niespokojna |
Wysłany: Sob 13:47, 25 Lut 2012 Temat postu: Beznadzieja |
|
Ja się już nie wypowiem.- Autorka
Siedząc na brudnej i zmechaconej kanapie dowiedziałem się, że dziś zabiję swoją pierwszą ofiarę. Dziś, właśnie dziś będzie dane mi poznać ten zwierzęcy zapach strachu. Wyobrażałem to sobie jak w bajce:
Stoję i oddycham, powoli, głęboko czując w płucach mieszaninę ciepłego lepkiego od smrodu powietrza. Stoję pewnie, wśród cieniów wieczora, jest ciemno, tylko gdzieś w oddali widzę żółte koło ulicznej lampy. Chorobliwie żółte światło w dali przyciąga przez chwilę moją uwagę, hipnotyzuje. Otacza mnie ceglany mur, spluwam dwa razy, raz na jakiś czas moją idealną ciszę przerywa przejazd samochodu. Smród z otaczających mnie śmietników i foliowych porozdzieranych wokół nich worków bywa nie do zniesienia w takie upały. Oh, cudnie. Mój wzrok napotyka zupełnie nie znaną mi osobę, przez chwilę przesłania mi światło latarni, stoję spokojnie ukryty w cieniu, czekam na odpowiedni moment, czuję się jak w teatrze. Powoli naprzeciw niego, z mroku wyłaniają się moje wypolerowane wojskowe buty,(podniesienie kurtyny) ciemna kurtka, twarz owinięta czarna chustą z białym celtyckim krzyżem. I nagle(brawa publiczności)niczym mocne uderzenie w twarz, moja krew zaczyna krążyć w żyłach szybciej, a on zatrzymuje się i spogląda nieufnie. Niestety koleś, różnica subkultur. Wyczuwam to na co czekałem. Strach. Węszę prawie jak zwierzyna, ten ni to zapach ni to smród sprawia mi dziką przyjemność. Powoli ze złowieszczym szczęknięciem wydobywam nóż, nie za długi, idealny. Pyk, wciskam sprężynę. Jest ciemno, moje błyszczące buty, jego błyszczące oczy, nasze szybkie i nierówne oddechy,białe sznurówki, brudne czerwone spodnie, nierówno ogolona czaszka, długie splątane kudły. I nagle, tak jak gdyby dopadł mnie instynkt pierwotny, dwoma szybkimi krokami pokonuję odległość dzielącą mnie od ofiary. Łapie go mocno za kark i wykonuję nożem cios pod żebro, czas spowalnia, nóż błyszcząc w ciemności sunie ku jego ciału.Trafia. Piękne, po raz pierwszy słyszę dźwięk rozrywanej skóry i tkanki mięśniowej na żywo. Nie ma piękniejszej melodii. Zgrzyt, trafiłem w kość, trudno. Patrzę mu w oczy.Moje oczy błyszczą, jego powoli gasną, po chwili są już tylko pustym odbiciem mnie i tej okropnej ulicznej latarni. Puszczam jego kark, spadając opluwa krwią moje buty, osuwa się na ziemię.
Krew sunie po chodniku z zadziwiającą szybkością, dociera do kanaliku ściekowego. Stoję i patrzę. Więc to tak wygląda umieranie, szybki ruch dłoni, przyśpieszony oddech i nagle zostaje tylko powłoka, a życie ucieka. Tak zwyczajnie? Moje rozmyślania trwają niecałą sekundę, stoję z zakrwawionym nożem nad konającym, gdy okrutnie głośny kobiecy krzyk wwierca mi się w kolejne płaty mózgu. Krzyk brzmi na rozgłośni echa. Szok, stoję. A potem błysk jak stąd do wieczności i już biegnę, tylko nierówny oddech i miarowy stukot moich butów zaznacza moją niedawną obecność w tej historii.
Wyobrażałem sobie jak w bajce, a wyszło jak zwykle. |
|