N0cnyŁo\/\/ca |
Wysłany: Wto 15:19, 14 Maj 2013 Temat postu: Pierwszy krok do zajawki?! ;> |
|
Witam. Jestem tu nowy. Od jakiegoś czasu złapała mnie zajawka na napisanie książki, ale dopiero wziąłem się za nią kilka dni temu... Zamieszczam tu, to co do tej pory stworzyłem.
Otworzył oczy. Wszędzie było jasno. W kącie stała jego żona. Kiedy ją zauważył, lekko otumaniony zapytał.
- Elka, co się ze mną działo?
Spojrzała na niego i się uśmiechnęła. Podeszła do męża, dotykając jego twarzy stwierdziła...
- Kochanie, pewnie znowu miałeś koszmar.
- Co? Jaki koszmar? - popatrzył na nią z niedowierzaniem.
Odwrócił wzrok i gubiąc się we własnych myślach, oznajmił.
- Przecież... Przecież ja tam byłem
- Gdzie byłeś? Co masz na myśli?
Przez chwilę zastanawiał się, czy jego słowa nie zabrzmią, jak słowa wariata.
- W stodole. Nie pamiętasz żadnych hałasów?
- Tak w ogóle, która jest godzina?
Popatrzyła na zegar. Wtuliła się do niego i słodkim szeptem odpowiedziała…
- Za pięć siódma. Skarbie co Ty mówisz… przecież zasnęliśmy razem.
Odwrócił wzrok i osobiście spojrzał, na godzinę.
- Mógłbym przysiąc, że to się zdarzyło naprawdę. Pamiętam wszystko…
Zaciekawiona próbowała wydobyć, z niego jeszcze parę słów.
- Co takiego?
Objął ją hipnotyzującym wzrokiem, ale jednak powstrzymał się od ujawnienia prawdy.
- Nie ważne… Pójdę się ogarnąć i zaraz bierzemy się do pracy.
Podniosła się z łóżka i już wiedziała, że to co ukrywał, musiało naprawdę go przerazić. Aby już go nie nękać, zmieniła temat.
- A może najpierw coś zjesz ?
Bez zastanowienia, odparł…
- Nie, nie mam apetytu.
Wstał i od razu ruszył zdecydowanym krokiem, w kierunku łazienki.
Żona zdążyła, tylko westchnąć z nietęgą miną…
- Jak chcesz.
Bartosz udał się do łazienki i wykonując codziennie czynności, ciągle zastanawiał się, co się działo poprzedniej nocy. W myślach zadawał sobie, wciąż to samo pytanie… -Na pewno, to był sen? Skutki uboczne, w głowie miał aż do teraz. Uczucie, jakby jego mózg miał za chwile wybuchnąć, przyprawiało go o mdłości. Nie czuł bólu, jakby był poddany znieczuleniu. Za to wrażenie natarczywego pulsowania w środku, nadrabiało jego brak i doprowadzało go do szaleństwa. Nagle zastanowiło go…
Gdzie jest Misiek?
Kierował się wciąż wspomnieniami, ze snu. Pamiętał że zanim to coś go dopadło, psa już przy nim nie było. Zaczął go wołać. Żona wyszła z pokoju, przybliżyła palec do ust, a palcem z drugiej ręki wskazała na górę. Miało to oznaczać, że na górze śpią jeszcze dzieci.
Od razu zrozumiał ten gest i po cichu zapytał ją, czy widziała psa.
- Jest na dworze. Odparła.
Zaczął się rozglądać, za zwierzakiem. Skierował się w stronę gospodarstwa, podejrzewając że go tam zastanie. Elżbieta już wcześniej otworzyła furtkę, ale nie mogła się zebrać, by nakarmić zwierzęta.
- Misiek, Misiek ! – Nawoływał ciągle.
Pies nie dawał znaku życia…
Ostatni raz widział go w stodole, więc podświadomie się tam udał.
To co zobaczył wprowadziło go w lekki szok, a pulsowanie w głowie się znacznie nasiliło.
Drzwiczki… Tak jak na początku snu ! Nie mógł w to uwierzyć. Wszedł do środka…
Zniszczona latarka, leżąca przy ścianie, a obok niej upuszczona siekierka.
Włosy na głowie, zaczęły mu się jeżyć, ale nie z powodu dwóch pierwszych przedmiotów, tylko tego co leżało po drugiej stronie. Podszedł bliżej.
Wzrok go nie zawodził. Była to zakrwawiona kartka papieru. Dopiero, gdy przyjrzał się jej bliżej, zauważył coś co mało nie doprowadziło go do zawału.
Napis…
- To nie był sen : )
Prawie zwymiotował, lecz na szczęście zdążył w porę wybiec na świeże powietrze.
Nie myśląc, o niczym innym pobiegł do domu, by udowodnić wybrance serca, że to nie był zwyczajny koszmar.
-Elka, Elka ! Musisz to zobaczyć ! - Zaczął krzyczeć, gdy zauważył siedzącą na schodach żonę.
To… To było naprawdę! - Bełkotał, ciągnąc za rękę nie wiedzącą o co mu chodzi Elżbietę.
Gdy tam dotarli… dla niego to był kolejny szok. Drzwiczki były zamknięte na kłódkę.
Wyszeptał… - Jak to możliwe?
Coś ze mną nie tak. Chyba popadam w obłęd…
Zdyszana zdążyła odpowiedzieć… - Spokojnie, coś Ci się przywidziało. Poczekaj tu na mnie. Zaraz wracam.Wezmę tylko klucz. Wejdziemy tam oboje i to sprawdzimy, dobrze?
Bartosz niechętnie się zgodził. Nie czekał na nią długo, bo już po trzech minutach była z powrotem na miejscu. Wyrwał jej klucz z dłoni i trzęsącymi się rękami otworzył kłódkę. Kazał jej wejść pierwszej.
Już po paru sekundach wrzasnęła…
- Jezu! Skąd się to wzięło?!
Mimo tego odetchnął z ulgą. Przynajmniej miał pewność, że nie były to halucynacje.
Po chwili wszedł do środka. Zorientował się, że nie ma już papieru, który widział przed chwilą, ani latarki. Jest za to… zakrwawiona siekierka, ale nawet nie to przyciągnęło jego uwagę.
Zapłakana żona zasłaniała coś opartego, o skrzynkę wskazując na to drżącym palcem.
Krzyknął – Ja pierdole! Co to jest?! Odejdź od tego!
Jednak do sparaliżowanej strachem żony, nic nie docierało. Podbiegł do niej i odciągając ją, zdążył zobaczyć coś, co go wręcz zahipnotyzowało…
Dwiema rękami zasłonił jej twarz i sam stanął, jak wryty. Jego oczom ukazał się widok szarego płótna, z namalowaną krwią liczbą… 666.
Złapał Elżbietę za rękę i oboje, zaczęli biec do wyjścia.
Udało się im. Byli cali w sensie fizycznym, ale w psychicznym… wpłynęło to na nich gorzej, niż jakby ktoś im zrobił osobiste pranie mózgu.
Usiedli na schodach, nie wiedząc co dalej z tym zrobić…
Elżbieta przerwała milczenie i zapytała. - Co z Miśkiem?
Mężczyzna pod wpływem emocji, całkowicie o nim zapomniał.
- Nie wiem. Nie widziałem go. Poszukamy go z tyłu?
Zgodziła się. Nie chciała zostawać sama, po tym wszystkim.
Ominęli łukiem wcześniejszy budynek i nawoływali razem.
-Misiek, Misiek! Chodź tutaj!
Bez skutku…
- To wszystko nie ma sensu! Co się tutaj dzieje, do cholery?! – Krzyknął.
Uznała jego słowa, za pytanie retoryczne. Zresztą nawet nie wiedziała by, co odpowiedzieć. Poszli dalej i skręcając za oborę zobaczyli coś, dzięki czemu wcześniejsze emocje połączyły się, z następnymi paranojami. W nietypowy sposób kilka kaczek, kur i gęsi, leżało martwych. Dlaczego nietypowy? Ponieważ ptaki nie były wszędzie rozwalone, a ułożone osobno gatunkami. Tworzyły tą samą liczbę, która była widoczna na płótnie. Z niedowierzaniem, odkryli coś jeszcze… Każda szóstka była stworzona, z takiej samej liczby ofiar. Nie trudno się domyśleć, ile zwierzęcych trupów przypadało na jedną...
Zaczęli się kłócić…
- Boże! Co Ty sprowadziłeś na nas! – Obwiniała go o wszystko.
- NIE! NIE! KURWA NIE! Mam tego dość! Jeszcze Ty stwarzasz dodatkowe problemy, zamiast mnie wspierać?! –wykrzykiwał.
- Opanuj się kobieto! Powiem Ci wszystko, co pamiętam, tylko nie kłóćmy się. BŁAGAM !
To było tak… - Z mniejszym gniewem, kontynuował.
Z tego co pamiętam, w nocy nas wszystkich obudziły hałasy. Wyszedłem z psem, by to sprawdzić. Miałem przy sobie siekierkę i latarkę. Pies prowadził mnie prosto do gospodarstwa. Nagle zaczął warczeć i ujadać.
Biegł w kierunku stodoły, prześlizgując się pod siatką. Ja ledwo dotrzymywałem mu kroku. Przeskoczyłem siatkę. Parę metrów dalej, ujrzałem uchylone drewniane drzwiczki od stodoły. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, to że ktoś się włamał. Otworzyłem je jednym ruchem na oścież i szepnąłem psu na ucho…
- Bierz ich , bierz ich.
Rozzłoszczony Misiek wskoczył susem do środka. Ja natomiast stanąłem przy wejściu i oświetlałem każdy kąt wewnątrz. Zdziwiło mnie, że emocje psa, tak szybko opadły i w padającym świetle zauważyłem nawet jego merdający ogon. Myślałem, że może coś mi się uroiło. Obarczyłem winą, jakieś duże zwierze, które w ciemnościach uciekło nam z przed nosa. Tak samo jak z kłódką… Wkręciłem sobie, że zapomniałem jej założyć. Dla pewności osobiście poszedłem sprawdzić wnętrze. Schyliłem się i przeszedłem przez próg. Małymi kroczkami poruszałem się do przodu. Gdy byłem już mniej więcej w połowie budynku, stanąłem i sam po cichu się do siebie zaśmiałem, z tego jakiego strachu napędził mi czworonóg. Śmiech przerodził się w zdziwienie, gdy zorientowałem się za moment, że psa ze mną nie ma. Pomyślałem, że po cichu się wymknął, nie czekając na mnie. Już zawracałem, kiedy nagle przy wyjściu zauważyłem przebiegający cień w świetle… Przypominający drobnej postawy dziewczynkę. Serce tak mi podeszło do gardła, że tylko wybełkotałem.
- Kto, kto tam jest?!
Nie uwierzysz co się stało… To było przerażające.
Otóż… - Westchnął.
Drzwiczki bezszelestnie się zamknęły. Zamarłem w bezruchu. Mój łapczywy oddech, zagłuszał nawet łomot serca. Opanowałem się po chwili i rzuciłem do wyjścia, niczym planujący ucieczkę więzień. Droga zaczęła się wydłużać, a cel znacznie się oddalać.Porównałbym to nawet, do opowiadań niektórych ludzi, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Za chwile dopadło mnie uczucie wirowania, jakbym spożył zagrażającą życiu ilość alkoholu, choć byłem całkowicie przytomny. Najmocniejsze zawirowanie, o mało nie powaliło mnie na nogi. Upuściłem latarkę i w ostatniej chwili złapałem się dłonią ściany. Latarka przestała działać. Nawet nie miałem tchu, by wołać o pomoc, ponieważ za moment coś zaczęło mi ściskać płuca. Z własnej woli zrobiłem, to samo z siekierką. Złapałem się dwiema rękami ściany. Nie pomogło…
Poczułem jak lecę do tyłu. Z niewiadomego kierunku do uszu, docierał przenikliwy śmiech dziewczynki. Prawie rozsadzał mi bębenki. Wszystkie wspomnienia i całe życie, przeleciało mi przed oczami. Czułem się, jakbym umierał. Tak bardzo się bałem…
Upadłem. Nic więcej nie pamiętam.
- Rozpłakał się jak dziecko, kończąc opowieść.
Oceny i komentarze mile widziane ^^ |
|