malinowa |
Wysłany: Pon 5:20, 04 Sty 2010 Temat postu: Urząd Pocztowy |
|
Otworzyłem oczy. Było ciemno, za oknem huczał wiatr. Spojrzałem na budzik. 5 40. Uświadomiłem sobie że jest sobota- dzień wolny od pracy. Próbowałem ponownie usnąć. Już stracone- piękna dziewczyna z moih snów zniknęła na dobre. Cicho zakląłem Postanowiłem umilić sobie poranek kubkiem mocnej aromatycznej kawy. Po tylu latach ciągłego pecha powinienem się domyślić że kawa akurat wyszła. Na myśl co mnie dzisiaj czeka przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Musiałem wybrać sie dzisiaj na pocztę w sprawie zaginionej przesyłki. Rzadko korzystam z usług poczty. Właśnie dlatego żeby później nie musie wstawać rano w dzień taki jak dzisiaj i tłuc sie z mojej małej miejscowości do miasta. W Gronowie oczywiście nie ma urzędu pocztowego.
Na dworzu leje jak z cebra. Żyję tyle lat na ziemii a zawsze jestem zaskoczony faktem że jesienią pada deszcz. Szukanie parasola nie mioało sensu z tego prostego powodu, że nigdy takowego nie kupiłem. Pocisza,m się w myśli, że z cukru nie jestem - nie roztopię się. Stojąc na przystanku w strugach deszczu odnotowuję w myślach żeby kupić parasolkę. Autobus oczywiście spóźnia się 15 minut. Nie wiem jak to się dzieje że gdy człowiek soi na przystanku i czeka to autobusy się spóźniają, a gdy człowiek spóźnia się 3 minuty wtedy przyjeżdżają przed czasem. No ale w końcu na ulicach jest ślisko więc na rozkład jazdy trzeba brać 20 minutowe poprawki. W końcu podjeżdża coś co cięźko jest nazwać autobusem. Jest to jakiś stary rzęch, który ledwie jeżdzi. Wchodzę do autobusu i zatrzymuję się tuż obok kierowcy. Już nie ma miejsca w tym cudzie techniki, co dopiero mówić o następnyh pasażerach marznących na dalszych przystankach. Śmieję się pod nosem. Płacę 90 zł za bilet miesięczny a nie ma nawet gdzie usiąść. Nie można nawet spokojnie stać. Czasami pozostaje już tylko się roześmiać. Jakaś staruszka stojąca obok przypatruje mi sie podejrzliwie. Za moimi plecami rozległ się głośny kaszel. Na mój kark spadają kropelki cieczy. Ledwo pohamowałem chęć ucieczki z tej metalowej pułapki. Na nastepnych przystankach wsiadają kolejni ludzie. Tłok staje sie powoli nie do zniesienia. Przynajmniej nie muszę sie niczego trzymać bo przytrzymuje mnie tłu. Myślę sobie o tym jaki łup mniałby kieszonkowiec gdyby wsiadł do autobusu, co wywołuje kolejne parsknięcie i kolejne podejrzliwe spojrzenie staruszki. Na szczęśie wysiadam na ostatnim przystanku. Nie wyobrażam sobie przeciskania sie przez wąskie przejście i morkry tłum.
Gdy docieram na pocztę wciąż jestem pełen nadziei że kolejka będzie mniejsza bo jest dopiero 8 rano. Nadzieja ta zgasła gdy weszłem do poczekalni. W mojej głowie ożyły sceny z autobusu. Zajęłem swoje miejsce na końcu ogonka. Na poczcie było 5 okienek. Czynne było tylko jedno. W dodatku widniał przy nim napis "Uczę się, proszę o cierpliwość" . Za plecami praktykantki przechodziły panie które zajmowały się chyba tylko piciem porannej kawy. Po 20 minutach w końcu udaje mi się dostać do okienka i wyjaśnić w jakiej sprawie pofatygowałem się do tego przybytku. W odpowiedzi dostaję do wypełnienia 3 druczki do wypełnienia. Już w 1 poproszono mnie o podanie numeru PESEL. Nie znam go na pamięć. Musiałem zerknąć do dowodu. Podczas poklepywania się po kieszeniach w poszukiwaniu dowodu naszły mnie złe przeczucia. Nie muszę wspominać że dowód leżał sobie spokojnie na szafce obok drzwi żebym czasami nie zapomniał go zabrać ze sobą. Z poczty wyszedłem bez paczki ale za to z wiarą że Jeszcze Polska Nie Zginęła. Nie zginęła bo przedtem musiałaby wypełnić 6 druczków w urzędzie. |
|