Pattylein |
Wysłany: Wto 10:17, 08 Mar 2011 Temat postu: "Staruszek" |
|
Na początku chciałam przywitać się ze wszystkimi bardzo serdecznie!
Poniżej jedno moje krótkie opowiadanie: "Staruszek"
Każdy człowiek podobno rodzi się i umiera samotnie. Ale tak naprawdę samotny jest przez całe życie, zamknięty ze swoimi mrocznymi sekretami, myślami, pragnieniami. Niektórzy bardziej niż inni chcą dzielić się swoim wnętrzem z innymi, inni, wręcz przeciwnie, wolą milczeć i uważnie słuchać, ale od siebie nic nie mówić. Należę do tej drugiej kategorii. Nigdy raczej nie miałam przyjaciół i odkąd pamiętam wolałam swoje własne towarzystwo niż szczebiotanie głupich nastolatek gadających o niczym. Te wszystkie dialogi, uzewnętrznienia i wzdychania na pewno nie były dla mnie.
Każdy człowiek ma takie jedno miejsce na świecie, gdzie czuje się jak w domu. Nie musi być to oczywiście budynek, czasami może to być nawet całe miasto czy wieś. Takim moim miejscem był stary, walący się domek w środku lasu, za miastem. Odkryłam go kiedyś na spacerze. Niska chata, podobna do starca, który pod wpływem wieku coraz bardziej pochyla się do ziemi. Zarośnięta trawami, zamieszkała przez dzikie zwierzęta stała się moim azylem, miejscem w którym mogłam pomyśleć, pomarzyć, odpocząć. Niesamowita atmosfera panująca wokół chaty dawała poczucie spokoju i posiadania swojego miejsca w życiu.
Bo każdy człowiek ma swoje miejsce w życiu i nie chodzi tu tylko o miejsce, ale o jego misje i cel. Rodzimy się z pewnym zamiarem, nic nie jest przypadkiem, nie wierzę w to. Zbyt wiele jest splotów okoliczności żeby zwalać to na ślepy los. Spotkanie pewnego człowieka w mojej chacie także nie było przypadkiem, choć zaskoczyło mnie mocno. Mimo wielu zajęć, jak praca i szkoła nie mogłam sobie pozwolić na bywanie w moim miejscu na ziemi tak często jakbym chciała, więc skorzystano z okazji i zadomowiono się w moim domu. Gościem, choć wątpliwie miłym, był pewien stary człowiek. Jego śniada twarz miała tyle zmarszczek, że gdy kiedyś próbowałam je policzyć to mi się nie udało. Może też dlatego, że przy każdym uśmiechu każda ze zmarszczek zmieniała położenie, falowała, śmiała się razem z nim. Często się śmiał. Ze wszystkiego. Zaskoczyłam go, wchodząc jak do siebie, do jego nowego mieszkania. Stał właśnie i się golił, ręka trzymająca żyletkę lekko drżała.
Nie przetnie się pan?- idiotyczne pytanie jak na początek znajomości
Ma się wprawę – odpowiedział i jak gdyby nigdy nic powrócił do przerwanej czynności – Domyślam się, że to twój domek?
W pewnym sensie.
Masz coś przeciwko żebym tu chwile został
„Tak” chciałam krzyknąć, chciałam wykurzyć go z tego miejsca, które do tej pory było tylko moje a które zostało teraz zbrukane przez kogoś obcego, a jednak odpowiedziałam:
Nie, nic przeciwko.
Dobrze. Napijmy się więc herbaty.
Staruszek, jak zdążyłam zauważyć nieźle się urządził. Jego rzeczy, choć było ich niewiele, leżały równo poukładane na czymś co mogło przypominać łóżko. Stary, rozwalający się fotel, jedyny mebel w chacie, z którego dało się korzystać i co często robiłam, został zreperowany. Na polanie przed domem przygotowane było miejsce na ognisko, kamienne koło. Mężczyzna wziął garnek i nalał do niego wody, do dwóch kubków nasypał ładnie pachnących ziół i jak tylko woda się zagotowała zalał. Kubek był piękny, czerwony, ręcznie malowany. Usiadł w pozycji lotosu, wskazał mi miejsce obok siebie i zaczął swoją przedziwną opowieść.
Świat jest piękny, nie sądzisz- zagaił rozmowę, a ja tylko skinęłam głową. Ziołowa herbata w moim kubku smakowała zadziwiająco dobrze, napięcie z moich mięśni powoli znikało. - Też tak myślę. A zwiedziłem prawie cały. Żyję już bardzo długo i tyle widziałem, tyle chciałbym przekazać komuś kto umie słuchać. Ale nie spotkałem nigdy nikogo takiego, ludziom żeby cie wysłuchali, tak naprawdę, trzeba by zaszyć usta, by nie mogli mówić i zadawać głupich i niepotrzebnych pytań, zaszyć oczy by nie ciekawiło ich co się dzieje w około i znieczulić inne zmysły by nie czuli zapachów ani nie odbierali żadnych innych bodźców prócz słuchania. Może wtedy coś by do nich dotarło. Świat biegnie jednak do przodu, teraz za dużo się mówi, za dużo pragnie, by móc się czegokolwiek nauczyć. Człowiek jest słaby bardzo.
A jednak chciałbym komuś coś przekazać, niedługo odejdę na zawsze i nie chcę by to, czego się nauczyłem odeszło w niepamięć. Zbyt by tego żal było...
Mówił i mówił a moje myśli tańczyły w takt jego słów jakby jego słowa były melodią. Jego postać rozmazywała mi się przed oczami, stawała się raz większa, raz mniejsza, ale jego głos cały czas był silny. Opowiadał i opowiadał a zaczął od samego początku świata. Miałam wrażenie, że widzę te wszystkie opisywane miejsca, czuję zapachy dotowanych potraw, czuje ból ludzi, bohaterów jego opowieści.
Obrazy przemieszczały mi się przed oczami, zmieniając barwy, postaci, wydarzenia. Widziałam Jezusa przybijanego do krzyża. Brzuch skurczył mi się wtedy boleśnie, czułam chłód na całym ciele, czułam drżenie mięśni, ciepło krwi. Jej smak w ustach.
Ludzie to jedyne istoty, które potrafią zabić swojego Boga. Nie ma dla nich świętości, nie ma rzeczy nietykalnych. Taka natura, żeby przeżyć zabijesz najbardziej ukochaną osobę. Nie będziesz się nawet zastanawiać, po prostu zrobisz z niej ofiarę byle by tylko przeżyć. Człowiek egoistą jest, to jego główna cecha. Jedyna może niezmienna. Ludzie zabili swojego Boga, a teraz się dziwią, że są wojny, gwałty, zabójstwa noworodków. To nic w porównaniu z tamtym. Nic. Bo człowiek człowiekowi równy, a Bogu już nie. I mimo to podniósł na niego rękę, zadziwiające...
Niesamowite było uczucie wiatru na Górze Golgocie. Zachód słońca, jakże piękny. Natura nie przejmuje się śmiercią. Działa tak jak ma działać, żadne trupy tego nie zmienią. Nic nie zatrzymało czasu, świetlista, ognisto pomarańczowa kula znikała powoli. Czerń horyzontu odcinała się wyraźnie od jasnej, gdzieniegdzie pomarańczowej i różowej, a gdzieniegdzie błękitnej linii nieba. Na wschodzie widać już było kawałek księżyca, bladego jeszcze. Wiatr rozwiewał mi włosy, słyszałam ciche szlochy pod krzyżem. Widziałam obojętność w oczach gapiów. Zaraz go ściągną.
Śmierć dotknie każdego. Nie da się z nią walczyć, bo tylko pogarsza się swoją sytuację, im bardziej się boisz tym bardziej jest bezlitosna. A i tak bardziej boli cie śmierć twoich bliskich niż twoja własna.
Miał rację. Nagle znów stałam w zimnej kostnicy, przy mnie trumna z dębowego, ciemnego drzewa. Ciche szlochy obok mnie, ktoś gdzieś kaszle. A w trumnie jedyna osoba, która naprawdę mnie kochała. Babcia. Jej blade czoło lśni nienaturalną bielą. Patrzę na nią i mam wrażenie, że zaraz się obudzi. Że jej klatka piersiowa zacznie się unosić i opadać przy oddychaniu. Tak się nie dzieje, więc wpatruję się tępo w siniaka na jej ręce, jest wielki, czerwony i siny, przerażający. Ludzki, choć to już nie człowiek. Skorupa bez duszy, pustka. Po policzku płynie mi łza
Człowiek w chwili śmierci jest naprawdę samotny. Nikt nie może mu pomóc. Ale to magiczne uczucie, nie do zrozumienia. Przechodzenie gdzieś tam, do nieznanego, zimnego miejsca. I świadomość pozostawienia po sobie tak wielkiego bólu. Takie jest życie jednak, trzeba to zrozumieć. Pogodzić się z tym. Jest takie miejsce w każdym sercu, gdzie trzyma ludzi mu bliskich. I tam powinni oni być,a nie w głowie. Trzymając ich w głowie nie dajemy im odejść. Więzimy ich na ziemi, taplamy w naszym bólu...
Nieznośny chłód wbijał mi się szpilami w całe ciało. Ognisko dogasało już, słabe płomyki ledwo co lizały resztki drewna. W dłoni trzymałam kubek, ale niczym nie przypominał on tego, z którego piłam wcześniej. Tamtego pięknie malowanego, czerwonego zastąpił wyszczerbiony, brudny i wyblaknięty. Wstałam, żeby znaleźć staruszka, w miejscu w którym siedział znalazłam tylko garstkę ciepłego jeszcze popiołu, pachniał dziwnie znajomo. Może to staruszek rozsypał się w pył, stary już był. Nie wiem.
Zmierzchało i niebo zaczęło robić się coraz ciemniejsze. Uciekłam stamtąd szybko, bojąc się iść przez las po nocy.
Przyznaję, że nigdy tam nie wróciłam. |
|