Yan |
Wysłany: Pią 13:07, 17 Sie 2007 Temat postu: Bajka z morałem. |
|
Był piękny słoneczny dzień. Leciałem sobie właśnie blisko gór Atlasu, kiedy zza chmury ujrzałem nagle jakiś poruszający się kształt u stóp pierwszego wzgórza. Pomyślałem, ach, co mi tam, sprawdze, a nuż coś na obiad...
Poleciałem więc w kierunku owego kształtu, który przy bliższej odległości przybrał kształt małego, ludzkiego dziecka. Zdziwiło mnie niezmiernie, co taki brzdąc robi sam u stóp tych ogromnych gór. Najbliższa wioska byla oddalona o dziesiątki kilometrów...
Przysiadłem na gałęzi najbliższego drzewa i przyjrzałem się dziecku lepiej. W jego dłoni zobaczyłem jakiś kształt, który wydał mi się dziwnie znajomy, a jednocześnie w tych okolicach zupełnie absurdalny... chwila, ja wy, ludzie, to nazywacie ? Ach tak. Łopatka. Tak więc przyglądałem się z najwyższym zdziwieniem brzdącowi, który z zapałem zaczynał właśnie małą ,drewnianą łopatką przekopywać góry Atlasu...
Już miałem podlecieć do niego i zapytać czy ma jakiś wyższy cel, gdy nagle w krzakach obok coś zaszurało. Okazało się, że nie byłem jedynym obserwatorem dziecka. Z chaszczy wyszedł na spotkanie chłopczyka rudy lis. Znałem tego cwaniaka, zawsze musiał wtykać nos w nie swoje sprawy... Podszedł on więc bliżej i zapytał:
-Hej chłopczyku, a co Ty tutaj robisz ?
Dziecko odwróciło się na chwile, delikatnie uśmiechnęło i odwróciwszy się z powrotem odrzekło:
-Kopię sobie.
Lis troszkę sie zmieszał...
-Ale po co kopiesz ?
Dziecko tajemniczo odpowiedziało:
-Choć bliżej, to się przekonasz...
Lis z ciekawością zbliżył się do dziecka. Gdy był już nad jego ramieniem chłopczyk nagle odwrócił się, ryknął i rzucił się lisowi do gardła. Krew trysnęła z przegryzionej tętnicy. Patrzyłem na to z przerażeniem.
A chłopczyk, jak gdyby nigdy nic podjadł sobie trochę i z błogim uśmiechem oznajmił :
-Ach te lisy, kochane zwierzątka... zawsze dają się nabrać...
Po czym wrócił do kopania śmiejąc się radośnie.
Jaki morał z tej chorej bajki ?
Ciekawość to pierwszy stopień do żołądka.
A na lisy najlepsze są drewniane łopatki.
***
Wiem, że to chore, dziwne i nikomu niepotrzebne opowiadanie, o żelbetonowym zakończeniu ze zbrojeniem, ale dawno niczego nie pisałem  |
|