecz chroniące niczym zbroja.
Elfka, Biacerma, nie miała wspaniałej zbroi. Jej jedyną obroną była piękna, ozdabiana złotem tunika. Mało osób wiedziało jednak, że ta szata została uszyta ze smoczych ścięgien i skropiona smoczą krwią. Resztki tej smoczej krwi Biacerma trzymała w niewielkim, kryształowym flakoniku na szyi. Za pasem znajdował się dziwny sztylet z rękojeścią w kształcie zwiniętego w precel węża, a do siodła przymocowany był długi kostur. Był on chyba najdziwniejszym przedmiotem posiadanym przez Biacermo. Biła od niego niespotykana energia, po części dobra i po części zła. Wyczuwało się od razu, iż jest to narzędzie śmierci, że wiele istot przez ten kostur straciło życie. Na jednym końcu długiego, drewnianego kija zamocowane było krótkie, obustronne ostrze. Na drugiej stronie, w kloszu, zamocowany był jeden z najsilniejszych artefaktów jakie zna ludzkość, Oko Obserwatora. Miało ono hipnotyczną moc, kto raz w nie spojrzał, sam wzroku oderwać nie mógł. W połączeniu z magią doskonale wyszkolonej Biacermo, kostur był śmiertelną bronią. Ona również należała do "Dzieci Ognia".
Po lewej stronie Selotiera i po prawej Biacermy jechało dwóch krasnoludów. Byli to bracia Kelixae i Miattar z Khelid'zaimera, starego, krasnoludzkiego miasta. Obaj byli tego samego wzrostu, jeśli w przypadku krasnoludów można mówić o wzroście. Za ich pasami rytmicznie kołysały się topory, w jukach mieli jeszcze kilka ostrzy do rzucania. Jedynie oni nie byli zawodowymi łowcami smoków w całej grupie. Byli dwoma zwykłymi krasnoludami, rządnymi przygód. Mieli na sobie najzwyklejsze kolczugi a na plecach kusze. Każdy z nich zabrał ze sobą setkę bełtów, tak na wszelki wypadek, gdyby topory zawiodły. Cała piątka jechała dość wolno, lecz co w tym dziwnego, gdy się wraca do miasta z polowania na smoka, a jego truchło, przywiązane linami do koni, wlecze się z tyłu.
-Obawiam się, że nie dojedziemy przed nocą. Słońce już chowa się za horyzont.- rzekł Selotier zmęczonym głosem
-Wypadałoby odpocząć.- dodała Biacerna
-I zakurzyć fajeczkę!- Zakrzyknęli Kelixar i Miattar.
Po chwili zastanowienia, odezwał się Eldoner
-Istnieje możliwość, że nas ktoś napadnie w nocy. Lecz jeśli się nie zatrzymamy, konie padną. Znajdźmy jakąś jamę. tam poczekamy do rana.
Ciąg dalszy nastąpi...
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin