Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Dramat
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
mary
Wysłany: Pią 23:20, 26 Lut 2010
Temat postu:
Znam sztukę na pamięć. Wraz z grupą przyjaciół wystawiamy to i moim zdaniem twoja luźna interpretacja tego tekstu jest odrobinę od kitu. Sory ale oryginał oddaje całość absurdu tych ludzi natomiast twój skrót jest tylko zarysem tamtych sytuacji. Scenariusz ma około 52 strony więc tam o wiele więcej szczegółów można znaleźć, które potrafią rozśmieszyć. Tu ci podwójni martinowie tylko mylą ludzi. To moje zdanie no ale każdy lubi co innego.
Pav-el
Wysłany: Czw 17:39, 02 Lis 2006
Temat postu:
to trzeba było zobaczyć ;D
bo grali to świetnie, no i na scenie pojawiło się kilka rzeczy których w scenariuszu nie było
memento
Wysłany: Wto 15:16, 31 Paź 2006
Temat postu:
świetne:D apropos co z łysą śpiewaczką?
Pav-el
Wysłany: Wto 15:04, 31 Paź 2006
Temat postu:
sorki że mnie nie było tyle czasu, ale czas, a raczej jego brak często jest uciążliwy. no, ale obiecuje poprawe
a dziś osoatni fragment sztuki, czyli zakończenie
-----------------------------
SCENA SIÓDMA
Ci sami + mary-służąca.
MARY: Proszę pani, proszę pana. Przepraszam, że tu weszłam. Wiem zachowałam się karygodnie
uderza się dłonią w twarz.
Ale....ale ja też bym chciała opowiedzieć jakąś anegdotkę..
PAN MARTIN: Zdaje się, że służąca naszych przyjaciół zwariowała. Ona też chce opowiedzieć anegdotkę!
STRAŻAK: Za kogo ona się ma?!
Spogląda na nią
OH!!!
PANI SMITH: jesteś naprawde nie na miejscu?! Gdzie ty się pchasz?!
MARY: Niemożliwe! TUTAJ?!?!
STRAŻAK: Ale to ona! Nie może być.
PAN SMITH: Co się stało? O co chodzi?? Znacie się?
STRAŻAK: No pewnie i to jak!
Mary rzuca się strażakowi na szyję
MARY: Jak to dobrze znów Cię widzieć!!!
PANI SMITH: Tego już za wiele! U nas? W domu? Feeee! To nie wypada
MARY: Ugasiłam jego pierwsze ognie. Chciałabym państwu o tym opowiedzieć.
PAN SMITH: Moja mała Mary. Idź sobie do kuchani i czytaj swoje poematy przed lustrem!
PAN MARTIN: Ja też czytam swoje poematy w kuchni przed lustrem , a wcale nie jestem służacą. Popatrz! A wczoraj był szlafrok!
MARY: To opowiem państwu jeden malutki wierszyk. To poemat „ogien” na cześć kapitana straży pożarnej. Ogień. Ogień idzie. Ogień idzie i się pali. Ogień idzie i się pali jasnym płomieniem. Pożoga.
STRAŻAK: To dla mnie? Piękne!
Państwo Smith wypychają Mary z pokoju
SCENA ÓSMA
Ci sami prócz mary
PANI MARTIN: To takie piękne, że aż mnie ciarki przeszły.
STRAŻAK: Mną to wstrząsnęło. A ta dynamika w ostatnim wersie! Ale już czas na mnie. Dokładnie za trzy kwadranse i 2 kwadranse mam pożar na drugim końcu miasta.
PAN MARTIN: Dziękujemy że pan nas zabawiał przez ten czas.
STRAŻAK: Taaa...
Skierowuje się ku wyjściu. Nagle zatrzymuje się.
Apropos, co z łysą śpiewaczką??
CHWILA CISZY
PANI SMITH: Ciągle tak samo się czesze.
PAN MARTIN: Wszystkiego najlepszego! Solidnego pożaru!
STRAŻAK: Dziękuje i... nawzajem!!
