Autor |
Wiadomość |
Shiff |
Wysłany: Pon 16:38, 13 Sie 2007 Temat postu: |
|
W sumie to nie bylo zle, ale mógłbys wymyślić coś własnego a nie bazować na Sapkowskim. Jeżeli dobrze pamietam to wiewiórki nazywaly się w starszej mowie Scioatel czy jakoś tak a te Twoje nazwy rzeczywiście jak nazwy leków. Acha w jednym miejscu zanlazłem błąd składniowy:
"Cisze która nastała przerwał pierwszy półelf. " napisałeś tak, kakby tam bylo kilku pólelfow i pierwszy z nich przerwal ciszę, powinno być:
" Cisze, która nastała pierwszy przerwal połelf"
A pozatym to nie satwaisz przecinków i to dodatkowo momentami utrudnia czytanie. Ogółem na 3+ |
|
|
OSA |
Wysłany: Pon 15:03, 13 Sie 2007 Temat postu: |
|
Oczywiste zakończenie. |
|
|
memento |
Wysłany: Czw 7:52, 05 Lip 2007 Temat postu: |
|
Nic dodać nic ująć do wypowiedzi hexeta, poza tym jeszcze wyobrażam sobie konie przestepujące z nogi na nogę |
|
|
Sempai |
Wysłany: Czw 0:14, 05 Lip 2007 Temat postu: |
|
Hehe. Nie czuje specjalnie takiej potrzeby, bo i to opowiadanie było pisane tylko do wglądu jednej osoby, tutaj mistrza pbfa na pewnym forum. Postaci są zrobione na szybko i nie miały służyć większym celom ;] |
|
|
Hexet |
Wysłany: Śro 23:02, 04 Lip 2007 Temat postu: |
|
Nie podoba mi się. Nie lubię "opowiadań", z cyklu RPG (Rozpaczliwe Puste Gadanie). Widać, że napisane przez RPGowca, bo opisy są baaardzo "mistrzowskie". Zgodzę się, że na sesji mogły by przejść, ale w tekście prozatorskim, brzmią sztucznie i nieprofesjonalnie.
Często powtarzasz wyrazy(w tym nazwy własne!)
Dialogi są sztywne, a sama treść... W na sesji uszłaby, ale w tej pseudo-noweli jest zbyt kiepsko wyeksponowana.
Przykro mi, że musiałem tak pojechać, ale wychodzę z założenia, że uniwersum "Wiedźminowskie" należy do Sapka i jakakolwiek próba podrobienia go skończy się fiaskiem.
To są oczywiście moje prywatne przemyślenia i możliwe, że się mylę
PS. Zrób coś z tymi imionami, brzmią jak nazwy leków psychotropowych. |
|
|
Sempai |
Wysłany: Śro 22:41, 04 Lip 2007 Temat postu: Historia Delgaera |
|
Była ciepła letnia noc. Dwóch podróżnych siedziało przy ognisku pod zwalonym dębem na polanie nie opodal traktu.
- Ładną mamy dzisiaj noc Rakainenie - stwierdził młodzieniec, odziany w ubrania szlacheckie. Kranir poznał swego kompana, półelfa, który siedział obok niego, parę dni temu w gospodzie „Pod Złamaną Strzała”. Od tej pory podróżowali razem, choć rozmowny młody szlachcic jakim był Kranir nie znalazł dobrego towarzysza w Rakainenie.
Półelf na te słowa wyrwał się z zadumy i spojrzał na niebo.
- No nawet, nawet- po czym spuścił znowu głowę i zamilkł.
Rakainen, za dobrze zbudowany jak na elfa, a za przystojny jak na człowieka. To był pierwszy spotkany przez Kranira, który uciekł niedawno z domu, półelf. Miał na sobie skórzane spodnie, kaftan i czarny znoszony płaszcz. Przy nodze miał małą pistoletową kusze. Innej broni u tego tajemniczego półelfa, młody szlachcic nie zobaczył.
- Czym się zajmujesz Rakainenie? – podjął znów Kranir. Ja swą historię ci już opowiedziałem, a ty o sobie milczysz.
- Nie jest to istotne i lepiej byś o mnie nic nie wiedział – powiedział Rakainen obrzucając swego przypadkowego towarzysza nieprzyjemnym wzrokiem.
