niespokojna |
Wysłany: Nie 13:29, 24 Lip 2011 Temat postu: Trzydniowe opóźnienie II |
|
Kontynuacja, jak widać po tytule.
I. POSZUKIWANA: Dziewica Małgorzata
„Jeśli rozmawiasz z Bogiem, modlisz się. Jeśli Bóg rozmawia z Tobą, masz schizofrenie.”
„Zawsze myślałam, że życie jest kłamstwem, okazało się być jednak zadziwiająco realne i bolesne. Przeżyłam wieki siedząc na moim fotelu i paląc papierosy, a moje włosy rosły na długość- nigdy na objętość.” – Małgorzata
Pierwsze słowa wypowiedziane po urodzeniu się dziewczynki w szpitalu, gdzieś tam w Polsce? Były słowami ojca:
- Mój Boże, jakie to brzydkie –
A Bóg łaskawie odpowiedział na to bluźnierstwo, siostrą bliźniaczką Małgosi (pokój jej duszy).
Całe jej życie było stety lub nie pasmem mniejszych i większych nieszczęść. W przedszkolu, malutka, cicha i pulchna. Nie znała odpowiedzi na zadawane pytania, a może i nie chciała? Dla niej świat był tylko wielkim, złym, okropnym czymś. Czymś w czym miała wszystko prócz jednego jedynego elementu: miłości. A świat dla tak małego dziecka, okazał się być okrutny. Naznaczona od dzieciństwa, do dziś pod ubraniami ukrywa blizny przeszłości, nie wspominając o zapijaniu smutków. Czas szkoły był dla niej czasem przetrwania, wręcz panicznej walki o utrzymanie się na powierzchni. Poniekąd się udało, tylko, że zamiast na studiach wylądowała w małym toples barze. Pewnego razu stała za barem znudzona, fioletowe i zielone jupitery świeciły jej jaskrawym kolorytem po oczach, muzyka dudniła i pulsowała, noga tupała do taktu. Nalewała piwo za piwem, chowając co drobniejsze do kieszeni fartuszka i patrząc na coraz to bardziej pijanych ludzi, kiedy do baru podszedł właśnie On. Przedstawił się jako Mariusz i wyraził zdziwienie jakoby tak piękna i zdolna kobieta zajmowała się dystrybucją piwa w takiej spelunie. Wyciągnął z czarnej teczki jakiś dokument, a spod czerwonego cylindra wieczne pióro zatknięte za uchem oraz butelkę po atramencie. Atrament miał kolor bordowy i zapach metaliczny. Podpisała bez zastanowienia, wszystko byle tylko wyrwać się z tej jaskrawej w zieleń i fiolet matni. Już na kolejny dzień miał jej duszę, miał jej ciało, a Małgorzacie wciąż było mało.
Cóż więc, skąd miała wiedzieć o ewentualnym posiąściu przez Mariusza jej duszy?
II. DEGUSTATOR DUSZ is wanted: Mefistofeles (Mariusz)
„Nie chciałbym się wyrażać ani na temat nieba, ani piekła: w obu miejscach mam przyjaciół.”
-Jean Cocteau
Wokół niego krążył wszechświat, każde zwierze, człowiek, odgłos i odczucie, kosmos. Wszystko unosiło się w delikatnym srebrnym pyle, egzystując w przestrzeni zawieszonej gdzieś między rajem a prawdą. Usiłował złożyć jakąkolwiek myśl w jedną logiczną całość, chwytał lewitujące wokół niego głowy aniołów. Dostrzegł jeden szczegół, który nagle przestał mu się podobać. Bolała go głowa, ból pulsował tępo w płacie potylicznym produkując równocześnie strach rozprzestrzeniający się na kończyny.
- W raju nie powinna boleć głowa – pierwsze z jego sensownych myśli brzmiała właśnie w ten sposób, następnie zachwycił się tym, że myśli. Rozkoszował się tym uczuciem układając coraz to nowe słowa w milczące zdania wewnątrz głowy.
- Ale gdzie ja też jestem? Ja najpotężniejszy z aniołów? Potężniejszy od Archanioła Michasia?- rozglądał się. – Na Boga! – nie było to trafne powiedzonko, przynajmniej nie w sytuacji w, której się znajdował.
W głowie kołatało mu się mgliste wspomnienie jakiejś grubej imprezy, kiedy to wypił dzban krwi dziewicy zapijając wódką. Nie, nie, to jednak nieaktualne wspomnienie. Coś musiało być potem. Ah tak! Jego druga potyczka. Zawsze lubił robić na złość swemu twórcy, odnosił się doń z pogardą, a Bóg przymykał na to oko. Rysował sobie jego karykatury i wyrywał innym aniołkom piórka ze skrzydeł, istny szatan! A oto okazało się, że nie dość, że przegrał (wszystko na to wskazywało) to jeszcze znalazł się gdzieś w jakiejś próżni, kosmosie, świecie czy miejscu. Chcąc nie chcąc rozejrzał się dokładniej, zniknęły wcześniejsze odgłosy, odczucia i głowy aniołów, zdołał nawet wymacać gdzieś pod sobą podłoże i na nim wylądować. Otrzepał się z kurzu i rozejrzał.
- No to do roboty! – gwizdnął. I cisza. Gwizdnął raz jeszcze.
Z ciemności wypełznął wąż.
- Powiedz mi co się dzieje mój wierny sługo- rozkazał swym jak był pewien władczym głosem.
- Wymawiam pracę u Ciebie o potężny Mefissstofelessssie.- wysyczał złowieszczo.
- A co z resztą?-
- Zażądali podwyżki-
- Czegóż to pragną?-
- Ziemssskich kobiet Panie-
- Eh, Lilith już im nie wystarcza? Przecież to prawdziwy demon seksu, pamiętasz jak dwadzieścia lat temu obróciła w jeden tydzień wszystkich mężczyzn w Berlinie?- rozmarzył się- to były czasy.
Wąż zachichotał po swojemu i rozpłynął się w ciemnościach.
- Jak zwykle wszystko muszę robić sam- mruknął do siebie Mefisto- Demony moje kochane!- zakrzyknął.
Zjawiły się co do jednego, dwadzieścia trzy stracone dusze, którym wcale nie przeszkadzało, iż są potępione.
- Macie przyzwolenie swojego Pana. Ale każdy bierze po jednej.-
- Niech żyje nasz Władca!- krzyknęli zgodnym chórkiem po czym ocierając łzy wzruszenia, rozprostowali wyniszczone skrzydła i wyruszyli siać zgrozę i gwałt zadawać.
- I znów sam. No cóż, od czegoś trzeba zacząć. Słyszałem, że w Polsce teraz standardy są niczego sobie- ukłonił się niewiadomej przestrzeni głęboko, po czym zniknął.
Dwudziestu trzech mężczyzn, demonów po prawdzie na swój cel wybrało kraj o nazwie ciepło pobrzmiewającej w ustach- posmakiem mdłości i niemożliwą ilością wódki. |
|