Strażak wychodzi. Wszyscy odprowadzają go, potem wracają na miejsca
Koniec
Gość
Wysłany: Śro 19:45, 18 Paź 2006
Temat postu:
haaa...to było boskie :)...pamietam jak ksiądz polewal :)...
nie dziwie mu sie wtedy nam to najlepiej wyszło :)
''DO DOMU'' to był tekst roku...nie ma go w scenariuszu...to wyszło tak samo z siebie :)
Zobaczymy jak nam teraz pójdzie :)
memento
Wysłany: Nie 20:18, 15 Paź 2006
Temat postu:
absurd rządzi:P
Pav-el
Wysłany: Sob 9:27, 14 Paź 2006
Temat postu:
SCENA PIĄTA
Państwo Smith wracają z prawej, tak samo ubrani jak przedtem.Wraz z nimi wchodzi mary , na tacy przynosi filiżanki na talerzykach i łyżeczki. (po 4)
PANI SMITH: Dobry wieczer tawarysze!
PAN SMITH: eee...przyjaciele!!
Cała czwórka się budzi. Pani Martin2 i Pan Martin 2 schodzą ze sceny rzucając hasła typu „my tu jeszcze wrócimy” , „dowidzenia” , „lalala”
PANI SMITH: Wybaczcie że kazaliśmy Wam tak długo czekać-chceliśmy was dobrze i godnie przyjąć dlategoteż poszliśmy się przebrać w odswiętne stroje...
PAN SMITH: Nie jedliśmy nic przez cały dzień. Czekamy na was od 4 godzin-czemu was tak długo nie było?!?!
Państwo Smith siadają naprzeciwko Martinów. Martinowie czują się nieswojo dlatego na początku rozmowa toczy się wolno, a słowa cięzko przychodzą na język. W miare czasu ‘’języki się rozluźniają’’
PAN MARTIN: hmmm....
PAN SMITH: tak tak, oczywiście że tak
PANI MARTIN: to może ja tak
mówiąc to bierze talerzyk i ‘’przelewa’’ z niego ‘’ kawe’’ do filiżanki
PANI SMITH: bardzo... bardzo
PAN MARTIN: tak tak nie nie-to oczywiście że tak
PANI MARTIN: kochana-ja nie wiem.. nie.. nie wiem...
PANI SMITH: ale wiesz, musze ci powiedzieć, że nie wiesz-nie w ogóle
PAN SMITH: dobrze , że nie ma przeciągu.. <wzdycha>
PAN MARTIN: smutno panu?
PANI SMITH: nie-on się tylko zesrywa z nudów...
PANI MARTIN: Chociaż w tym wieku nie powinien pan tak robić, to rozumiem pana...serce zawsze pozostaje młode
Cisza
PANI SMITH: Hmmm-dużo podróżujecie. Nie macie nic do opowiadania?
PANI MARTIN: to może ja. Byłam dziś świadkiem rzeczy, która zdarza się bardzo rzadko... prawie wcale rzekłabym bez przekory. Poszłam do miasta kupić warzywa, które ciągle drożeją. Patrze a tam stał taki młody pan.
PAN SMITH: co robił ten pan?
PANI SMITH: Kochanie-nie przerywaj!
PANI MARTIN: a nie nie, nie szkodzi...
PAN MARTIN: bardzo... bardzo...
PANI MARTIN: No więc...stał tam taki młody pan... patrze patrze patrze, a on co?
RESZTA RAZEM: a on co?
PANI MARTIN: a on klęka!
RESZTA RAZEM: yyy RETY!
PANI MARTIN: No i on kleka.... ja patrze co on ma zamiar zrobić, a on... a on... a on zaczął sobie zawiązywać sznurowadła!
PANI SMITH: Toż to niesłychane! Gdzybym tego nie usłyszałą z pani ust, to bym pani nie uwierzyła!
PAN MARTIN: Dlaczego nie? Przecież widuje się niezwyklejsze rzeczy. Ja na ten przykład jadę dziś pociągiem jadę, jadę, jadę, a naprzeciwko mnie jedzie młody mężczyna, jedzie, jedzie i ja jadę on jedzie i on co? No czytał gazete!
PANI SMITH: to na pewno był ten sam!!
Nagle rozmowę przerywa dzwonek/pukanie* do drzwi (niepotrzebne skreślić)
PAN SMITH: Słyszysz? Ktoś dzwoni!
PANI SMITH: Pójdę zobaczyć kto to
idzie, otwiera drzwi, za którymi nikogo nie ma. Wraca na miejsce
Nikogo nie ma.