Człowiek zamilkł na chwile i z wahaniem odrzekł.
- Słyszałem fragment twojej rozmowy z szlachcicem w tamtej karczmie kiedy się poznaliśmy. Gdy dawał ci pieniądze powiedział coś o dobrze wykonanej robocie i podziękował za uwolnienie go od.. kogoś.
Rakainen oderwał wzrok od ognia w który jak dotąd się wpatrywał i spojrzał badawczo na człowieka.
- I jakie wnioski wysnułeś?
Kranir się zmieszał i po chwili zaczął jąkając się mówić.
- Bo, bo mój ojciec.. kiedyś mi opowiadał o takich lu.. osobach.. osobach które zarabiaja na życie.. niegodziwymi czynami - dokończył szybko swą wypowiedź i poruszył się niespokojnie gdy Rakainen nieoczekiwanie wybuchł śmiechem.
- Czyli twierdzisz że jestem płatnym zabójcą? - powiedział gdy już się uspokoił.
- No, nie wiem.. – odparł Kranir zdziwniony zachowaniem półelfa.
Cisze która nastała przerwał pierwszy półelf.
- Sam swojej profesji nie wybrałem.. - stwierdził cicho, lodowatym głosem Rakainen.
- Jak to? - na twarzy młodzieńca malował się strach – Czyli ty naprawde..
- Tak. Zabijam dla pieniędzy, choć nie tylko. – na jego twarzy znów zagościł uśmiech.
Kranir widząc to uspokoił się i zapytał.
- To kim chciałeś być?
- Miałem być cyrkowcem tak jak reszta mojej rodziny. Mój ojciec jeździł po miastach ze swoja trupą, i w jednym z nich poznał moją matkę, w której się zakochał z wzajemnością. Ona była elfką. – taka długa wypowiedź zaskoczyła Kranira.
- To co się stało?
- Pewnego razu kiedy staliśmy obozem niedaleko traktu przyjechała do nas grupa dziesięciu zbrojnych jeźdźców, którzy zapytali ojca o moja matkę. Gdy ojciec nie chciał im nic powiedzieć, zabili go. Na moich oczach zaczęła się rzeź. Jakoś nam się z matką udało uciec. Powiedziała mi wtedy że tamci ludzie szukali jej, bo była kiedyś w wiewiórkach. To ona mnie wyszkoliła w sztuce zabijania i przekazała mi swoje dwa sztylety, które miała latami ukryte w jednym z wozów. Ojciec nic o tym nie wiedział..
Po krótkiej chwili ciszy, podczas której Kranir walczy z niespokojna chęcią spytania towarzysza czy ma dalej te sztylety, znów podjął Rakainen.
Matke złapali pare lat później gdy zostawiła mnie samego przy koniach i poszła do zajazdu sprawdzić czy jest tam bezpiecznie. Nie było.. Patrzyłem z krzaków jak ją zcinali.
Ręka Rakainena bezwiednie powędrowała do szyi zaciskając się na jakimś przedmiocie.
- A nazywam się Delgaer, Kranirze synu Danira. – wzrok półelfa utkwił w człowieku. – i zapamiętałem twarze morderców moich rodziców. Odnalazłem i zabiłem już dwóch z nich. Używam zmienionego nazwiska żeby nikt nie ostrzegł reszty przede mną. Nie mogę zostawiać za sobą żadnych śladów. – nagle zwrócił głowę w stronę ognia – żadnych..
Kranir szczęśliwy, że nareszcie skłonił towarzysza do rozmowy powiedział.
- Przykro mi, że tak nieszczęśliwie potoczyły się Twoje losy i dziękuje, że się przede mna otworzyłeś.
Nastała cisza. Słychać było doskonale przestępujące z nogi na nogę konie przywiązane z drugiej strony pnia. Po chwili Kranir usłyszał szept.
- Żadnych.
W narastającej ciszy dał się usłyszeć jedynie cichy trzask wyskakującego z rękawa Delgaera sztyletu.
Przypis autora: Opowiadanko króciutkie, wytwór nagłego "natchnienia" a także potrzeby związanej z pewnym PBFem wiedźminowskim na pewnym forum. Czytajcie i oceniajcie |
|
|