Autor Wiadomość
memento
PostWysłany: Czw 18:54, 17 Lut 2011    Temat postu:

Skąpy fragment, więc ciężko mi powiedzieć coś odnośnie treści. Jeśli coś trwa całą noc, to nie musisz pisać, że "aż do rana". Wiatr jest raczej porywisty, silny, a nie wielki. "Nie było wyjścia, trzeba było wyjść z chat..." Śmiesznie brzmi, prawda? "Wiatr rzucał co chwilę gałęzie, których obawiali się nawet dorośli, a co dopiero takie brzdące, zostałyby od razu zabite." Nie chce mi się myśleć nad formalną poprawnością, ale intuicja podpowiada, że zginąć, to nie to samo co zostać zabitym. Przemyślałem sprawę. To jednak błąd.

"- Nieee! – tak krzyczała Klara, żona Samuela, i matka niesfornego trzylatka Adama – Niech ktoś ratuje moje dziecko – mały chłopiec wybiegł z domu, i został wepchnięty przez wiatr do niewielkiego strumyka przepływającego tuż obok ich domu." Nie rozumiem po co Ci ten ostatni myślnik, opisujesz sytuację, która miała miejsce przed wypowiedzią, prawda? Ten opis osoby, która krzyczy, przez podanie jej krewnych, jest paskudny. Mogłeś to przenieść gdzieś dalej(albo bliżej). W ogóle gdy wizualizuję sobie całą sytuację w głowie wydaje mi się trochę niedorzeczna, ale może to z powodu mojej ubogiej wyobraźni.
Vesemir
PostWysłany: Czw 18:18, 17 Lut 2011    Temat postu: Bez Tytułu

Jest to początek mojej pierwszej książki, której jeszcze nie nadałem tytułu (i przed zakończeniem nie zamierzam).


Wielkie, kłębiaste chmury burzowe zebrały się nad niewielką wioską Mura na południu Eilandu. Ostatni czas, był bardzo nieszczęśliwy dla mieszkańców, gdyż deszcze, które regularnie nawiedzały okolice, niszczyły większość upraw zboża. Tego dnia widocznie miało być podobnie. Ludzie, cały dzień ratujący ostatnie ocalałe kłosy złocistej pszenicy, styrani właśnie wracali do domów, gdy spadły pierwsze krople. Było pewne, że nadchodzący rok będzie dla mieszkańców czasem wielkiego głodu i, że nie obędzie się bez pomocy z zewnątrz, co do tej pory nigdy nie było potrzebne. To inni kupcy przyjeżdżali do wioski, aby kupić od tubylców zboże i ziemniaki, które zawsze były dorodne.
Rzęsisty deszcz zaczął padać, kiedy ludzie ledwo co zdążyli się schronić w chatach. To była chyba największa ulewa jaką widzieli. Z nieba sypały się pioruny. Wiatr pomiatał drzewami. Wszędzie słychać było tylko huk wiatru i grzmoty. Burza utrzymywała się przez cała noc, aż do rana.
Później deszcz przestał padać, ale wiatr był tak samo wielki jak wcześniej. Nie było wyjścia, trzeba było wyjść z chat, nakarmić zwierzęta, bo to one były ostatnią nadzieją mieszkańców wioski. Bez kurzych jaj, koziego mleka i owczej wełny nie przetrwali by nadchodzącej jesieni, a tym bardziej zimy. Wszyscy ze strachem opuszczali swoje domostwa. Największym kłopotem były jednak dzieci. Wiecznie rozbrykane pociechy nie chciały siedzieć w ciasnych i ciemnych izbach, ale dwór nie był w tej chwili specjalnie przyjazny. Wiatr rzucał co chwilę gałęzie, których obawiali się nawet dorośli, a co dopiero takie brzdące, zostałyby od razu zabite. Nagle w całej wiosce, mimo huku wiatru, dało się usłyszeć przeraźliwy , kobiecy wrzask.
- Nieee! – tak krzyczała Klara, żona Samuela, i matka niesfornego trzylatka Adama – Niech ktoś ratuje moje dziecko – mały chłopiec wybiegł z domu, i został wepchnięty przez wiatr do niewielkiego strumyka przepływającego tuż obok ich domu. Owy strumyk zamienił się przez ostatnią noc w rwący potok. Nie było ratunku dla drobnego dzieciaka. Słowa nie potrafią oddać przeraźliwego krzyku rozpaczy młodej Klary. Próbowała ona jeszcze ratować swoja latorośl, ale na szczęście zatrzymał ją jej mąż. Gdyby nie on, mieliby w wiosce dwie śmierci- dziecka porwanego jakoby przez naturę, i nieszczęsną matkę, która łudziła się, że da się go jeszcze uratować.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group