Dzwonek/pukanie *
PAN SMITH: Słyszysz? Ktoś dzwoni!
PANI SMITH: Pójdę zobaczyć kto to
idzie, otwiera drzwi, za którymi nikogo nie ma. Wraca na miejsce
Nikogo nie ma.
Dzwonek/pukanie *
PAN SMITH: Słyszysz? Ktoś dzwoni!
PANI SMITH: nie będę więcej otwierać!!
PAN SMITH: Ale przecież za tymi drzwiami ktoś stoi. Ktoś kto ma nadzieje że wysłuchamy jego wołania-jego symbolicznego wołania jakim jest pukanie/dzwonek * że nareszcie ktoś go wy...
PANI SMITH: Wystarczy! Za pierwszym razem nie było nikogo, za drugim też nie. Dlaczego więc myślisz, że ktoś tam będzie?!
PAN MARTIN: Myśle że on tak sądzi, bo ktoś dzwonił.
PANI MARTIN: To nie jest żaden dowód!
PAN MARTIN: Jak to nie jest? Przecież jak dzwoni dzwonek to ktoś musi stac pod drzwiami i czekać na ich otwarcie.
PANI SMITH: Widzicie jednak że nie zawsze!
PAN SMITH: Oh! Skończmy tę bezsensowną dyskusje!
PANI SMITH: No dobrze pójde otworzyć
dzwonek
PANI SMITH: NIGDY WIĘCEJ NIE KAŻ MI IŚC OTWIERAĆ DRZWI! KIEDY DZWONI DZOWNEK TO OZNACZA ŻE NIKOGO ZA NIMI NIE MA!!!
PANI MARTIN: Dokładnie
PAN MARTIN: To nie jest takie pewne!
PANI SMITH: Oni są tacy uparci! Nie będę wstawała na darmo! Chcesz to sam idź i otwórz!
PAN SMITH: Z miłą chęcią!
Wstaje i idzie do drzwi. Otwiera, a na scenę wchodzi kapitan straży pożarnej.
SCENA SZÓSTA
STRAŻAK: Dzień dobry!
Pani smith zdziwiona i zdenerwowana, zarazem, nie odpowiada.
Co się stało droga pani? Niech mi pani opowie, proszę...
PANI SMITH: No dobrze-trochę się wstydzę, ale przecież jak strażak to i spowiednik! Pokłóciłam się z mężem, bo on twierdził, że jak słychać pukanie do drzwi to ktoś za nimi stoi. Ja zaś sądze że kiedy słychac pukanie za drzwiami nikogo nie ma!
PAN SMITH: No przecież ja miałem rację! Pukanie, otwieram i wszedł ten oto tu obecny kpt straży pożarnej!
PANI MARTIN: Ale dopiero za czwartym razem! A to się nie liczy!
PANI SMITH: Własnie! Do trzech razy sztuka!
PAN SMITH: Panie strażaku, może ja zadam panu parę pytań. Gdzie pan był 26 kwietnia 2005 roku? I co pan jadł na śniadanie bo troche ...eee....
PANI SMITH: Daj spokój-nie o to chciałeś zapytać!
PAN MARTIN: Skąd pani może, przepraszam, wiedzieć co chciał powiedzieć?
PAN SMITH: DOŚĆ! Moja żona ma rację-chciałem zapytać o coś innego... ale z ta kolacją..
Pani Smith nadeptuje stopę Pana Smitha
ała!!! To znaczy-kiedy pan zapukał i ja otworzyłem to pan tam był, prawda?
STRAŻAK: Owszem.
PAN SMITH: I pukał pan żeby mu otworzono-racja?
STRAŻAK: Tak-to prawda.
PANI SMITH: Kto był piątym kołem u wozu? Kto przeszkadzał w otworzeniu drzwi? Głosujcie na najsłabsze ogniwo!
PAN SMITH: Postanowiłem zagłosowac... AAA nie czas na pierdoły-Więc przyznaje mi pan racje?
STRAŻAK: przynaje.
PAN MARTIN: A kiedy zapukano po raz pierwszy to był Pan??
STRAŻAK: nie to nie byłem ja.
PANI SMITH: ha! Mówiłam, że jak słychać pukanie to nikogo nie ma! MÓWIŁAM
PAN SMITH: To co tu robi ten oto człowiek??
STRAŻAK: Może ja was pogodze. To jest tak, że czasami jak ktoś słychać pukanie to ktoś jest , a czasami nie ma nikogo.
PANI MARTIN: No to logiczne!
PAN MARTIN: Może wobec tego się pan rozgości...zostanie z nami? Co? Prosimy!
STRAŻAK: W zasadzie nie mam czasu. Powinienem iśc na ważne zebranie... Chocaiż tak bardzo chciałbym zdjąc hełm, nie mogę usiąść
siada i nie ściaga hełmu
Jestem tu służbowo
PANI SMITH: Służbowo? Proszę, niech pan mówi...
STRAŻAK: No dobrze-czy tu się przypadkiem nic nie pali? Pytam, bo mam rozkaz gaszenia wszystkich pożarów w mieście...
PANI SMITH: To może ja pójde sprawdzić wychodzi
PAN SMITH:
węszy chwilę
Czuję, że nic nie czuje... Tzn czuję pański obia...
W tym momencie wpada pani smith i przerywa panu smith okrzykiem „NIC SIĘ NIE PALI!!! NIC A NIC!!!!”
PANI SMITH:.... ale uprzedzę pana gdyby coś się miało zapalić!
PAN MARTIN: Bo u nas to jest tak. Zboże jest, cukier jest, nawet powodzie. Ale z pożarem ciężko... Wszystko sprowadzamy z zagranicy, a na pożary nałożone są wysokie cła i wie pan...
STRAŻAK: Ano wiem... wiem. Smutna prawda
Chwila ciszy
PAN SMITH: Widzę, że się panu nie śpieszy, więc może pan jeszcze zostanie troche u nas, co?
STRAŻAK: No dobrze... Może chcecie usłyszeć parę dowcipów??
WSZYSCY: taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!!! To jest to!
STRAŻAK: Dobrze. Opowiem wam parę. Ale musicie pamietać, że każdy dowcip który opowiada strażak to historia z prawdziwego zdarzenia.... Zacznę więc, od tego mi się przydarzyło nie dawno
chrząka...
A więc UWAGA....: kombinierki
WSZYSCY:
po chwili „zawieszenia”
Aaaaa to dobre. !!! Skąd pan to zna? Ja bym w życiu na to nie wpadł (ITP.)
STRAŻAK: To może następny. Pewnego dnia kogut chciał udawać psa. Ale nie miał szczęscia ponieważ rozpoznano o natychmiast...
PAN MARTIN: Natomiast pies udający koguta do dziś dnia nie został rozpoznany...
STRAŻAK: O! Znacie to??
PANI MARTIN: Ta historia obiegła wszystkie gazety! Nawet aFekt.
PAN SMITH: w aFekcie była pierwsza...
PAN MARTIN: tak, bo to oni ją wymyślili!!
PAN SMITH: To może teraz ja! Słuchajcie: „Latynos” Kiedyś żył pewnien Latynos urodzony w Polsce, pochodzenia berlińskiego, którego ojciec był Chińczykiem, a matka eskimoską, i na którego wołano indianin bo miał jedną parę oczu. A potem spadły mi gacie!
STRAŻAK: A to dobre!!! Nigdy tego nie słyszałem!! Musze to zapisać
po czym wyciąga notesik i coś szybko notuje.
PAN MARTIN: Ja się pogubiłem w momencie gdy pan powiedział „latynos”. Może pan powtórzyc?
STRAŻAK: No to beze mnie bo ja musze już iść. Chociaż która godzina?
PANI SMITH: Nie wiem, bo nie mamy w domu zegara!
cdn
Yan
Wysłany: Śro 17:47, 11 Paź 2006
Temat postu:
Jejć, a myślałem że moda na sukces jest zawiła xD
Pav-el
Wysłany: Śro 17:36, 11 Paź 2006
Temat postu:
dziś ciąg dalszy czyli scena trzecia i czwarta
SCENA TRZECIA
Ci sami. Bez Mary
Pani i pan Martin oraz Pani i pan Martin siadają naprzeciw siebie nic do siebie nie mówiąc. Uśmiechają się niesmiało.
PAN MARTIN 1: Wybaczy pani, proszę pani, ale wydaje mi się że już panią gdzieś spotkałem.
PANI MARTIN 2: Myli się pan
PANI MARTIN 1: On mówił do mnie.
Zwraca się do Pana Martin 1
Mnie też się wydaje że pana znam
PAN MARTIN 1: Chyba widziałem panią w Manchesterze...
PANI MARTIN 2: Całkiem możliwe
PANI MARTIN 1: Poraz pierwszy powtarzam że mówił do mnie.
Tym razem zwraca się do pana Martin 2
To możliwe bo tam się urodziłam. Ale nie pamiętam pana.
PAN MARTIN 2: To mozliwe bo to nie ja panią tam widziałem.
PANI MARTIN1: tragiczne
PANI MARTIN 2: okrutne
PAN MARTIN 1 : uściślijmy. Widziałem panią w manchesterze. W pociągu. Czy nie mieliśmy tego samego przedziału?
PANI MARTIN1 : Myli się pan. Nie widział mnie pan w manchesterze, bo tam nie mieszkam, a przyjechałam tu autobusem. Ale możliwe że mógł mnie pan widzieć w Manchestrze, gdzie mieszkam od 5 roku życia. Możliwe też że spotkalismy w pociągu, którym tu przyjechałam.
PAN MARTIN2: Co za zbieg okoliczności. Zwraca się do pani martin2 Ja mam podobnie. Widziałem panią w Manchesterze i w pociągu.
PANI MARTIN2: To całkiem możliwe, bo przyjechałam tu z Londynu. Możliwe dlatego że jechałam tu aż z Manchesteru!
PANI MARTIN I PANI MARTIN2 RAZEM : Donald to Ty!!
PAN MARTIN I PAN MARTIN 2 RAZEM: Elżbieta to Ty!!!
Zasypiają w wzajemnych objęciach. Mary na palcach podchodzi bliżej krańca sceny-zwraca się do publiczności.
SCENA CZWARTA
MARY: Elka i Donald są teraz zbyt szczęsliwi, aby mnie usłyszeć. Więc mogę państwu coś wyjaśnić. Elżbieta to nie Elżbieta, a Donald to nie Donald. Z kolei Elżbieta to nie Elżbieta, a Donald to nie Donald. Oto dówód. Elżbieta nie mogła mieszkać w Manchesterze, ponieważ na jeden Manchester może przypadac tylko jedna Elżbieta. Dlatego też druga Elżbieta nie będąca tą pierwszą mnieszkała a pierwsza nie. Tak samo jest z Donaldami, ale z nimi jest inaczej. Bo niby tak samo, ale odwrotnie. Co oznacza że się źle dopasowali. Nie rozumiecie? To logiczne. Więc nie mieszajmy się w cudze sprawy.
Robi kilka kroków w stronę drzwi, potem wraca i mówi do publiczności
A tak naprawde, to ja nazywam się Sherlock Holmes!
Wychodzi
cdn
Yan
Wysłany: Śro 17:31, 11 Paź 2006
Temat postu:
Latający cyrk Montego Pythona xD Swietne
kelk
Wysłany: Śro 15:17, 11 Paź 2006
Temat postu:
heh ciekawe, ekscentryczne, fajne. 5.
Pav-el
Wysłany: Wto 17:15, 10 Paź 2006
Temat postu:
bardzo. dlatego m.in ją 'przerobiłem'
a innym powodem, że to była moja pierwsza taka próba i chciałem sie na czymś oprzeć żeby prościej było. w tym roku scenariusz jest całkowicie majne;)
memento
Wysłany: Wto 16:58, 10 Paź 2006
Temat postu:
aha spox:D czyli oryginalna wersja była mocna zakręcona:D
Pav-el
Wysłany: Wto 16:48, 10 Paź 2006
Temat postu:
wiesz, pierwowzór był bardziej abstrakcyjny. Tam nic nie miało ładu i składu i jednocześnie było spójne [rozumiesz o co chodzi
]
a ja dołożyłem troche nowości i położyłem nieco większy nacisk na "fabułę"
memento
Wysłany: Wto 16:26, 10 Paź 2006
Temat postu:
lux duże poczucie humoru tylko pewnie takie też było w pierwowzorze. 5 dużo pozmieniałeś?? uwielbiam absurd:D
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin