Forum Pisarskie podziemie Strona Główna
->
Poezja
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Sprawy Administracyjne
----------------
Sprawy Administracyjne
Informator Kulturalny
Dekalog Użytkownika
Przedstaw się
Epika
Liryka
Dramat
Wydarzenia
Rozrywka
To już było
Fora
Różności
Nasza twórczość
----------------
Wiersze
Książki
Opowiadania
Dramat
Publicystyka
Inne
Archiwum
Twórczość Wydana
----------------
Poezja
Proza
Dramat
Debaty
----------------
"Poetae nascuntur, oratores fiunt"
"Laus alit artes"
"Parcere personis, dicere de vitiis"
"De omnibus dubitandum est"
Ogólne
----------------
Hyde park
Linkownia
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
OSA
Wysłany: Czw 20:58, 15 Lis 2007
Temat postu:
Zgadzam się z Jimem i zastanawiam się jak mogłam wcześniej tu nie zajrzeć, skoro prawicie o kotach
Luthiene
Wysłany: Czw 18:48, 15 Lis 2007
Temat postu:
Kasiu przenieś ten wiersz do nowego tematu ;P
tak od razu to wiersz kojarzy mi sie z psem Hitlera, zaplatany w historię życia swego pana. który wraz z upadkiem swego właściciela staje sie niewygodnym przedmiotem mimo iz wczesniej był wrecz ubóstwiany.
a tak poza tym to hmmm... to kojarzy mi sie wiersz z komunizmem i nazizmem. kiedy to wielu ludzi było takimi psami ówczesnych władz, a z czasem gdy stawali sie niewygodni - zabijanymi.
albo np ten pies to jakiś tyran będący niewolnikiem własnej stworzonej idelogii...eeee...ale to raczej taka moja nadinterpretacja ;p
Piscine P.
Wysłany: Pią 15:21, 09 Lis 2007
Temat postu: odpowiedź na "Kota w pustym mieszkaniu"
Monolog psa zaplątanego w dzieje
Są psy i psy. Ja byłem psem wybranym.
Miałem dobre papiery i w żyłach krew wilczą.
Mieszkałem na wyżynie, wdychając wonie widoków
na łąki w słońcu, na świerki po deszczu
i grudy ziemi spod śniegu.
Miałem porządny dom i ludzi na usługi.
Byłem żywiony, myty, szczotkowany,
wyprowadzany na piękne spacery.
Jednak z szacunkiem, bez poufałości.
Każdy dobrze pamiętał, czyim jestem psem.
Byle parszywy kundel potrafi mieć pana.
Ale uwaga-wara od porównań.
Mój pan był panem jedynym w swoim rodzaju.
Miał okazałe stado chodzące za nim krok w krok
i zapatrzone w niego z lękliwym podziwem.
Dla mnie były uśmieszki
z kiepsko skrywaną zazdrością.
Bo tylko ja miałem prawo
witać go w lotnych podskokach,
tylko ja żegnać-zębami ciągnąć za spodnie.
Tylko mnie wolno było
z głową na jego kolanach
dostępować głaskania i tarmoszenia za uszy.
Tylko ja mogłem udawać przy nim, że śpię,
a wtedy on się schylał i szeptał coś do mnie.
Na innych gniewał się często i głośno.
Warczał na nich, ujadał
biegał od ściany do ściany.
Myślę, że lubił tylko mnie
i więcej nigdy, nikogo.
Miałem też obowiązki: czekanie, ufanie.
Bo zjawiał się na krótko i na długo znikał.
Co go zatrzymywało tam, w dolinach, nie wiem.
Odgadywałem jednak, że to pilne sprawy,
co najmniej takie pilne
jak dla mnie walka z kotami
i wszystkim, co się niepotrzebnie rusza.
Jest los i los. Mój raptem się odmienił.
Nastała któraś wiosna,
a jego przy mnie nie było.
Rozpętała się w domu dziwna bieganina.
Skrzynie, walizki, kufry wpychano na samochody.
Koła z piskiem zjeżdżały w dół
i milkły za zakrętem.
Na tarasie płonęły jakieś graty, szmaty,
żółte bluzy, opaski z czarnymi znakami
i dużo, bardzo dużo przedartych kartonów,
z których powypadały chorągiewki.
Snułem się w tym zamęcie
bardziej zdumiony niż zły.
Czułem na sierści niemiłe spojrzenia.
Jakbym był psem bezpańskim,
natrętnym przybłędą,
którego już od schodów przepędza się miotłą.
Ktoś zerwał mi obrożę nabijaną srebrem.
Ktoś kopnął moją miskę od kilku dni pustą.
A potem ktoś ostatni, zanim ruszył w drogę,
wychylił się z szoferki
i strzelił do mnie dwa razy.
Nawet nie umiał trafić, gdzie należy,
bo umierałem jeszcze długo i boleśnie
w brzęku rozzuchwalonych much.
Ja, pies mojego pana.
Wisława Szymborska[Dwukropek]
Co sądzicie o tym wierszu? I do czego według Was odnoszą się "opaski z czarnymi znakami"? Osobiście lubię ten wiersz, mimo zaskakująco tragicznego zakończenia. Prostota przekazu uzyskuje w tym przypadku efety porównywalne ze stylem ekspresyjnym...To moje zdanie;czekam na Wasze opinie.
Jim
Wysłany: Sob 12:44, 15 Wrz 2007
Temat postu:
Ja osobiście też nie lubię twórczości Szymborskiej. Ten wiersz też mi się nie podoba, właśnie poza ostatnią strofą, która jak dla mnie jest kwintesencją kociej natury.
memento
Wysłany: Śro 20:02, 05 Wrz 2007
Temat postu:
Właśnie ta ostatnia strofka jest najsmutniejsza ze wszystkich jak dla mnie.
Yan
Wysłany: Śro 19:37, 05 Wrz 2007
Temat postu:
Wiersz przecudny, aczkolwiek nie pasuje mi ta ostatnia zwrotka... bardziej by tu jakies smutne podsumowanie pasowało moze ? Ale i tak piękne, dzięki za umieszczenie na forum Śmiały
memento
Wysłany: Śro 19:23, 05 Wrz 2007
Temat postu:
Przez chwilę miałem napisać że nie powinno się patrzeć na dzieła przez pryzmat twórców, ale ja tak robię
jednak ten wiersz po prostu mi się podoba, jest idealnie wyważony jeśli chodzi o emocje, taki komizm powiązany ze smutkiem.
Hexet
Wysłany: Śro 17:19, 05 Wrz 2007
Temat postu:
Nie twierdzę, że nie jest wibitna, poprostu jej nie lubie jako osoby i jako autorki.
memento
Wysłany: Śro 5:08, 05 Wrz 2007
Temat postu:
Przecież ma nobla:D A tak na serio ja średnio lubię Szymborską, ale ten wiersz jak dla mnie jest kapitalny.
Hexet
Wysłany: Wto 21:22, 04 Wrz 2007
Temat postu:
Nie lubie Szymborskiej... Niesamowitą awersję do niej mam.
memento
Wysłany: Wto 21:06, 04 Wrz 2007
Temat postu: "Kot w pustym mieszkaniu" Wisława Szymborska
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
ze tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin