OSA |
Wysłany: Pon 19:11, 10 Wrz 2007 Temat postu: "EPIZOD PRZY BIURKU" Erich Maria Remarque |
|
EPIZOD PRZY BIURKU
Kilka minut po tym, jak zapłonęła lampa przy moim biurku, jakiś cień o srebrnych skrzydełkach pojawił się w kręgu światła i zaczął je śpiesznie okrążać, jakby obawiał się, że przyleciał za późno. Co rusz przypuszczał odważnie daremny szturm na świecący wieniec metalowych drucików żarówki i rozdrażniony oporem odbijał się od niewidocznego szkła jak była kochanka od niewypowiedzianej obcości mężczyzny.
Na widok fruwających moli przekazywana od wieków z pokolenia na pokolenie troskliwość matek każe wstąpić w dłonie obawie o zawartość szaf ubraniowych, i owe dłonie stają się klaszczącymi raz po raz prześladowcami skrzydlatych stworzeń, żeby dostać je między siebie niczym kamienie młyńskie- ziarno.
W mimowolnym odruchu też wyciągnąłem rękę, trochę niezdecydowany, czy chwytać połyskliwego starozłotego, podzielonego na wyraźne segmenty owada, którego miałyby rozetrzeć na bezkształtne coś moje zginające się palce. Mól uciekł jednak przed zbliżającymi się upiornymi napastnikami i odfrunął na kość policzkową pożółkłej trupiej czaszki obok lampy, a potem, kiedy i tam zagroziło mu niebezpieczeństwo, schronił się w jednym z oczodołów czaszki.
Pełzał trochę po swojej kryjówce, w końcu schował się w cieniu, niespokojnie poruszając skrzydełkami. Wydawało się wręcz, że to wypłoszone w tajemniczy sposób życie zaczęło na powrót straszyć w oczodołach. Przez to znana od lat i swojska głowa przybrała nagle niesamowity, groźny wygląd, i ścigająca mola ręka zatrzymała się. Głowa stanowiła bowiem jakieś mistyczne tabu, nieprzekraczalne refugium jak kościół w średniowieczu dla tych, którzy szukali w nim ratunku przed siepaczami.
Otoczony zewsząd śmiercią, mól wiódł najbezpieczniejszy żywot. Stał na straży życia. W jego kostnej jaskini zwierzę znalazło bezpieczną kryjówkę, która dla kierowanej myślą ręki stała się bladym ostrzeżeniem. Ze stworzeniem związała się bez strachu, natomiast między pojmującym jej istotę człowiekiem a nią samą rozwierała się szczelina zgrozy.
Człowiekowi dane jest niewesołe poznanie; tylko on wie, że musi umrzeć. I jego ciężka tęsknota za wiecznością buntuje się przeciw temu; jednak przykuty łańcuchem do koła czasu porywany jest od przemiany do przemiany. Obdarzony wiedzą, wydany na pastwę losu, ale nie mogąc się przed nim bronić, szuka sensu istnienia, lecz nigdy go nie pojmie.
Jak mocno natomiast pierścień zdarzeń obejmuje stworzenie: bez lęku i gorzkiej wiedzy wędruje ono od rozpadu do rozpadu- nawet oczodół śmierci go nie odstrasza. Tylko człowiek odczuwa przemijanie; czyż nie staje przez to poza rzeczami i nie może już w nie wejść? Co za ironia poznania- która czyni bardziej obcym niż kiedykolwiek…
Z cienia czaszki mól wystawił badawczo delikatne czułki. Podfrunął w górę i znów zaczął krążyć wokół światła; tym razem ręka nie podążyła już za nim… Za oknami podniósł się wiatr, w oddali dudnił pociąg… |
|