blax123 |
Wysłany: Czw 17:19, 29 Lis 2012 Temat postu: S.T.A.L.K.E.R |
|
Mam 12 lat, ostrzegam że mogą być błędy. Tytuł jes tylko tymczasowy, wziął się z gry która zainspirowała mnie do napisania tej książki
Rok 2012... Położenie nieznane. Godzina 6.12 am
- G...gdzie ja jestem? - Powiedziałem rozglądając się do okoła. - To chyba opuszczony dom.
Wokół wszędzie na ziemi leżą łuski naboi. W ręce mam wbitą igłe, czyżbym miał podawane jakieś leki? Za oknem bagno rozciąga się aż po horyzont. Chyba doszło tu do jakiejś walki.
Nic nie pamiętam, ale bezpieczeństwa nigdy za wiele. Broń przydała by się broń, wszędzie w okół leżą łuski... ale nimi nikogo nie zabije. Może nóż? Skoro to dom to powinna być i kuchnia. Powoli wstałem z materaca całego we krwi. Nogi mi się uginają, co tu się stało? Ile ja spałem, w ogóle nie czuje swoich mięśni.
Krok za krokiem doszedłem do kuchni, lecz zanim postawiłem na niej noge zobaczyłem w niej psa. Psa z dwiema głowami. Teraz nie miałem już wątpliwości że coś się tu zaszło.
Szybko podbiegłem do blatu i wziąłem do ręki nóż odskoczywszy dwa kroki. Jako iż miałem tylko jedną szanse to bez namysłu chwyciłem nóż za ostrze i rzuciłem nim w jedną z głow psa. O dziwo, trafiłem! Lecz kundla to nie wzruszyło ponieważ ma ciągle jeszcze jedną głowę. Z mieśniami czy bez musze go zabić, inaczej TO COŚ mnie zabije. Zakasałem rękawy poszarpanej bluzki i skoczyłem na niego jak w zapasach. Kiedy chwyciłem prawie metrowego psa Zauważyłem że nie tylko miał dwie głowy, ale także dwa rzędy ostrych zębów. W ostatniej chwili zanim pies zdążył wgryść mi się w szyję ukręciłem mu kark. Wyjmując nóż z jednej z głów zabrałem jego skórę,kły i wyruszyłem w bagna.
Rozdzial I:
Jak sie tu dostalem?
Na bagnach trzeba przetrwać samemu… caly czas tak myslałem, lecz teraz wiem że sam sobie nie poradze. Pierwszej nocy postanowiłem zorganizować sobie obóz, jakiś kilometr od nieszczęsnego domu… Nie był jakiś super, ot 10 większych patyków wokól na wzór namiotu.
- Noce są zimne, sam obóz nie wystarczy. Już wiem, potrzeba ogniska, kilka gałęzi powinno wystarczyc. Tylko jak rozpalić ognień? Jest zbyt wilgotno aby korzystać ze starej metody pocierania o siebie dwóch patyków. Może lepiej zostawić ognisko i zrobić sobie spiwór z wcześniej zebranej skóry? Jeśli ktoś jeszcze tu żyje to na pewno będzie to lepsze rozwiązanie.
Położylem się spać. Kiedy się obudziłem nie było jeszcze widno... była może 4 rano? Zebrałem wszystkie potrzebne rzeczy takie jak skóra i wyruszyłem dalej. Idąc na południe znalazłem zniszczony wóz i martwego konia, pewnie ciągną wóz. Niestety koń był zgniły, nie zostało z niego prawie nic więc nie nadaje się do jedzenia. W wozie natomiast znalazłem troche konserw i puszek z sodą. Wątpie żeby ktoś wiózł takie zapasy ot tak sobie, za dużo się nagrałem w gry żeby wiedzieć że gdzieś niedaleko może być osada. Dalej idąc nie działo się nic... szedłem cały czas od dwóch godzin i nic. Może poszedłem w zlą strone? Pomyślałem. Cały czas dręczyła mnie myśl jak się w ogóle tu znalazłem, co robiłem w tamtym domu? Siedząc bezczynnie niczego się nie dowiem, musze iśc dalej. Szedłem pijąc puszkę sody i znalazłem leżącego człowieka, nie wiedziałem czy jest martwy czy nie, nawet jeśli jest to może ma coś przy sobie. Podszedłem do niego i szturchnąłem ciało, poruszyło się.
- Żyjesz? – spytałem się.
- Taa, żyje. Tak sądze. Kim jesteś?
- Ja? – chwile się zastanawiając odpowiedziałem – nie wiem, tak samo nie wiem jak się tu znalazłem, a ty?
- jestem Johny, nie moge ci powiedzieć co to za miejsce bo sam do końca nie wiem. Żyje tu od dwóch lat, lecz nie wiem kiedy się tu znalazłem a także kim jestem i co to za miejsce. Wiem że wszyscy którzy żyją w tym miejscu też zapomnieli wszystko o sobie.
- Wszyscy? Czyli żyją tutaj inni ludzie?
- Taa, niedaleko jest osada. Możesz ze mną pójśc jak chcesz.
- Dobra, tylko co ci się stało? Leżałeś w krzakach nieprzytomny.
- Nie wiem, każdemu się to zdarza. Raz na jakiś czas na niebie pojawiają się wyładowania elektryczne czy coś w tym stylu, wtedy trace przytomność.
- Tylko ty? Nikt inny nie ma takich dolegliwości?
- Inni też tak mają, nikt nie wie dlaczego. Pytanie jest jedno. Czemu tobie się tak nie dzieje?
- Skąd mam wiedzieć dopiero co się tu pojawiłem, zamiast ciągle gadać chodźmy już.
Droga nie była długa, zajęła nam mniej więcej godzine. Po drodze podzieliłem się z Johnym jedzeniem i piciem, był mi wdzięczny. W tej osadzie chyba nie jest zbyt bogato. Kiedy byliśmy w tej osadzie nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
- To jest to? To jest ta osada?
- Tak. Czego się niby spodziewałeś? Miasta?
- Przecież to są tylko 4 domki na krzyż!
- I co z tego? Wbrew pozorom żyje tu 15 ludzi, wliczając mnie.
- I niby wszyscy się kisicie w tych czterech domach?
- Oczywiście że nie, w domach mieszkają najbogatsi ludzie. Reszta śpi pod gołym niebem. Największym plusem jest to że mamy własną zagrode, więc jedzenia nam nie brakuje.
- No dobra, ale co ja mam teraz robić
- Zaprowadze cię do naszego, hmmm. Jakby to powiedzieć. Burmistrza? Tak czy inaczej zaprowadze cię do założyciela tej wioski.
Idąc zauważyłem dwoje dzieci bawiących się na podwórku przy zniszczonej studni, czyżby dzieci też tutaj się budziły bez żadnych wspomnień?
- Hej, skąd są te dzieci? – Zapytałem się.
- Nie wiem, przybyły do tej wioski tak jak ja, idąc ślepo przed siebie. Teraz mają przybranych rodziców, więc nie są samotne.
Jak byliśmy już pod drzwiami, rozejrzałem się dookoła. Dom był strasznie zniszczony, podpory które go utrzymywały były całe zrzarte przez korniki i zgniłe.
- Nie sądze żeby mieszkanie w tym domu było bezpieczne – Powiedziałem
- Czemu nie? Bezpieczne czy nie, zawsze jest to dom. Powinien wytrzymać jeszcze z kilka miesięcy.
- Dobra, wchodźmy
I weszliśmy, w środku było normalnie, jak na pustkowie. Kanapa, stół, krzesła, jadalnia, kuchnia, łazienka. Na końcu korytarza był pokój, a w nim tak zwany burmistrz, potrzedłem i się przywitałem
- Witam, przyprowadził mnie Johny – powiedziałem nieśmiale – nie wiem kim jestem ani skąd pochodze. Mam tylko lekkie przebłyski pamięci o świecie zewnętrznym. Ponoć mogę zamieszkać w tej wiosce.
- Owszem możesz tutaj zamieszkać, zaraz zapisze cię do listy mieszkańców, ale czekaj. Chwlia. Masz przebłyski pamięci? Jakim cudem! Nikt z nas nic nie pamięta, nikt!
- Chwila, czemu nic mi nie mówiłeś że masz przebłyski pamięci? – Zapytał się mnie Johny – Burmistrzu, w dodatku on nie miewa omdleń przy wyładowaniach – odparł do burmistrza.
- Jak to jest możliwe? Jesteś wyjątkowy – Zwrócił się do mnie Burmistrz – Tak czy siak, możesz tu zamieszkać. Lecz najpierw trzeba ci nadać imię, możesz sam jakieś zasugerować jak chcesz.
Hmmm, imię tak? Nic nie pamiętam więc dobrze by było gdyby ktoś nadał mi jakieś imię
- Może Jory? – zasugerowałem
- Jeśli sobie życzysz, może być Jory. Zapisze cię do listy mieszkańców, chcesz jakiś dopisek? Nazwisko lub coś w tym stylu?
- Nie, nie potrzeba.
Kiedy wyszliśmy z domu Johny się mnie zapytał
- Hej! To prawda że masz przebłyski pamięci? Opowiedz mi coś o prawdziwym świecie, ja nic nie pamiętam.
- No cóz, wiem że są wielkie miasta z wieżowcami i...
- Wieżowcami? – Wtrącił się Johny. – Co to są Wieżowce?
- Są to wielkie budynki na kilkadziesiąt pięter, zazwyczaj sięgają do chmur.
- Wow, chciałbym kiedyś powrócić do prawdziwego świata, albo chociaż odzyskać część mojej pamięci.
- Tak w ogóle możesz mnie oprowadzić po wiosce?
- Jasne, chodź |
|